Drugi dzień Mistrzostw Świata w Egipcie dobiegł końca. Rywalizacja rozpoczęła się i zakończyła najciekawszymi spotkaniami. O 15:30 mierzyli się reprezentanci Rosji i Białorusi. Wieczorem nadszedł czas na jeszcze większy spektakl. Norwegowie grali z Francuzami. W tej potyczce lepsi okazali się Trójkolorowi. Wygrali oni to spotkanie 24:28, a teraz przedstawimy Wam krótkie podsumowanie tego meczu.

Punktualnie o godzinie 20:30 wybrzmiał gwizdek inaugurujący grupę E. Wielu ekspertów uważało, że spotkanie to finał już w rundzie wstępnej. O grze na najwyższym poziomie, mogliśmy przekonać się na początku. Pierwsza bramka dla reprezentacji Francji to poezja piłki ręcznej. Wrzutka w pole karne i gol z powietrza Kentina Mahé. To właśnie ten zawodnik otworzył na dobre spotkanie, zdobywając cztery bramki dla Francuzów. Ewidentnie Trójkolorowi weszli w ten mecz lepiej. Po pięciu minutach mieliśmy wynik 1:4. Chwilę później obudził się inny zawodnik. Tym razem była to gwiazda Norwegów, Sander Sagosen. Gracz THW Kiel kreował akcje i po dwunastu minutach mieliśmy remis 6:6. Wydawało się, że teraz mecz rozkręci się na dobre i zobaczymy wiele pięknych bramek. Nic bardziej mylnego. Z bardzo dobrej strony zaprezentowali się bramkarze obu reprezentacji. Pardin z Francji oraz Bergerud z Norwegi, notowali świetne interwencji. Dopiero w 23 minucie Norwegowie przełamali niemoc, strzelając gola na 9:9. Do końca połowy remis już się utrzymał. Po 30 minutach rywalizacji mieliśmy wynik 13:13.

Druga połowa znów rozpoczęła się od mocnego akcentu w wykonaniu bramkarzy. Tym razem w roli głównej był Wesley Pardin. Francuzki bramkarz notował skuteczność obronionych strzałów na poziomie aż 50 procent. Dopiero w 38 minucie strzelił na 14:16, przełamując się w drugiej połowie. Po 40 minucie znów poczuliśmy się jak w finale. Zawodnicy kreowali wiele akcji, wykorzystywali je oraz nie dawali za wygraną w obronie. Teraz liczyła się każda bramka, a błędy mogły dużo kosztować. To właśnie niecelne podania, złe ustawienie i nieprzemyślane decyzje spowodowały, że w 50 minucie Norwegowie przegrywali różnicą trzech goli. Później było tylko gorzej. Statystki szlifował Pardin, który dziś był bohaterem i ostoją Francji, a jak szalony strzelał Mahé. W 55 minucie Francuzi prowadzili już pięcioma bramkami. Norwegom nie pomógł nawet Sagosen. Tego dnia musieli uznać wyższość rywali. Na pogoń i odrabiane strat nie było już czasu i pewnie nie było też sił. Pojedynek Norwegii z Francją zakończył się wynikiem 24:28.

Autor: Mikołaj Szczygieł

UDOSTĘPNIJ
Arkadiusz Bogucki
Miłośnik piłki, zwłaszcza tej we Włoskim wydaniu. Redaktor również na portalu SerieAPolonia.pl. Poza piłką nożną zafascynowany literaturą grozy, w szczególności twórczością Stephena Kinga oraz H.P. Lovercrafta.