Po wielkim zarobku Legionistów w 2016 roku, kiedy to awansowali do fazy grupowej Ligi Mistrzów nadszedł czas nędzy, a pieniądze z kasy europejskich pucharów już dawno poszły w niepamięć. Jak to możliwe, że drużyna, która dwa lata temu zyskała niemałe pieniądze za mecze w europejskich pucharach obecnie przeżywa pod względem finansowym kryzys?

Nadmierne zwolnienia trenerów

Od 2012 roku drużynę mistrza Polski prowadziło aż OŚMIU trenerów(!). Zarząd Legii nie potrafił dłużej wytrzymać trwającej serii porażek i zmieniał szkoleniowców jak skarpetki. W futbolu normalne jest, że szkoleniowcom czasami przydarza się słabszy okres formy, który należy spokojnie przeczekać. Wraz z nadmiernym usuwaniem ze stanowiska kolejnych trenerów, trzeba wydawać niemałe pieniądze na opłacanie ich pensji. Przykładowo podpisujesz trzyletnią umowę z trenerem, zwalniasz go po połowie sezonu, a i tak musisz mu płacić całość lub chociaż część pensji. Sześć lat – osiem szkoleniowców. Po samej statystyce widać problemy w drużynie nie wgłębiając się w nią. Możemy się tylko zastanawiać, czy te liczby świadczą o wygórowanych wymaganiach prezesów czy o złych wyborach na stanowisko pierwszego trenera.

Z perspektywy czasu czasu możemy powiedzieć, że decyzja o zwolnieniu Jacka Magiery była zupełnie bezpodstawna, a z kolei Stanislawowi Cherchesovowi można było podwyższyć pensję i Legia miałaby obecnego selekcjonera Sbornej na lata, a właśnie takiego człowieka obecnie potrzeba w sztabie szkoleniowym mistrzów Polski. Według doniesień dziennikarzy, w środę po meczu z Trnavą zwolniony ma zostać Dean Klafurić, a zastąpić go ma prowadzący niedawno kadrę narodową, Adam Nawałka. Tak więc drużynę z Łazienkowskiej czeka kolejny spory wydatek.

Trójpodział władzy poszedł w niepamięć

Wiele osób podczas, kiedy to klubem rządzili Bogusław Leśnodorski, Dariusz Mioduski i Maciej Wandzel, uważało że jest to jeden z większych minusów zespołu z Łazienkowskiej. Tak naprawdę, to z tego zestawienia nie pasował jedynie ten trzeci. Pomimo wiecznych kłótni pomiędzy Mioduskim i Leśnym potrafili oni wspólnie zarządzać klubem. Ten pierwszy dbał profesjonalnie o stronę biznesową klubu, z kolei drugi utrzymywał dobrą atmosferę w szatni. Coś takiego jak (kiedyś) Sławek Peszko w kadrze reprezentacji Polski, choć akurat obecność Leśnodorskiego w szeregach klubu była nieprzypadkowa.

Kiedy Dariusz Mioduski zdecydował się całkowicie wykupić klub i jako jedyny zarządzać swoją ulubioną drużyną, nastąpiły pierwsze problemy. Pieniądze z klubowej kasy nagle przepadły, prawdopodobnie dlatego, bo sam prezes nie miał tyle pieniędzy, żeby nabyć prawa do Legii. Tak więc skutkiem rozpadu tria Mioduski-Leśnodorski-Wandzel było nie tylko spadek atmosfery w szatni, ale również zniknięcie pieniędzy z klubowej kasy.

Frekwencja na trybunach

Stadion o pojemności ponad 31 tysięcy wybudowany w stolicy Polski, na boisku którego gra mistrz kraju powinien bezproblemowo być zapełniany na każdym meczu. Sytuacja wygląda jednak zupełnie inaczej, na meczach wypełniana jest jedynie połowa stadionu, a sam realizator koloryzuje sytuację, ponieważ wyświetla liczbę sprzedanych biletów, a nie liczbę kibiców, którzy przyszli na stadion.
Dochód Legii ze sprzedaży biletów w przypadku kompletu stadionu wyniósłby około 1.400.000 zł licząc kibiców na trybunie rodzinnej w formacie rodzic + dziecko, nie biorąc pod uwagę formatu ulgowego biletów oraz sprzedaży wejściówek w lożach vip. Tak więc Legia za pełny stadion z samych wejściówek byłaby w stanie zarobić ponad 1,5 miliona złotych.

Brak gry w europejskich pucharach

To obecnie rozgrywki międzynarodowe dostarczają Legii największe dochody. Za sam awans do drugiej rundy eliminacji Ligi Mistrzów otrzymali około 600 tysięcy euro. Mimo większych pieniędzy od tego sezonu za grę w europejskich pucharach, Legii na załatanie dziury finansowej to nie wystarczy. Muszą dotrzeć minimum do fazy grupowej Ligi Europy, co powinno być celem podstawowym tego zespołu. Za takie osiągnięcie drużyna prowadzona przez Deana Klafuricia może otrzymać 2,4 mln euro. Dodatkowo każde zwycięstwo płatne jest 360 tysięcy euro, remis 120 tysięcy, a trzeba jeszcze doliczyć zarobki z praw telewizyjnych.

Nieprzemyślane transfery

Każdy nowy trener liczy się z nowymi transferami. Ściąga do klubu swoich ulubieńców, najczęściej ze swojej ojczyzny, a prezesi za dużo tym razem pozwalają. Najpierw trener powinien skompletować skład z tych zawodników, których ma do dyspozycji, a potem ewentualnie ściągnąć kilku brakujących piłkarzy. Przy zatrudnianiu nowych szkoleniowców co 0,75 roku (średnia dla Legii w latach 2012-2018) liczba kupionych zawodników jest gigantyczna, a co za tym idzie, wychowankowie nie dostają szans na grę w pierwszym składzie.
Obecnie zupełnie nieprzemyślaną decyzją w Legii było kupno Jose Kante i Carlosa Lopeza. Zamiast dwóch napastników, wystarczyłby zupełnie jeden. Decyzję o ich kupnie w pewnej mierze broni jedynie fakt, że były zawodnik Wisły Płock został nabyty zupełnie za darmo. Dwóch snajperów kupionych w czasie jednego okienka jest zbyt dużą liczbą, tym bardziej, że w składzie jest jeszcze Jarek Niezgoda i wracający z obfitego w bramki wypożyczenia Kulenović.

A więc pytanie na koniec, Que Vadis Legio?

Mariusz Deczkowski

FOT.fot. archiwum
UDOSTĘPNIJ
Radio GOL
Jedyne takie sportowe radio internetowe. RadioGOL.pl jako pierwsze w Polsce oferuje profesjonalną współpracę z klubami sportowymi, dla których prowadzone są regularne relacje NA ŻYWO. Ponadto serwis oferuje artykuły, transmisje, komentarze i analizy profesjonalnych ekspertów, specjalizujących się w szerokim wachlarzu dyscyplin sportowych.