Faktem jest jednak, że obecne kadrowiczki mogą skakać lepiej. Czemu tak nie jest? To miks przeróżnych przyczyn – mówi w rozmowie z naszym portalem ekspert TVP Sport oraz twórca kanału „Sztuka Latania” Filip Wiśniewski. Z Filipem podjęliśmy próbę podsumowania ostatniego sezonu oraz nieco wybiegliśmy w przyszłość polskich (i nie tylko) skoków narciarskich.
Redakcja: Na początku chciałbym Cię zapytać, jak oceniasz w skali szkolnej mijający sezon w wykonaniu polskich skoczków? Było na piątkę, czy widzisz miejsca do poprawy?
Filip Wiśniewski: Daję „czwórkę”. Bez cienia wątpliwości był to w wykonaniu polskich reprezentantów sezon dobry, momentami bardzo dobry, a jeszcze krótszymi momentami- znakomity. Nie wolno zapominać o genialnym w wykonaniu przede wszystkim Stocha, ale i Kubackiego TCS, złocie Piotra Żyły, medalach drużyny, zmartwychwstaniu Stękały. Po raz kolejny brakowało mi jednak regularnego punktowania na poziomie walki o KK. Jasne, w tym sezonie Granerud był nie do pobicia, ale patrząc przekrojowo na formę najlepszego wedle tabeli końcowej polskiego skoczka, Kamila Stocha, trudno uznać, by nawet przy słabszym Norwegu zasługiwał na triumf w klasyfikacji generalnej.
Brakowało też stabilizacji poziomu sportowego. Z tym jednak borykały się wszystkie ekipy.
Skoro sprowokowałem zabawę w szkolne oceny, to o podobną weryfikację proszę w przypadku Sandro Pertile i FIS-u? Jak oceniasz organizację Pucharu Świata w tych trudnych covidowych czasach?
„Trójeczka”. FIS popełniał błędy, ale wyciągał z nich wnioski (piszę o aspekcie covidowym). Przykład- awantura o niejednoznaczny test Klemensa Murańki. Gdy zawody dochodziły do skutku, najczęściej wszystko było w porządku.
Sandro Pertile ma natomiast ogromny problem na poziomie planowania. Mam wrażenie, że dominuje typowo południowe podejście „jakoś to będzie, zobaczymy”. Dobry menedżer (a tego wymagam od dyrektora FIS-u) musi zawsze być przygotowany na trzy, cztery warianty. Inaczej zarządzanie tylko udajemy. Brakowało tego choćby w kontekście Raw Air. Reasumując, potencjał jest, a do poprawy jeszcze więcej.
Niestety rzadko w Polsce podnosimy temat skoków żeńskich. Co, gorsza ostatnimi czasy częściej dyskutujemy o naszych skoczkiniach w kontekście pozasportowym. Uważasz, że kadra pod wodzą Łukasza Kruczka ma przed sobą świetlaną przyszłość? Czy jednak również i Ciebie ostatnie rezultaty napawają raczej pesymizmem?
To kwestia niewielkiej puli trenujących dziewczyn. W pewnym sensie nie pomoże ani Łukasz Kruczek, ani Alexander Stoeckl. Mika Kojonkoski też może nie dać rady. Chodzi o to, że w Polsce kadrę wybieramy ze zbyt małej liczby skoczkiń. Dlaczego? Bo tych dziewczyn po prostu nie ma. Im mniejsza pula, tym mniejsza szansa na trafienie diamentu, który można potem oszlifować. I tak, może to robić również Łukasz Kruczek.
Faktem jest jednak, że obecne kadrowiczki mogą skakać lepiej. Czemu tak nie jest? To miks przeróżnych przyczyn. Kamil Karpiel wróciła po operacji, Kinga Rajda po bardzo udanej edycji 19/20 była przemotywowana. Poza tym, myślę, że Łukasz kruczek musi się swoich kadrowiczek nauczyć. To nie jest pokolenie Stocha czy Kubackiego- mówimy o dziewczynach urodzonych na przełomie wieków, bardzo młodych, z zupełnie innymi priorytetami, zasadami, rozrywkami.
Na mistrzostwach świata mieliśmy okazję oglądać aż 14 ekip w konkursie drużynowym mężczyzn. Jest to sporą nowością względem konkursów rozgrywanych w Pucharze Świata i to nie tylko tyczy się ostatniego covidowego sezonu. Myślisz, że realnie jest szansa, by liczba ekip biorących na co dzień udział w pucharowej rywalizacji zwiększyła się do poziomu znanego sprzed lat? Czy jednak należy potraktować to jako wyjątek potwierdzający regułę?
Nie ma takiej możliwości. Mam tylko nadzieję, że skoki to jako dyscyplina nie będą się kurczyć. Śmiało można mówić o sporcie dwóch prędkości- to rozwarstwienie między sześcioma czołowymi ekipami, a resztą świata jest coraz bardziej wyraźne.
Wróćmy jeszcze na chwilę do skoków w Polsce. Za czasów Stefana Horngachera żyliśmy w permanentnej obawie, że po odejściu „starej gwardii” mogą nastać bardzo chude lata. Wydaje się jednak, że Michal Doleżal uzdrowił nieco polskie zaplecze. Myślisz, że możemy być spokojni o następców Stocha, Żyły i Kubackiego?
Ani nie powinniśmy być spokojni, ani nie powinniśmy wpadać w panikę. Bardzo często słyszę od kibiców głos niepokoju- „skończymy jak Finlandia!”.
Skoki to bardzo specyficzna dyscyplina. Czasem wystarczy jeden bodziec, by odblokować głowę i zacząć skakanie na najwyższych obrotach. Mamy kim atakować- jest Wolny, Stękała, papiery na karierę ma Tomek Pilch. Gdy w 2011 roku ze sportem rozstawał się Adam Małysz, też nie przypuszczaliśmy, że którykolwiek z Polaków zbliży się do jego osiągnięć. A jednak…
Na koniec chciałbym poprosić Cię o małą zabawę we wróżbitę Filipa. W którym polskim skoczku pokładasz największe nadzieje na przyszłość? Ściślej rzecz ujmując, który polski skoczek poza Stochem, Żyłą i Kubackim, jako kolejny może na stałe zadomowić się w czołowej dziesiątce klasyfikacji generalnej? Kogo typujesz na najpewniejszego następcę wspomnianej trójki i przyszłego lidera kadry?
Uważam, że z czasem na dobre odblokuje się Wolny. To rocznik 95, ma już prawie 26 lat, ale w dzisiejszych czasach wiek nie odgrywa tak istotnej roli. Ma jeszcze trochę czasu. Dla mnie to zawodnik z potencjałem sięgającym gwiazd. Czy ten potencjał wyzwoli- to już inna bajka.
Dziękuję za udzielone odpowiedzi.