Kojarzycie strongmanów? Pewnie, że kojarzycie, przecież Mariusz Pudzianowski przez wiele lat budował nam klimat tej dyscypliny w Polsce, a na świecie uchodził za absolutnego „Dominatora”. Stęskniliście się za tym sportem? Ja bardzo. Ostatnio trochę się to rozmyło, ale ta dyscyplina nadal żyje i ma się całkiem dobrze. Widziałem na własne oczy i przyznam, że fajnie było znowu zasmakować tego świata. Dawno nie czułem takiej dziennikarskiej „podniety” do działania. Pojeździłem trochę z mikrofonem, cyknąłem parę fotek i nagrałem co nieco. Witam w świecie najsilniejszych ludzi w naszym kraju.

Poznanie świata

Świat mocarzy poznałem jako mały dzieciak. Parę lat temu oglądałem zawody w telewizji. Transmitowali wtedy praktycznie wszystko, od zwykłych zawodów na krajowym podwórku, poprzez ważne imprezy międzynarodowe, na prestiżowym turnieju Arnold Classic kończąc. Mieliśmy tam swojego człowieka, który potrafił przetrzepać skórę strongmanom z całego świata. Czasami zdarzało mu się przegrać, ale na tym przecież polega sport. W ostatnich latach Polacy emocjonowali się przede wszystkim pojedynkami „Pudziana” z Litwinem Zydrunasem Savickasem. Miał też kilku innych zagranicznych rywali, ale długo by opowiadać. Poza tym była cała rzesza polskich strongmanów, którzy traktowali „Pudziana” jako wzór do naśladowania i punkt odniesienia dla swoich wyczynów. W zawodach starali się dobić do poziomu wyżyłowanych przez niego czasówek, ale wielokrotnie przekonywali się, że to graniczy z cudem. Kilku z nich prezentowało jednak poziom międzynarodowy. Filarem dyscypliny był oczywiście Pudzianowski, ale taki Sebastian Wenta, Jarosław Dymek, czy Sławomir Toczek potrafili przebić się do finału Mistrzostw Świata. „Pudzian” nie był sam, więc chciało się podziwiać naszych siłaczy.

Na oglądaniu tych zawodów zlatywały mi sobotnie popołudnia. O ile dobrze pamiętam, nadawali to zwykle około piętnastej lub szesnastej. Mojej mamie początkowo niespecjalnie się to podobało, ale po czasie pozwoliła mi oglądać. W zasadzie nie potrafię powiedzieć dlaczego mnie to tak wciągało. Wydaje mi się, że po prostu szukałem czegoś nowego i niestandardowego. W ten sposób zacząłem kojarzyć wiele nazwisk i mniej więcej orientować się o co w żelastwie chodzi. Potem wymienialiśmy się uwagami z Panem Mietkiem, który był moim rehabilitantem. Rozmowy świeżo upieczonego nastolatka z dorosłym facetem na tak poważne tematy… Wyobraźcie sobie, co to musiały być za płomienne dyskusje! Telewizja robiła swoje i temat funkcjonował w codziennym przekazie. Gdy „Pudzianzakończył karierę, skończyły się regularne transmisje. Strongmani powoli odchodzili w zapomnienie, co nie znaczy, że przepadli ludzie, którzy nadal chcą uprawiać tę dyscyplinę. Przekonałem się o tym na własne oczy.

Ale to już było

Do świata mocarzy wróciłem za sprawą Pucharu Polski Strongman, który 22 lipca odbywał się w mojej rodzinnej miejscowości, czyli Chełmży. To był powrót po latach, bo zawody Strongman mają u nas pewne tradycje. Kilka lat temu rozgrywano je niemal regularnie. Potem z różnych przyczyn, czy to stricte sportowych, czy typowo organizacyjnych, zaczęto od tego odchodzić. Zostały wspomnienia. Odbyło się tu kilka naprawdę dobrych imprez, a przez miasto przewijały się znane osobistości tego sportu. Zawody sędziował sam Krzysztof Dziełyński, znany głównie z przekazów telewizyjnych. Gościła u nas Aneta Florczyk, czyli najsilniejsza wówczas kobieta w Polsce. Może nie wszyscy pamiętają, ale Strongman miał też żeńską odmianę, w której Florczyk wymiatała nie tylko na krajowym podwórku, ale też na arenie międzynarodowej. Na koncie zapisała tytuły Mistrzyni Europy i Mistrzyni Świata. Byli też inni „Panowie z telewizora”, na przykład Ireneusz „Gryzzli” Kuraś, czy Andrzej „Skorpion” Zieleniecki. To rozpalało fantazję i emocje młodego chłopaka, którym wtedy byłem. Pamiętam jak w jednej z konkurencji „Gryzzli” przeszedł parę kroków i po chwili rzucił całym osprzętowaniem, które miał przenieść. Potem wracał do namiotu dla zawodników. Szedł cały zdyszany, powolnym i zmęczonym krokiem. Wystawił tylko jęzor i wymamrotał w kierunku publiki: „Nie umiem tego robić„. Było wesoło.

Ponowna eksploracja

Obok wspomnień została też nadzieja, że kiedyś uda się do tego wrócić. Udało się z inicjatywy Tomasza Rzymkowskiego, strongmana z Chełmży, który wziął na siebie organizację tych zawodów. O samym pomyśle dowiedziałem się w połowie września ubiegłego roku, ale plany w głowie Tomka zrodziły się znacznie wcześniej. Od razu wiedziałem, że będzie konkretnie, profesjonalnie i z udziałem najlepszych na ten moment ludzi. Nie zawiodłem się, choć kosztowało to masę nerwów, wyrzeczeń, a poza tym wymagało czasu i zaangażowania. Dla takich ludzi nie ma jednak rzeczy niemożliwych, tym bardziej jeśli wiadomo, że publika będzie zainteresowana – W ostatnim czasie byłem w codziennych rozjazdach i to do późnych godzin wieczornych. Szukałem sponsorów i dopinałem pozostałe kwestie organizacyjne. Trochę się tego nazbierało, ale myślę, że się opłaciło. Wielu ludzi mi pomogło i jestem im za to bardzo wdzięczny – mówił „Rzymek”.

Gościem honorowym Pucharu Polski w Chełmży był Mariusz Pudzianowski, który od jakiegoś czasu regularnie pojawia się na takich eventach. To o czymś świadczy, ale o tym opowiem innym razem. „Dominator” jest blisko dyscypliny i pomaga chłopakom. Nawet nie wyobrażacie sobie jaki to ma na nich wpływ. Parę miesięcy temu „Pudzian” powiedział mi, że skala może nie jest już ta sama, ale Strongman jako dyscyplina nadal prężnie działa, a zawodnicy radzą sobie całkiem nieźle. Tego zdania na razie nie zmienił – Strongman w Polsce jest dość popularnym sportem. Media tego nie transmitują, ale w małych i większych miejscowościach cały czas odbywają się zawody. Widać, że duża rzesza kibiców i fanów podnoszenia wielkich ciężarów przychodzi to oglądać. Na pewno jest na co popatrzeć, a przy tym można miło spędzić popołudnie – zdradza „Pudzian”.

fot.: Własne

Zastanawiało mnie jak ta dyscyplina funkcjonuje w obecnych realiach. Kiedyś telewizja odgrywała kluczową rolę w kreowaniu wizerunku poszczególnych zawodników. Byli rozpoznawalni dzięki częstym transmisjom, a kibice bardziej orientowali się w temacie. Dzisiaj wygląda to nieco inaczej. Zawodnicy znani są przede wszystkim w stosunkowo wąskim gronie osób, które na co dzień funkcjonują w świecie strongmanów i regularnie spotykają się na zawodach. Poza tym zna ich lokalna społeczność, z której się wywodzą. Turnieje są dla nich okazją do zaprezentowania się szerszej publice i rozsławienia swojej miejscowości. Markę budują dziś przede wszystkim w mediach społecznościowych. Na swoich profilach dzielą się materiałami z zawodów i zapraszają na kolejne imprezy, w których wezmą udział. Poza tym chwalą się osiągnięciami i dokumentują treningi. Strongmani w pełni dostosowali się do realiów współczesności. Nie można powiedzieć, że całkowicie zniknęli z przekazów internetowo-medialnych. Trzeba tylko wiedzieć gdzie ich szukać.

Tomek Rzymkowski niedawno opowiadał mi jak wygląda system i kuchnia współczesnych zawodów Strongman w naszym kraju. Motorem napędowym tych eventów są zawodnicy, pasjonaci i kibice tego sportu. Wszystko zależy od ich zaangażowania. To oni odpowiadają za sponsorów i organizację zawodów. Bez tego żaden Puchar Polski prawdopodobnie nie doszedłby do skutku. Zawody odbywają się tam, gdzie ktoś potrafi je zorganizować. Turnieje nazywa się Pucharem Polski, ale nie tworzą one żadnej zbiorowej klasyfikacji generalnej. Każda impreza to osobna i zamknięta całość. Taki system weryfikuje ambicje i motywacje. Od razu widać kto jest pasjonatem. Trzeba być totalnie zafiksowanym na punkcie ciężarów, żeby bawić się w strongmana. Z tych facetów nikt nie będzie robił celebrytów i gwiazd szklanego ekranu. To sportowcy z krwi i kości, którzy z własnej woli oddają się temu co robią. Kluczowa jest determinacja każdego z nich. Nikt nie zorganizuje im treningu i nie zadba o przygotowanie do zawodów. To zależy od nich. O kulisy funkcjonowania w tym sporcie zapytałem też Dariusza Wejera, który brał udział w chełmżyńskim Pucharze Polski – W tym roku miałem już jakieś 17 startów. Trzeba się do tego przygotować i trenować na odpowiednim sprzęcie. W trakcie sezonu tych treningów jest trochę mniej, jakieś dwa lub trzy, ale przed sezonem trenuję pięć razy w tygodniu. Mam wsparcie od sponsorów i kolegów, a resztę organizuję na własną rękę – tłumaczy.

Działo się w Chełmży

W Pucharze Polski w Chełmży wystartowało pięciu zawodników. Pierwotnie miało być ich sześciu, ale los bywa przewrotny i zsyła kontuzje w najmniej spodziewanym momencie. Z tego względu na zawody nie dojechali Maciej Hirsz i Bartłomiej Grubba. W ostatniej chwili do obsady dołączył Jakub Szczechowski, którego ściągano w ekspresowym tempie – Wracam po ciężkiej kontuzji i nie miałem tu startować. O szóstej rano dowiedziałem się o problemach kolegów i na wariackich papierach przyjechałem mierzyć się z chłopakami. Jestem w szoku, że tylu ludzi odwiedziło ten rynek. Aż miło startować. Nas to bardzo motywuje – mówił.

Zawodnicy rywalizowali w sześciu konkurencjach (wideo własne)

  1. Konkurencja wiązana (spacer buszmena + worki)
  2. Wyciskanie sztangi
  3. Opona
  4. Spacer farmera
  5. Martwy ciąg
  6. Zegar

Inny punkt widzenia

Nie samymi siłaczami żyje człowiek. Na zawodach Strongman pojawiają się też ludzie, którzy biegają za zawodnikami ze stoperem, skrupulatnie mierzą im czas, konsekwentnie liczą kolejne powtórzenia, a momentami ostro zdzierają gardło. Mowa o sędziach. Zawody w Chełmży sędziowali Mariusz Pudzianowski i Mateusz Ostaszewski. Pierwszego z nich nie trzeba przedstawiać. To legenda dyscypliny i jeden z symboli tego sportu. Drugi z sędziów to wciąż aktywny zawodnik, który na co dzień dźwiga ciężary i bierze udział w zawodach. Radzi sobie naprawdę dobrze i sięga po kolejne sukcesy. Chwalił mi się nawet, że dzień przed zawodami w Chełmży startował na Pomorzu i wygrał. Zainteresowało mnie jak takie zawody wyglądają z perspektywy sędziegoNie jest łatwo, bo muszę być sprawiedliwy i wszystkich traktować równo. Taka jest rola sędziego. Znam się na rzeczy, ponieważ sędziowałem wiele imprez. Sędziujemy z Mariuszem i nasze zdanie nie podlega żadnej dyskusji. Mariusz zjadł zęby na tym spocie. Ja też startuję od ponad dziesięciu lat. Funkcjonujemy w tym środowisku i wiemy co robić żeby każdy był zadowolony, a na zawodach panowała atmosfera fair play – mówi Ostaszewski.

fot.: Własne

Moją uwagę zwróciły zdrowe i przyjacielskie relacje między sędziami, a zawodnikami. Nikt nie próbował nikogo nabrać czy oszukiwać jak w przypadku niektórych dyscyplin. Sędziowie wielokrotnie pytali zawodnika czy jest gotowy do rozpoczęcia konkurencji, a w trakcie jej trwania motywowali go do dalszego wysiłku. W czasie wolnym między konkurencjami, zawodnicy często ucinali sobie pogawędki z sędziami. Tu nikt nad nikim nie góruje. Wszyscy znają się bardzo dobrze i trzymają się razem. Po tym co powiedział mi Mateusz Ostaszewski zacząłem jednak zastanawiać się czy najlepszymi sędziami w tym sporcie są wyłącznie byli zawodnicy, którzy na własnej skórze poznali dyscyplinę od podszewki. Innymi słowy, czy bycie sędzią wymaga żeby najpierw być strongmanem?Niekoniecznie. Znam sędziów, którzy nigdy nie startowali w zawodach. Przykładem jest Krzysztof Dziełyński, który był bardzo dobrym i sprawiedliwym sędzią. Wszystkich traktował równo i za to go szanuję. W przyszłości chciałbym być taki jak on – zdradza Ostaszewski.

Sami zobaczcie jak pracowali sędziowie na zawodach w Chełmży (wideo własne)

Najlepsi z najlepszych

Wracając do turnieju, emocji nie zabrakło. Puchar Polski w Chełmży udowodnił, że zawody Strongman nie są pozbawione dramaturgii. O układzie miejsc na podium decydowała ostatnia konkurencja. Różnice punktowe między Tomaszem Rzymkowskim, Tomaszem Lademannem i Marcinem Sendwickim były na tyle niskie, że na czołowych pozycjach mogło dojść do solidnych przetasowań. Po zakończeniu zmagań okazało się, że dwaj pierwsi mają tyle samo punktów, a o wyższej pozycji zadecydują lokaty uzyskiwane w poszczególnych konkurencjach. Sędziowie mieli co liczyć, a publika do samego końca nie wiedziała kto wygrał. Ostatecznie na najwyższym stopniu podium stanął Tomasz Lademann, który pokonał faworyta chełmżyńskiej publiczności, Tomasza Rzymkowskiego – Tak naprawdę nie ma to znaczenia, aczkolwiek wiadomo, że u siebie każdy jest faworytem, więc takie zwycięstwo cieszy. Jestem bardzo szczęśliwy. Przyjechałem na zawody i pomyślałem, że chcę walczyć o pierwszą trójkę. Zawsze mam taki cel. Nie sądziłem, że uda mi się wygrać. Zrobiłem to rzutem na taśmę. Startowałem dzień po dniu, więc przyjechałem tu bardzo zmęczony. Jestem miesiąc po kontuzji, ale wytrzymałem to i nic mnie nie boli. Cieszy mnie moja postawa, ale dobrze, że już po wszystkim – powiedział zwycięzca zawodów.

Tomasz Rzymkowski zajął drugie miejsce, a zawody w Chełmży przyniosły mu wiele nowych doświadczeń. Po raz pierwszy był nie tylko zawodnikiem, ale też organizatorem. To zrzuciło na niego dodatkową odpowiedzialność, ale dzięki temu mógł spełnić marzenia i znowu wystartować przed własną publicznościąOd strony organizacyjnej jestem zadowolony, ale w aspekcie sportowym pozostał lekki niedosyt. Liczyłem na pierwsze miejsce, ale cieszę się z tego co jest. Jeśli czegoś zabrakło, to jedynie mojej mocy. Nie ma żadnych wymówek. Wygrał najlepszy i zawsze tak będzie. Ciężary były adekwatne do poziomu jaki prezentują zawodnicy. Nie było tu przypadkowych osób. Sama czołówka Polski – stwierdził organizator turnieju. Parę lat temu Tomek doznał poważnej kontuzji, która na jakiś czas wyeliminowała go ze sportu. Chełmża straciła swojego zawodnika, więc przez kilka lat nie organizowano tu zawodów. Ale „Rzymek” wrócił. Po czasie stwierdził, że znowu jest w stanie rywalizować na najwyższym poziomie i może pokazać się chełmżyńskiej widowni. Wydaje się, że to dopiero początek drogi, bo zdaniem Tomka, w przyszłości ma być jeszcze lepiej.

Szacun Panowie!

Na koniec dodam, że tych facetów trzeba po prostu podziwiać. Każdy z nich solidnie spocił się już na rozgrzewce, a mimo tego wszyscy byli gotowi, aby wylewać kolejne litry potu na zawodach. Do tego doszedł ogromny skwar. Przeciętnemu człowiekowi nie chce się ruszyć nogą w takich warunkach, a zawodnikom chciało się dźwigać potężne ciężaryDzisiaj jeszcze nie jest tak źle, bo chociaż na chwile to słońce zachodzi. Bywało gorzej, ale z tym wiąże się Strongman. Musimy wychodzić niezależnie od tego czy pada deszcz, czy świeci słońce. Nie ma zmiłuj – mówił Jakub Szczechowski. Szczęka opada tym bardziej, że to konkretne obciążenia. Zawodnicy wielokrotnie zaciskają zęby, a ich żyły pulsują w każdym widocznym miejscu. To nie jest sport dla mięczaków. To sport dla twardych ludzi. Dowód? Dwóch ochotników podchodziło w przerwie do opony, którą wcześniej przetaczali zawodnicy. Nie byli w stanie postawić jej do pionu. Dopiero trzeciemu się udało i o dziwo przetoczył ją trzy razy. To tylko wyjątek potwierdzający regułę, że bez odpowiedniego przygotowania i determinacji nawet nie będziesz wiedział jak obrócić się w świecie strongmanów. Ciężary gwarantują wycisk i testują organizm. Długo nie mogłem uwierzyć w śmierć niespełna 28-letniego amerykańskiego strongmana Jessego Marunde. Zapamiętałem go z niesamowitych pojedynków z Mariuszem Pudzianowskim. Dopiero co oglądałem zawody z jego udziałem, a na ekranie telewizora pojawił się tragiczny komunikat. Myślałem, że to nieprawda, ale potem przeczytałem, że zmarł na zawał podczas treningu na siłowni. Przyczyną była co prawda genetyczna wada serca, ale takie przykłady potwierdzają, że organizm czasami nie wytrzymuje.

fot.: Własne

Mimo tego nie brakuje chętnych do uprawiania tej dyscypliny. Strongmanów nie zraża fakt, że są narażeni na kontuzje. Potrafią powiedzieć stop, ale wielokrotnie startują na maksa i starają się nie odpuszczać. Czasami ostatkami sił, czasami na granicy omdlenia, ale cały czas idą do przodu i walczą o kolejne powtórzenia. Nieraz kończy się to poważnymi urazami. W gabinecie lekarskim słyszą potem, że ostro przegięli i prawdopodobnie już nigdy nie będą dźwigać ciężarów. Dla wielu zawodników to bzdura. Wracają szybciej niż ktokolwiek by przypuszczał.  Postanowiłem dowiedzieć się po co im to wszystko. Dlaczego tak bardzo chcą to robić? Przecież mogliby mieć łatwe, przyjemne i bezpieczne życie. Ale sportowiec nigdy nie pomyśli w taki sposób, tym bardziej jeśli czuje, że to co robi ma sensKażdy ma swoją pasję. Ktoś lubi rajdy samochodowe, a inny woli skoki w dal. My zajmujemy się ciężarami, bo nas to nakręca. To pasja jak każda inna – zdradza Szczechowski. Szybko zdałem sobie sprawę, że mam do czynienia z profesjonalistami, którzy nie widzą świata poza dźwiganiem ciężarów. Imponują mi ludzie, którzy potrafią podążać za marzeniami, a w sporcie odnajdują spełnienie – To jest nasza praca. Tym się zajmujemy i trzeba robić co do nas należy. Po prostu robię to, co lubię – podsumował Dariusz Wejer.

Wydaje mi się, że cechą tego sportu jest coraz rzadziej spotykany w dzisiejszych czasach autentyzm. Tu nikt nikogo nie udaje i nikt nie chodzi z głową w chmurach. Nikt  nie sytuuje się ponad innymi. Każdy jest sobą. Swojski klimat, przyjazna atmosfera, dobra muzyka i niesamowite zmagania z rywalami oraz samym sobą to czynniki, które przyciągają do Strongmanów. Dlatego zachęcam do bliższego poznania świata wielkich mocarzy. Zapewniam, że warto!

Karol Śliwiński

Na koniec zapraszam do obejrzenia galerii zdjęć z Pucharu Polski Strongman w Chełmży
(fot.: Własne)

FOT.fot. Karol Śliwiński
UDOSTĘPNIJ
Radio GOL
Jedyne takie sportowe radio internetowe. RadioGOL.pl jako pierwsze w Polsce oferuje profesjonalną współpracę z klubami sportowymi, dla których prowadzone są regularne relacje NA ŻYWO. Ponadto serwis oferuje artykuły, transmisje, komentarze i analizy profesjonalnych ekspertów, specjalizujących się w szerokim wachlarzu dyscyplin sportowych.