Słowem wstępu: wybaczcie mi ten bzdurny tytuł. Nawet w przedszkolu uczono, że powinno się mieć własne zdanie. Swoją drogą, samo to też jest skrajną głupotą, bo kto jak kto, ale dzieciaki plotą wszystko, co im ślina na język przyniesie. Czasem aż idzie w pięty. Z drugiej strony, w Ameryce w instrukcjach obsługi samochodów podają, żeby nie pić płynu z akumulatora. Może więc warto czasem coś wytłumaczyć.

Na początku chciałem napisać, że zamiast tego tekstu powinienem zrobić raport, podsumowanie o pracy naszego radia w ubiegłym tygodniu. Sorry, Maciek. Mam nadzieję, że mi wybaczysz spóźnienie.

***

Do rzeczy (nie chodzi o gazetę), jak to jest z tym własnym zdaniem? Każdy je ma? Czy w ogóle można je mieć? Czy kiedy usłyszymy jakąś rewelację od kogoś, a potem będziemy ją powtarzać, stanie się ona naszą opinią?

Trudne to takie, też nieoczywiste. Bo po czym naprawdę można stwierdzić, że jakaś myśl należy do nas? Gdy przeczytam artykuł o kosmitach w Rosswell i będę wymieniał powody, dlaczego amerykański rząd ukrywa przed nami pewne informacje, będę mówił swoim głosem czy autora tekstu? Ba! Nawet kiedy moje zdanie będzie całkowicie inne, aniżeli wydźwięk publikacji, skąd mam wiedzieć, że samemu na to wpadłem? Może ta informacja wpadła mi gdzieś do ucha albo w moim środowisku, ktoś kiedyś wyśmiał ten temat. Psychologia to naprawdę fascynująca nauka, traktująca, w zasadzie, o ludzkiej głupocie i domysłach. Jest trochę jak magia, tylko że jej nikt nie kwestionuje.

Dawno temu (nawet Maryla Rodowicz tego nie pamięta), w trudnych sprawach chodzono do znachorów czy innych wyroczni. Z tej drugiej kategorii, w pewnym momencie największą sławą cieszyła się ta w Tebach. Była oblegana bardziej niż monopolowe parę minut przed zamknięciem w piątkowy wieczór. Jak było kogoś stać, to chodził taki delikwent, zapytać o poradę lub złożyć prośbę. No i pewnego razu był tam pewien Macedończyk, o imieniu Filip. Rzucił trochę monet i poprosił łaskawie o wielkie sukcesy, nie był jednak zbyt zachłanny i stwierdził, że aby sprawiedliwości stało się zadość, niech przytrafi mu się jedno małe nieszczęście, by ci na górze (Olimpie) też sobie poużywali. Za tyle pieniędzy to i ja bym mu przytaknął, niech ma, więc Filip wyszedł zadowolony. Zaraz potem stracił w jednej z bitew oko. Następnie podporządkował sobie prędko okoliczne miasta i pewnie, gdyby go nie zabili, osiągnąłby więcej…ale tak się składa, że jego syn wyrobił sobie nazwisko na kapitale ojca. Tym synem był Aleksander, dziś nazywany Wielkim.

To, co napisałem dotychczas, może nie być do końca zrozumiałe, ale nie przejmujcie się. Później będzie jeszcze gorzej.

***

Wróćmy jednak na nasze kochane piłkarskie salony. Konkretnie do Poznania i tamtejszego Lecha. Głaskani byli, jacy to oni dobrzy, piękna piłka, pomysł, akademia, marketing, transfery. To wszystko prawda. Szkoda, że w tym wszystkich gdzieś zapomniano, że trzeba jeszcze wygrywać mecze. Dziś od ostatniego zwycięskiego w Ekstraklasie mija ponad miesiąc. Kolejorz zamiast być w czubie tabeli, to dostaje w trąbę. Zasmucę Tymoteusza Puchacza, ale takie Mainz pewnie poradziłoby sobie lepiej z tymi rywalami. Ale i tak trzeba ich pochwalić…trudno było gorzej się zachować przy bramce Szelągowksiego. Tak bierna postawa w obronie w ostatniej akcji meczu zasługuje na uznanie. Mało kto, by tak potrafił.

Jednak bardziej niż sama gra Lecha, interesuje mnie w tym wypadku postać wspomnianego już Puchacza. Internet jest w pewnym sensie podzielony w osądach na jego temat. Jedni, to entuzjaści, którzy, widzą Tymka w reprezentacji polski. Z tym że on już w niej gra, co prawda, w tej do lat 21, a nie pierwszej, ale wystarczy popatrzeć, aby zrozumieć dlaczego tak jest. Drudzy, to hejterzy. Ich zresztą wszędzie jest pełno. Krytykują nie tylko za widoczne braki w umiejętnościach, zwłaszcza w tych defensywnych. Poza tym, tzw. Pudelek. Chodzi o lajkowanie postów polskiej aktorki Julii Wieniawy.

Lubię Puchacza, uważam, że to fajny gość. Po tym jak mówi, co mówi oraz że jest taki prawdziwy. Te serduszkowanie postów na Instagramie, tylko to potwierdza. Jeśli poza odważnymi wypowiedziami zacznie grać jeszcze lepiej, a Lech przypomni sobie o punktowaniu, wszystko pójdzie w zapomnienie.

***

Ale zostając przy lajkowaniu postów na Instagramie. Bo w dzisiejszych czasach to on stał się swego rodzaju wyrocznią. Równie prawdomówną, jak ta w Tebach. Ostatnio sporą aferkę wywołał sam Papież Franciszek. Z jego oficjalnego konta, które śledzi prawie osiem mln ludzi, padł lajk pod zdjęciem niejakiej Natalli Garibotto. Nie byłoby w tym nic sensacyjnego, gdyby nie fakt, że Pani Natalia to modelka erotyczna, a na samym zdjęciu pokazała całkiem sporo. Głównie goły tyłek. Jak widać, było to, na tyle dużo, iż nawet papież, nie mógł przejść obojętnie.

Oczywiście informację, o tym że zrobił to sam ojciec święty, zdementowano.

Chyba nawet niepotrzebnie. Według mnie należałoby tylko pogratulować. W świecie, gdzie tylu duchownych interesują głównie dziecięce wdzięki, zarówno chłopców i dziewczynek, warto docenić, że chociaż głowa kościoła, mając prawie 83 lata, daje dobry przykład.

Chociaż nie do końca na takim pewnie im zależało…

***

Kończąc, pojedyncze osoby już może mniej więcej się zorientowały, o co chodzi (gratulacje). Reszcie czym prędzej tłumaczę.

Puchacz nie jest papieżem. Może lajkować posty komu tylko chce. Julia Wieniawa nie jest Natalią Garibotto (Tu Papież ma chyba nieco lepszy gust). Hejt w tym wypadku jest wyjątkowo nietrafiony, wiadomka, można się pośmiać, ale pisanie, że przez Instagrama, Lech przegrywa mecze, to Himalaje głupoty.

Z własnym zdaniem jest jak z dupą. Każdy ma, ale po co od razu pokazywać. Tak przynajmniej pisał Andrzej Sapkowski.

Jednak, idąc, za przykładem Natalli Garibotto, czasem warto je pokazać.

Nigdy nie wiemy, kto je doceni.

UDOSTĘPNIJ
Arkadiusz Bogucki
Miłośnik piłki, zwłaszcza tej we Włoskim wydaniu. Redaktor również na portalu SerieAPolonia.pl. Poza piłką nożną zafascynowany literaturą grozy, w szczególności twórczością Stephena Kinga oraz H.P. Lovercrafta.