63 lata temu, 6 lutego 1958 roku na fanów i pracowników Manchesteru United spadła jak grom z jasnego nieba wiadomość o katastrofie samolotu na lotnisku w Monachium. Minęło tyle lat, ale społeczność „Czerwonych Diabłów” nie może zapomnieć o „Dzieciakach Busby’ego”, którzy udali się w ostatnią podróż.Jest taki dzień, jeden w roku, kiedy kibice United jak nigdy jednoczą się jeszcze bardziej wspominając wydarzenia sprzed już ponad 60 lat. Rok w rok praktykowany jest przez wielu ten sam rytuał. Najpierw ogląda się film „United” z 2011 roku w reżyserii Jamesa Stronga, a później przez resztę dnia z głośników dobiega głośne „Flowers of Manchester” upamiętniając zmarłych z Monachium.

5 lutego 1958 roku ekipa dowodzona przez Matta Busby’ego grała rewanżowy mecz 1/4 finału Pucharu Europy z Crveną Zvezdą Belgrad. Mecz zakończył się remisem 3:3, ale nie to było najważniejsze w tamtym momencie. Remis dawał United awans do kolejnej fazy rozgrywek. Władze angielskiej ligi nie pozwalały United na występy w europejskich pucharach, dodatkowo nie zgadzając się na przeniesienie meczu z Wolverhampton, który miał odbyć się 8 lutego. Ekipa Manchesteru United miała obowiązek wrócić do Anglii na 24 godziny przed początkiem sobotniego wówczas meczu. Matt Busby wiedząc, że ta misja może się nie udać zdecydował się na wyczarterowanie samolotu tylko dla swojej drużyny, dziennikarzy i kilku podróżnych. Po wylocie z Jugosławii pilot samolotu musiał zdecydować o tankowaniu na lotnisku w Monachium, był czwartek 6 lutego 1958 roku we wczesne popołudnie. Piłkarze United nie mogli doczekać się powrotu do Anglii i rozegrania kolejnego spotkania w lidze, dziennikarze niecierpliwie wyczekiwali, aż obwieszczą sukces drużyny Busby’ego o awansie do półfinału Pucharu Europy. Chwilę po godzinie 14 czasu brytyjskiego załoga weszła na pokład samolotu. Było zimno, padał śnieg, a na dworze panowała temperatura oscylująca w granicach zera.

Pierwsza próba startu nie przyniosła wzniesienia się samolotu w powietrze. Piłkarze i załoga wróciła do terminala. Piloci myśleli jak rozwiązać problem zbyt dużego ciśnienia paliwa. Po konsultacjach okazało się, że to naturalne w samolocie tego typu (samolot Airspeed AS.57 Ambassador 2). Drużyna Manchesteru United, dziennikarze i pozostali podróżni wrócili na pokład samolotu. Kolejne dwie próby zakończyły się niepowodzeniem. Pozostała jedna, ostatnia. Podejście numer trzy rozpoczęło się dobrze, piloci zignorowali zbyt wysokie ciśnienie paliwa, czekali aż samolot osiągnie prędkość potrzebną do wzbicia się w powietrze. Nie doczekali się. Na końcu pasa startowego znajdowało się błoto śniegowe, które zahamowało rozpędzony i wznoszący dziób w powietrze samolot. Maszyna opadła, jechała dalej, aż w końcu staranowała płot i uderzyła w pobliski dom i szopę z paliwem. Była godzina 15:04.

Bezpośrednio w katastrofie zginęło 21 osób, w tym 7 piłkarzy Manchesteru United, dwie osoby zginęły na skutek odniesionych obrażeń. Wśród zmarłych piłkarzy byli:

Geoff Bent

Eddie Colman

Roger Byrne

Mark Jones

David Pegg

Tommy Taylor

Liam Whelan

Piętnaście dni po katastrofie w szpitalu w Monachium zmarł Duncan Edwards, jeden z największych talentów angielskiej piłki. Wypadek na lotnisku w Monachium przeżył między innymi Harry Gregg – bramkarz, Bobby Charlton – późniejsza legenda klubu oraz Matt Busby – ojciec drużyny. Obowiązki menedżera przejął w klubie tymczasowo Jimmy Murphy.

Właśnie wtedy cała społeczność piłkarska pokazała, że piłka nożna powinna łączyć, a nie dzielić. Do klubu spływały listy ze słowami otuchy oraz datki od kibiców. Co ważniejsze, inne kluby angielskie zaoferowały pomoc Manchesterowi United wypożyczając za darmo zawodników, tak aby mogli oni dokończyć rozgrywki. W sezonie 1957/1958 Manchester United dotarł do finału Pucharu Anglii, pomimo tak wielkich szkód odniesionych w środku sezonu. W pierwszym meczu po katastrofie „Czerwone Diabły” wygrały z Sheffield Wednesday 3:0. Przy okazji każdego meczu tworzone są programy meczowe, na ten jeden zapomniano o tym, ale program przygotowano z symbolicznym pustym składem United, były w nim tylko numery. Na finał Pucharu Anglii w roku 1958 wrócił Matt Busby.

Bobby Charlton, który zdecydował się kontynuować karierę piłkarską równo 10 lat po katastrofie w Monachium poprowadził Manchester United do tryumfu w Pucharze Europy.

41 lat od katastrofy United sięgnęli po swój drugi puchar, wygrywając w finale Ligi Mistrzów z Bayernem Monachium 2:1 w niesamowitych okolicznościach. Jak mówili zarówno piłkarze, jak i sam Sir Alex Ferguson, w powietrzu dało się wyczuć wsparcie „zmarłych z Monachium”.

Jeszcze bardziej symboliczne jest zwycięstwo w roku upamiętniającym 50 rocznicę katastrofy. W sezonie 2007/2008 Manchester United dowodzony przez Sir Alexa Fergusona wygrał w finale Ligi Mistrzów z Chelsea po rzutach karnych.

Katastrofa w Monachium była najgorszym co mogło spotkać kibiców i cały klub. Zginęło tam 8 zawodników i 3 członków sztabu szkoleniowego. Tamte „Dzieciaki Busby’ego” mogli przez wiele lat wieść prym w lidze i europejskich pucharach. Los chciał, że nie było im to dane. Jechali po to, aby wygrać mecz, a nie wrócili do domu. Można powiedzieć, że piłka pochłonęła ich całkowicie, musieli oddać życie za to, że chcieli tylko zagrać mecz.

I choć mijają już 63 lata od monachijskiej katastrofy, zmarli tam piłkarze zostaną zapamiętani na zawsze. Cała społeczność Manchesteru United przez lata będzie wspominać wielkiego Duncana Edwardsa i spółkę. Nie umiera ten, kto żyje… w tym przypadku w sercach kibiców. Mimo że tamtego feralnego dnia zginęli, w sercach kibiców będą żyć wiecznie.

The Flowers of english footbal, The Flowers of Manchester!

UDOSTĘPNIJ