Międzynarodowa Federacja Szermiercza podjęła decyzję co najmniej kontrowersyjną, a według wielu wręcz skandaliczną – Rosjanie i Białorusini mają od kwietnia powrócić na międzynarodowe plansze. W sam raz na początek kwalifikacji olimpijskich. Nie to jest jednak najbardziej przerażające – ale to, że decyzja ta zapadła demokratycznie.

Powrót sportowców z Rosji i Białorusi na areny, w tym na igrzyska w Paryżu, stał się realny po tym jak MKOl ogłosił, że nałożone na nich restrykcje po napaści na Ukrainę znalazły się pod lupą ONZ. MKOl-owi zarzuca się dyskryminację ze względu na przynależność państwową. Z formalnego punktu widzenia tak dokładnie jest. W odpowiedzi na niesprawiedliwość, jaką jest wojna, w dodatku prowadzona w sposób zbrodniczy, podjęto decyzję również niesprawiedliwą – o odpowiedzialności zbiorowej.

Ciężko jest brać pod uwagę każdy przypadek jednostkowo, chociaż są dyscypliny, w których podjęto taką próbę. W polskiej lidze żużlowej pojadą niektórzy Rosjanie – ci, którzy posiadają polskie obywatelstwo. Głos Artioma Łaguty czy Emila Sajfutdinowa na temat inwazji na Ukrainę nie był tak dosadny, jak chcieliby tego kibice, ale był – każdy, kto nie jest zaślepiony żądzą zemsty na narodzie rosyjskim za okrucieństwa, jakich rosyjska armia dokonuje na Ukraińcach, dobrze wie, że nie popierają oni tej napaści, ale też wie, że ostry głos z ich strony mógłby stworzyć zagrożenie dla ich rodzin, które przecież są wciąż w Rosji.

Nie każdego stać na taką otwartość, jaką prezentuje tenisistka Daria Kasatkina. Jej postawa powinna być wzorem dla Rosjan – i tym samym nikt bardziej niż ona nie powinien się czuć poszkodowany decyzją Wimbledonu o wykluczeniu z rozgrywek wszystkich Rosjan… a przynajmniej wszystkich reprezentantów Rosji (choć wobec braku flagi przy ich nazwiskach można mieć wątpliwości, czy jest to właściwe określenie), bo przecież Jelena Rybakina formalnie tylko reprezentuje Kazachstan, a jej zwycięstwo w ubiegłym roku i tak propaganda rosyjska wykorzystała na swoją korzyść. Mimo to, to właśnie Kasatkina jako jedyna wyraziła zgodę na tę decyję – rozumiejąc niesprawiedliwość tej sytuacji, ale ważąc ją z niesprawiedliwością, jaka dzieje się za sprawą jej rodaków.

Dziś z przerażeniem patrzymy na decyzję federacji szermierczej, ale patrząc na nią z wyłączeniem emocji, a wyłączne przez pryzmat zasad, które przyjęliśmy jako „świat cywilizowany” – to jest decyzja słuszna. Po pierwsze – to ONZ wskazuje, że zbiorowa odpowiedzialność spadająca na każdego Rosjanina za zbrodnie rosyjskiej armii, jest wbrew prawom człowieka. Po drugie – decyzja zapadła w głosowaniu demokratycznym, większością głosów. Przecież stosowania takich reguł chcemy, prawda?

Te reguły obróciły się przeciwko naszemu pojęciu sprawiedliwości, choć w jej imieniu wprowadzono je. Teraz jednak okazuje się, że nasze, europejskie spojrzenie na rosyjską napaść, jest zgoła inne od spojrzenia nacji afrykańskich i azjatyckich? Najłatwiej byłoby zrzucić to na korupcję wśród sportowych działaczy, sięgające wszędzie macki rosyjskich polityków i oligarchów, a fatalna, miękka decyzyjność MKOl wobec afery dopingowej w Rosji, na skutek której mieliśmy zakrawające na kpinę drużyny „Olimpijczyków z Rosji” czy „Rosyjskiego Komitetu Olimpijskiego” autorytet władz sportowych w tej kwestii tylko głębiej zakopują.

Musimy jednak spojrzeć prawdzie w oczy – tego potwora, jakim jest dziś Międzynarodowa Federacja Szermiercza – stworzyliśmy sami. Tworząc prawa człowieka i zakaz dyskryminacji, który wyklucza tak pożądaną dziś przez nas odpowiedzialność zbiorową, a także uznając głos większości za decydujący. Dziś większość w świecie szermierki (i nie tylko szermierki – o czym wkrótce się przekonamy) tworzą państwa Afryki czy Azji – rejonów, w których wojna, zbrodnie wojenne, łamanie praw człowieka, są znacznie częstsze, niż u nas. Sama Europa nie jest przecież jednolita w tej kwestii – dość przypomnieć, że to serbscy kibice pojawili się na Australian Open z gestami poparcia dla putinowskiej agresji. Przez lata nie wykluczaliśmy ze świata sportu Iranu, którego sportowcy byli zmuszani do odmowy rywalizacji z reprezentantami Izraela – choć znane są historie, gdy irańscy sportowcy nie dostawali wizy np. do USA na zawody. Nie wykluczaliśmy Izraela i Palestyny, których konflikt granice wojennego savoir-vivre przekracza notorycznie. Afganistan od sierpnia 2021 rządzony przez talibów przez cały ten czas obecny jest na arenach sportowych. Takich przykładów znaleźlibyśmy więcej, gdyby te sprawy nas interesowały.

A skoro nie interesują, to dlaczego ich miałaby interesować Ukraina? Zasady, które przyjęliśmy jako „cywilizowany świat”, przerosły nas w starciu z tymi, którzy ich przyjąć nie chcieli. Odrzuciliśmy je w kąt w poczuciu, że czynimy sprawiedliwie – i być może tak jest. Ale ta słabość, sprzeniewierzanie się naszym własnym zasadom, została wykorzystana przez tych, którzy, grając według naszych zasad, wygrali z nami.

Pierwsze zawody Pucharu Świata, w których mają pojawić się szermierze z Rosji i Białorusi, być może nawet pod własną flagą (to nie zostało jeszcze sprecyzowane – trwa oczekiwanie na ruch MKOl), zaplanowane są na 21-23 kwietnia. Będzie to Puchar Świata we florecie… w Poznaniu. Polska stanie się zatem poligonem doświadczalnym. Najbardziej sportowym rozwiązaniem jest stanięcie wszystkich do rywalizacji bez patrzenia na politykę – nie łudźmy się jednak, że to się stanie. Ciężko wierzyć też, że właśnie w Polsce organizatorzy dopuszczą do tego, że na zawodach pojawią się Rosjanie i Białorusini, a zbojkotują zawody Ukraińcy (i być może wraz z nimi wiele innych nacji, z Polską na czele). Wytrychem ratującym twarz sportu, który rzekomo ma się nie mieszać z polityką, może okazać się – jak w przypadku konfliktu irańsko-amerykańskiego – kwestia wizowa. Owszem, będzie to kolejne zwycięstwo polityki ze sportem – ta wojna jednak jest już dawno przegrana. Oby jako ostatnia.

 

fot. Marie-Lan Nguyen, CC BY-SA 4.0, via Wikimedia Commons

UDOSTĘPNIJ
Avatar
Z wykształcenia hungarysta, z pasji dziennikarz i komentator sportowy, członek Klubu Dziennikarzy Sportowych i Międzynarodowego Stowarzyszenia Prasy Sportowej (AIPS), uczestnik Programu dla Młodych Reporterów AIPS, miłośnik sportów olimpijskich, naiwny idealista