Na zakończenie przedostatniego dnia Mistrzostw Świata FIBA 3×3 w Amsterdamie rozegrano finał konkursu wsadów. Rafał „Lipek” Lipiński dwa lata temu wygrywał ten konkurs, ale w tym roku niestety nie udało mu się przejść eliminacji. Jeden z najlepszych dunkerów na świecie zgodził się udzielić wywiadu Bartłomiejowi Misztalowi.

– Przede wszystkim, jak się czujesz? Widziałem na Instagramie, że nie do końca fizycznie wszystko grało.

– To fakt. Troszeczkę tego zdrowia zabrakło podczas procesu przygotowywań do tego sezonu letniego. Troszeczkę czasu mi zabrakło. Myślę, że to jest kwestia miesiąca, półtorej aż będę w takiej optymalnej formie, więc szkoda, że te mistrzostwa nie odbywają się pod koniec lub na początku sierpnia, no ale trudno. Psychicznie natomiast jakoś sobie z tym wszystkim poradziłem. Nauczyłem się, że jako sportowiec czasami się wygrywa, czasami się przegrywa, więc ja te porażki potrafię wziąć na klatę, wyciągnąć z nich jakieś dodatkowe wnioski i na zdrowo to przemyśleć.

– Atmosfera jest niesamowita. Jestem od początku turnieju i Polaków jest mnóstwo. Jak Ty odebrałeś polską widownię tutaj?

– Tak, widziałem Polaków tutaj. W ogóle w całej Holandii jest sporo Polaków, dlatego cieszę się, że zgromadzili się na tej arenie i dopingowali naszych. W końcu, nie tylko konkurs wsadów, który miał aż dwóch Polaków, ale też nasi chłopcy z reprezentacji wspaniale grają. Teraz gramy w półfinale, więc co najmniej to czwarte miejsce mają w kieszeni. Polacy mają to do siebie, że potrafią się jednoczyć, zarówno przy porażkach, jak i przy zwycięstwach. Wierzę, że to wsparcie pomoże koszykarzom oraz dunkerom.

– Jak patrzy się na Piotrka, chłopak ma dwadzieścia lat…już zawieszasz buty na kołku, czy nie masz zamiaru oddać mu piedestału?

– (śmiech)Nie. Ja tego też nie traktuję totalnie jako rywalizację, bo za dużo mamy tych eventów w roku żeby patrzeć na wynik. Powiem Ci szczerze, że tak długo jak będę miał z tego frajdę, będzie to zdrowe i rozsądne dla mnie, tak długo będę się cieszył z wsadów do kosza. Ze zdrowiem bywa raz na wozie, raz pod wozem, natomiast wierzę, że właściwy trening i odpowiednie przygotowanie pozwolą mi jeszcze trochę poskakać.

– Czy Nate Robinson powiedział coś do Ciebie, po tym jak odskoczył na widok Twojego wsadu(The Dunk King przyp. red.)?

– (śmiech)Oczywiście, że tak. W Stanach jest taka atmosfera, że jak widzisz, że coś cię łączy, to od razu zbijasz piąteczkę, gadasz, chillujesz po prostu, wspólnie dzieląc się tą pasją. Trochę mi tego w Polsce brakuje, jak np. wchodzę na jakąś salę, zaczynam robić wsady, to ludzie tak jakby wstydzili się odwracając wzrok. Nie mówię, że każdemu muszą podobać się wsady, ale warto też zobaczyć docenienie u innych ludzi. W końcu, spotkaliśmy się w sali żeby pograć w kosza, więc to zainteresowanie dzielimy. Z Natem Robinsonem rozmawiałem przede wszystkim o konkursie wsadów w NBA. To jest bardziej jako show. Oni często dowiadują się tydzień przed, czy kilka dni przed, że mają występować, nie mają czasu i energii, aby przygotować wsady. Nate to jest fajny dorosły mężczyzna, który ma duszę dzieciaka, więc można się pośmiać, zbić piąteczkę. Fajny chłop.

UDOSTĘPNIJ