Sobota potwierdziła nam, że kolarstwo jest jednym z najpiękniejszych sportów świata. 14. etap Giro d’Italia, który odbył się tego dnia, padł łupem Niemca Nico Denza. Największym bohaterem został jednak inny kolarz. Bruno Armirail został nowym posiadaczem różowej koszulki, mimo, że przed etapem tracił do lidera prawie 20 minut!

Sobotni odcinek był wręcz przeznaczony dla uciekinierów. Na 194-kilometrowym odcinku łączącym Sierre w Szwajcarii i Cassano Magnago ulokowano zaledwie jedną górską premię. Była to jednak wspinaczka pierwszej kategorii, po przejechaniu której do mety pozostawało długie 138 kilometrów. Taki teren kazał sądzić, że odjazd odpuszczony przez peleton będzie miał niemal stuprocentową szansę na prowadzenie.

Co oczywiste, ucieczka była niezwykle liczna. Grupa harcowników ostatecznie liczyła aż 29-kolarzy. W tym gronie nie było jednak nikogo, kto stanowiłby realne zagrożenie w klasyfikacji generalnej. Peleton prowadzony przez ekipę Gerainta Thomasa zdecydowanie odpuścił więc prowadzących. Różnica pomiędzy grupami rosła z każdym kolejnym kilometrem. Z przodu pedałował natomiast Bruno Armirail. Strata Francuza do lidera z pozoru była olbrzymia – wynosiła bowiem ponad 18 minut. Jednakże gdy stawka pokonała największą tego dnia przeszkodę – Passo del Sempione – przewaga uciekinierów wynosiła już powyżej 11 minut i nieustannie rosła.

Na około 60 kilometrów przed metą z ucieczki oderwała się czteroosobowa grupa, w skład której weszli: Davide Ballerini, Francesco Oldani, a także znani z ucieczek w ostatnich dniach Laurens Rex oraz Toms Skujins. Za nimi pedałował natomiast pościg, a następnie (po wynoszącej już około 15 minut przerwie) peleton. Atakująca czwórka utrzymywała niewielką przewagę nad resztą – do końca niewiadomo było, członek której grupy sięgnie po triumf.

Na ostatnich fragmentach trasy oglądaliśmy prawdziwą dramaturgię. Ostatni kilometr prowadził lekko pod górkę i zdecydowanie był dłuższy niż 1000 metrów dla prowadzących. Jako pierwszy wcześniejszego ataku spróbował Ballerini, który czuł już za swoimi plecami oddech doganiającego go wyselekcjowanego pościgu. Ostatecznie zryw Włocha nie przyniósł skutku. Trójka kolarzy (wcześniej tempa nie wytrzymał Rex) została na ostatnich metrach dogoniona przez rywali. Po zwycięstwo sięgnął zatem najmocniejszy z pościgu – Nico Denz.

Dla Niemca z ekipy BORA-hansgrohe jest to już drugi etapowy triumf w tegorocznym Giro. Jednakże gdy Denz przekroczył linię mety, większość sympatyków kolarstwa skupiała się na korespondencyjnej walce Armiraila z Thomasem. Gdy prowadzący wjeżdżali na ostatnie kilometry, ich przewaga nad peletonem wynosiła już ponad 19 minut. Francuz na „kreskę” wjechał około 50 sekund po zwycięzcy. Wszyscy wyczekiwali więc na to, z jaką stratą główna grupa przyjedzie do Cassano Magnago.

Thomas i spółka na metę wjechali dopiero po ponad 20 minutach, co oznaczało, że INEOS-Grenadiers utracili lidera! Nowym posiadaczem różowego trykotu został Armirail, którego przewaga w klasyfikacji generalnej wynosi teraz minutę i 41 sekund. Kolarz Groupamy jest dopiero pierwszym Francuzem w XXI wieku, któremu udało się dokonać tej sztuki. Gdyby zapytano go przed etapem, czy ma nadzieję na zostanie nowym liderem, Armirail na pewno by się zaśmiał. Gdyby ktoś podsunął taki pomysł, zostałby wyśmiany. To mogło napisać tylko kolarstwo i skompane w padającym deszczu włoskie szosy!   

UDOSTĘPNIJ
Jarosław Truchan
Sympatyk sportów wszelakich, ale przede wszystkim tenisa, kolarstwa i biathlonu. Prywatnie ogromny fan Rogera Federera, Ronniego O'Sullivana oraz Realu Madryt.