Czekał, czekał i się doczekał! Charles Leclerc wygrywa tegoroczne Grand Prix Monako. Jest tym samym drugim Monakijczykiem, który zwycięża na swoich domowych ulicach, choć pierwszym, który robi to już w ramach Mistrzostw Świata Formuły 1. Podium dopełniają Oscar Piastri oraz Carlos Sainz. W wyścigu oprócz pełnego wypadków pierwszego okrążenia nie działo się jednak wiele.

Tak roztrzaskanych bolidów na pierwszym okrążeniu ulice Monte Carlo nie widziały dawno. Z perspektywy telewidza jako pierwsza pojawiła się czerwona flaga, choć nie wiedzieliśmy, co tak naprawdę zdążyło wydarzyć się na przestrzeni tych niespełna dwóch sektorów. Pierwszym zdarzeniem chronologicznie był kontakt pomiędzy Carlosem Sainzem oraz Oscarem Piastrim na wyjściu z Saint Devote. Ryśnięcie sprawia, że lewa przednia opona w bolidzie Hiszpana zostaje przebita przez podłogę McLarena. Kierowca Ferrari zatrzymuje się w czwartym zakręcie przy Kasynie. Wszystko uchodzi mu jednak na sucho.

Za ich plecami bowiem uwikłani w potężną kolizję byli Sergio Perez i para kierowców Haasa. Po słabym starcie Meksykanin spadł za kierowców Saubera. Tuż przed Beu Rivage Kevin Magnussen próbował wcisnąć się w miejsce pomiędzy Perezem a barierą z prawej strony. Lewa przednia opona zahaczyła o tył bolidu Pereza, co wprawiło go w szybką rotację. Bolid uderzył w barierę i tym samym w znajdującego się tam Magnussena. Następnie siła uderzenia wypchnęła auto z powrotem na środek toru, gdzie niestety zgarnął ze sobą bolid Hulkenberga, kompletnie w ten incydent niezaangażowanego. Stan, w jakim ostatecznie zobaczyliśmy bolid Pereza byłby ogromnie martwiący, gdyby nie fakt, że realizator przedtem pokazał kierowcę wychodzącego z samochodu o własnych siłach. Z RB20 zostało niewiele poza monokokiem.

Incydent mocno podzielił ekspertów Formuły 1. Jedni zgodzili się poniekąd z późniejszą decyzją sędziów i uznali to za incydent wyścigowy. Magnussen dla nich faktycznie niepotrzebnie na siłę pchał się w miejsce, które się zamykało, ale to Perez miał jeszcze sporo miejsca po swojej lewej stronie i dość wyraźnie kontrolował swoje prawe lusterko, gdzie widział, co robi Magnussen. Według nich Meksykanin świadomie nie zostawił wystarczającego miejsca kierowcy Haasa. Druga strona dużo większą winę widzi w działaniach Magnussena, za skandal uznając to, że sędziowie nie podjęli wobec tej sytuacji żadnych działań. W tym ujęciu Duńczyk podjął się niebezpiecznego, niepotrzebnego manewru skazanego na porażkę, a rola Pereza była bardziej bierna. Dyskurs zaognia też fakt, że potencjalne punkty karne, które przyznane mogły być Magnussenowi prowadziłyby do opuszczenia przez niego wyścigu w Kanadzie. Duńczyk na swoim koncie ma już 10 punktów, a po zebraniu 12 kierowca zostaje wykluczony z kolejnego wyścigu.

To jednak nie koniec wrażeń na pierwszym okrążeniu. Tuż przed tunelem zderzyli się również kierowcy Alpine. Pierre Gasly skupiony był w tamtym momencie na walce o dziewiątą lokatę z Alexem Albonem. Znikąd w zakręcie Portier pojawił się obok niego Esteban Ocon. Francuz bezmyślnie zaatakował kolegę z zespołu. Jego bolid wyniosło prosto na przednie skrzydło Gasly’ego. Tył bolidu Ocona został podbity i wystrzelony w powietrze. Uszkodzenia w jego aucie okazały się na tyle poważne, że Francuz nie stanął już do restartu wyścigu. Sędziowie po rozpatrzeniu tej sytuacji wręczyli mu 10 sekund kary, które przełożono ostatecznie na przesunięcie o 5 pozycji w dół na starcie do GP Kanady. Podirytowany incydentem był Bruno Famin – szef ekipy Alpine – który wspominał o wyciągnięciu konsekwencji z działań Ocona. Sam kierowca już na chłodno w swoich mediach społecznościowych wziął na siebie całą winę za kolizję z Gaslym.

Doprowadzanie toru do akceptowalnego stanu trwało do 15:44 polskiego czasu. Restart odbył się z pól startowych w oryginalnej kolejności startowej z pominięciem wyeliminowanych kierowców. Ogromnie skorzystał na tej decyzji Sainz, który w innym wypadku zmuszony byłby do startu z końca stawki. Czerwona flaga pozwoliła również na zmianę opon, co miało kluczowy wpływ na dalszy przebieg rywalizacji. Nic nie stało na przeszkodzie, aby był to jedyny wymagany pit stop kierowcy w wyścigu. W takim wypadku zawodnicy skazani byli na przejechanie 77 okrążeń na jednej mieszance opon – twardej lub pośredniej w zależności od tego, na jakiej do tego wyścigu startowali. Restart w kolejności nie zmienił w zasadzie nic. Tylko Daniel Ricciardo i Logan Sargeant stracili pozycje na rzecz kierowców za ich plecami.

Jeśli wszyscy kierowcy faktycznie dojechać mieli do mety bez zjazdu do alei serwisowej, kluczową kwestią definiującą emocje (a w zasadzie ich brak) w trakcie wyścigu było zarządzanie tempem. Czołówka w pierwszej połowie wyścigu okrążenia pokonywała w czasie 1:18, czasem nawet 1:19. W żółwim tempie i bez jakichkolwiek walk na torze upływały kolejne okrążenia. Potężny bufor zaczął tworzyć się pomiędzy czwartym Norrisem i piątym Russellem, który w przeciwieństwie do czołowej czwórki do mety musiał doprowadzić opony pośrednie. Na 24. okrążeniu różnica ta wynosiła nieco ponad 12 sekund.  

Podczas całego GP Monako zaledwie sześciu kierowców zdecydowało się na kolejny zjazd do alei serwisowej, w tym Valtteri Bottas (okrążenie 16), Lance Stroll (okrążenie 43 oraz 49 po przebiciu jednej z opon), Logan Sargeant (okrążenie 58) oraz Zhou Guanyu (okrążenie 71). Ta czwórka nie była jednak ważna w kwestii walki o wyższe laury. Więcej dynamiki wprowadziły zjazdy Lewisa Hamiltona oraz Maxa Verstappena na okrążeniach 52 i 53. Obaj pozwolić mogli sobie na taką decyzję, dzięki wypracowanemu buforowi do kierowców z tyłu. Mercedes nieświadomie sprawił jednak, że zmiana mieszanki przez tę dwójki nałożyła dużą presję na Russella jadącego przed nimi na dużo starszych oponach. To w tym momencie cała czołówka przyspiesza razem z Russellem. Hamilton ścigając czołową piątkę ustanawia najszybsze okrążenie tego wyścigu. Widząc co się dzieje, Leclerc i spółka poprawiają tempo na jednym okrążeniu do ok. 1:16 i tego trzymają się aż do końca.

Pierwszy manewr wyprzedzania widzimy w tym wyścigu na 54. okrążeniu (!) w wykonaniu Valtteriego Bottasa. Swoją cegiełkę do tej statystyki z pewnością chciał dołożyć Max Verstappen, który błyskawicznie zniwelował stratę do Russella. Jak się okazało Brytyjczyk zadbał o opony na tyle, by móc już do samego końca obronić się przed Holendrem.

Pięć okrążeń przed końcem wyścigu Leclerc może już sobie pozwolić na skupienie się wyłącznie na sobie. Problemy z oponami coraz bardziej doskwierają Piastriemu, przez co Australijczyk odpada od kierowcy Ferrari na kolejne sekundy. Kończy wyścig ponad siedem sekund za Monakijczykiem.

Mimo burzliwego początku Grand Prix Monako 2024 było naprawdę słabym wyścigiem z perspektywy widza. Ładunek emocjonalny nie leżał dziś jednak w rywalizacji na torze. Ładunkiem emocjonalnym był lokalny bohater, przełamujący „klątwę” nad nim w tym miejscu wiszącą. Charles Leclerc sięgnął w końcu po upragnione zwycięstwo na ulicach Monte Carlo. Monakijczyk wraca tutaj na pierwszy stopień podium po raz pierwszy od 1931 roku, kiedy nikt nawet nie myślał o utworzeniu oficjalnych Mistrzostw Świata Formuły 1. Tamten wyścig wygrał Louis Chiron. W pokoju tuż przed podium Leclerc przyznał, że na dwa okrążenia przed końcem oczy zaszkliły mu się do tego stopnia, że nie widział praktycznie nic. Grand Prix Monako 2024 to zatem koniec końców również kawał pięknej historii.

Wyniki wyścigu

  1. Charles Leclerc (Ferrari)
  2. Oscar Piastri (McLaren) +7,152 s
  3. Carlos Sainz (Ferrari) + 7,585 s
  4. Lando Norris (McLaren) + 8,650 s
  5. George Russell (Mercedes) + 13,309 s
  6. Max Verstappen (Red Bull) + 13, 853 s
  7. Lewis Hamilton (Mercedes) + 14,908 s
  8. Yuki Tsunoda (VCARB) + 1 okrążenie
  9. Alexander Albon (Williams) + okrążenie
  10. Pierre Gasly (Alpine) + 1 okrążenie
  11. Fernando Alonso (Aston Martin) + 2 okrążenia
  12. Daniel Ricciardo (VCARB) + 2 okrążenia
  13. Valtteri Bottas (Sauber) + 2 okrążenia
  14. Lance Stroll (Aston Martin) + 2 okrążenia
  15. Logan Sargeant (Williams) + 2 okrążenia
  16. Zhou Guanyu (Sauber) + 2 okrążenia

DNF Esteban Ocon
DNF Sergio Perez
DNF Nico Hulkenberg
DNF Kevin Magnussen