Wszystko co dobre, szybko się kończy. Podsumowanie tenisowego sezonu 2021.

Wspaniały tenisowy sezon przechodzi do historii. W niedziele w Turynie dobiegł końca ostatni akt tego fantastycznego, trwającego ponad dziesięć miesięcy przedstawiania. Jest to więc dobry czas na podsumowania i refleksje nad wydarzeniami, które miały miejsce w tym czasie. Zapnijmy więc pasy i udajmy się w sentymentalną podróż.

   Na początku przypomnijmy sobie, co po kolei działo się w tym roku w światowym tenisie. Sezon rozpoczął się od turniejów w Delray Beach oraz tureckiej Antalayi. Szczególnie pamiętna dla Polskich kibiców była impreza za oceanem, gdzie triumfował Hubert Hurkacz. Panie rozpoczęły od rozgrywek w Abu Dhabi, najlepsza w Zjednoczonych Emiratach Arabskich była Aryna Sabalenka. Było to jednak swoiste preludium do tego, co w początku sezonu skupia uwagę wszystkich sympatyków tenisa. W połowie stycznia najlepsi tenisiści i tenisistki świata zjechali się do Australii. Tam, po odbyciu wymaganej kwarantanny, rozegrano parę turniejów przed wielkoszlemowym Australian Open. Szczególną uwagę przyciągnął ATP Cup. Męskie rozgrywki drużynowe, które okazały się strzałem w dziesiątkę w poprzednim sezonie, w tym również zgromadziły mnóstwo fanów przed telewizorami. Tym razem triumfowali w nich Rosjanie. Wyjątkowo późno (ze względu na wspomnianą obowiązkową kwarantannę), 8-go lutego, miał miejsce pierwszy punkt kulminacyjny w tym roku. Mowa oczywiście o Australian Open. Pierwszy turniej wielkoszlemowy w roku jak zwykle nie zawiódł i obfitował we wspaniałe widowiska. Oczywiście wygrali go Novak Djoković oraz Naomi Osaka. Następnie cała czołówka rozproszyła się po całym świecie, aby pod koniec marca wspólnie zjechać na Florydę. W tym czasie turniej w Adelajdzie wygrała Iga Świątek, a powrót na światowe korty po ponad rocznej przerwie zaliczył Roger Federer. Kolejnym ważnym punktem w tenisowym kalendarzu był Turniej ATP/WTA 1000 w Miami. Zapadł nam on szczególnie w pamięci. Swój trzeci triumf w karierze, a pierwszy takiej rangi zaliczył tam Hubert Hurkacz. Polak w fantastycznej scenerii niedzieli wielkanocnej odciągnął masę tenisowych fanów od świątecznego stołu, lecz zrekompensował to historycznym zwycięstwem. Później rozpoczął się sezon na kortach ceglanych, na horyzoncie widniał już Roland Garros. U panów byliśmy świadkami paru zaskoczeń. Turniej w Monte Carlo wygrał Stefanos Tsitsipas, impreza w Madrycie padła łupem Alexandra Zvereva, a będący tradycyjnym ostatnim wielkim przetarciem przed paryskim szlemem Rzym- Rafael Nadal. W kobiecym kalendarzu znalazły się dwa turnieje o randze WTA 100- W stolicy Hiszpanii oraz Włoch. W tym pierwszym triumfowała Aryna Sabalenka, natomiast w drugim swój największy skalp w minionym sezonie zdobyła Iga Świątek. Po tygodniach przygotowań formy na ceglanej mączce, nadeszła jej weryfikacja. Roland Garros to turniej, który zawsze  jest pełen świetnych meczów. Nieinaczej było w tym roku. Po dwóch tygodniach rywalizacji najlepsi okazali się Novak Djoković oraz Barbora Krejcikova. Tradycyjnie po rozgrywkach w stolicy Francji rozpoczął się krótki sezon na kortach trawiastych, którego kulminacją był Wimbledon. Na owianej legendą londyńskiej trawie najlepiej poradzili sobie Ashleigh Barty oraz Serbski dominator, dla którego była to trzecia wielkoszlemowa zdobycz w tym roku. Sezon 2021 był wyjątkowy. Zwykle po rozgrywkach w Anglii następował przelot światowej czołówki za ocean i szlifowanie tam formy do US Open. Jednak nie zapominajmy, że tym razem na zawodników i zawodniczki czekały Igrzyska Olimpijskie. Mimo, że nie są one premiowane wielkimi punktami (pieczę nad nimi sprawuje ITF, a nie ATP), w osobistej hierarchii tenisistów zajmują szczególne miejsce. Do Tokio zleciały się więc same najlepsze nazwiska. Złote medale zdobyli Alexander Zverev oraz Belinda Bencić. Wielki faworyt tych rozgrywek wśród mężczyzn, absolutnie najlepszy w tym roku, Novak Djoković z Japonii wyjeżdżał bez medalu, co było prawdziwą sensacją. W turniejach przygotowawczych do ostatniego turnieju wielkoszlemowego w tym roku najlepiej poradzili sobie: Danił Miedwiediew (triumfował w Toronto), Alexander Zverev (Cincinnati), Camila Giorgi (Montreal) oraz Ashleigh Barty (Cincinnati). Końcówką sierpnia przyszedł więc czas na ostatni wielkoszlemowy akord w tym roku. Wszystkie światła były zwrócone na rozgrywki męskie, bowiem w nich Djoković mógł jako drugi tenisista w erze Open sięgnąć po kalendarzowego Wielkiego Szlema. Ta sztuka jednak mu się nie udała, przegrał w finale z Daniłem Miedwiediewem. Wśród pań zwyciężyła natomiast absolutna rewelacja- Emma Raducanu. Koniec najbardziej prestiżowych tenisowych rozgrywek nie oznaczał, że reszta sezonu nie będzie obfitowała w wielkie turnieje. Do rozegrania pozostały bowiem trzy imprezy ragi 1000 (dwa u panów, jeden u pań) oraz naturalnie finały dla najlepszych ósemek sezonu . Jednak przed tymi wydarzeniami doszło do dwóch bardzo dobrych rezultatów z polskiego punktu widzenia. Do półfinału turnieju w Ostrawie awansowała Iga Świątek, natomiast Hubert Hurkacz wygrał turniej we francuskim mieście Metz (zarówno w singlu, jak i w deblu- w parze z Janem Zielińskim). Ostatnia część sezonu zapowiadała się pasjonująco również ze względu na walkę o listopadowe finały. Turniej w Indian Wells (rozgrywany nietypowo jesienią) padł łupem Pauli Badosy oraz Camerona Norrie (rozgrywki u panów obfitowały w wyjątkowo zaskakujące rozstrzygnięcia). Następnie panie udały się zbierać punkty do rankingu WTA Race w mniejszych turniejach, a te pewne awansu- szlifować formę przed rozgrywkami w Guadalajarze. Panów czekał natomiast jeszcze jeden wielki turniej w Paryżu. Najlepszy w nim okazał się Novak Djoković, gwarantując sobie tym samym zakończenie sezonu jako lider rankingu. Z wspaniałej strony pokazał się Hurkacz, który awansem do półfinału zagwarantował sobie występ w Turynie. Ostatnimi niewiadomymi pozostawały już tylko finały ATP oraz WTA. Mięliśmy w nich dwóch naszych reprezentantów. Mimo, że ani Idze, ani Hubertowi nie udało się wyjść z grupy, jesteśmy z nich dumni, że udało im się dostać do tak prestiżowego grona. Co prawda turnieje w Guadalajarze i Turynie to dość świeża sprawa, ale z kronikarskiego obowiązku należy wspomnieć, że zwyciężyli w nich Garbinie Muguruza oraz Alexander Zverev. Tak „pokrótce” przebiegał sezon 2021.

   Jak widać, nie sposób w paru słowach streścić tego, co działo się w minionym sezonie. Tym bardziej nierealne jest rozłożenie każdego zawodnika na czynniki pierwsze i podsumowania jego/jej dokonań. W jak najbardziej obiektywny sposób postaram się przytoczyć parę nazwisk, które zaskoczyły nas pozytywnie. To tej grupy z pewnością można zaliczyć Asłana Karacewa. Rosjanin to absolutne objawienie ubiegłych dziesięciu miesięcy. Sezon zaczynał jako 112 tenisista rankingu, a kończy będąc 18 na świecie. Furorę zrobił on na Australian Open, gdzie jako kwalifikant doszedł do półfinału. Swój ówczesny skok w rankingu wykorzystał znakomicie, zagościł  na stałe w czołówce. Dowodem jego świetnej dyspozycji w tym sezonie były dwa wygrane turnieje: w Dubaju i Moskwie. Ze świetnej strony w tym roku pokazał się również Nikoloz Basilashvili. Gruzin wygrał dwa turnieje rangi ATP 250 (Doha i Monachium) oraz doszedł do finału ATP Masters 1000 w Indian Wells, gdzie uległ Cameronowi Norrie. Te dwa nazwiska z pewnością utkwiły w pamięci sympatyków tenisa w tym sezonie. Oczywiście było więcej objawień: Ruud, Alcaraz, Musetti, można by tak wyliczać w nieskończoność. Każdy turniej miał swoich bohaterów. Wśród mężczyzn jednak wyróżnienie paru nazwisk jest łatwiejsze, niż u kobiet. Damski tenis co chwile kreuje nowe nazwiska, praktycznie w każdym wielkim turnieju dochodzi do pokazania się nowego nazwiska. Dla przykładu, w finale US OPen zagrały ze sobą Emma Raducanu oraz Leylah Fernandez, które zajmowały wtedy kolejno 150 oraz 73 pozycję w rankingu- czy ktoś wtedy napisałby taki scenariusz? Jak widać, wskazać największe objawienie sezonu jest niezwykle trudno. Na pewno bardzo dobrze zaprezentowała się Maria Sakkari. Greczynka po fantastycznym Roland Garros, gdzie doszła do półfinału (w ćwierćfinale pokonując Igę Świątek), na stałe osiadła w tenisowej czołówce, czego dowodem była jej obecność w WTA Finals. Tak więc tenisistka z Aten wydaje się być jednym z największych zaskoczeń, lecz każda z zawodniczek, która zagrała w Meksyku, ma za sobą świetny sezon: Sabalenka, Badosa, Kontaveit, możnaby tak wymieniać, niczym z karabinu maszynowego.

   W minionym sezonie częściej niż zwykle skupialiśmy się na tenisowej młodzieży. Nowa generacja weszła bez pardonu na największe salony (szczególnie u panów). Lecz co słychać u starej świty? Na pewno w najlepszej formie z nich jest Novak Djoković. Serb ma za sobą wyśmienity rok z trzema tytułami wielkoszlemowymi na koncie. Był o jeden mecz od napisania historii na US Open. Niektórzy zwycięstwo Miedwiediewa postrzegają jako symboliczną zmianę warty. Z pewnością jednak Nole nie powiedział ostatniego słowa. Choć może być o to ciężko (młodzi bowiem rosną w siłę), przed Serbem jeszcze niejedna szansa na wielkoszlemową Victorię. Drugi z „wielkiej trójki”- Rafael Nadal nie ma powodów do radości po tym sezonie. Przegrał z Tsitsipasem w Australii, poległ na swoim gruncie w Paryżu, a później nie zagrał na Wimbledonie, Igrzyskach Olimpijskich oraz US Open. Miejmy nadzieje, że Hiszpan z Majorki dojdzie przez zimę do świetnej dyspozycji i pokaże swój tenisowy kunszt w przyszłym roku. Trzeci z nich- Roger Federer, wydaje się być już jedną nogą na emeryturze. Po odpuszczeniu sobie 2020 roku (od Australian Open), miał on przejść operację i dojść do optymalnej dyspozycji. Nie zdążył jednak na pierwszy turniej wielkoszlemowy, jego pierwszy występ w tym sezonie w Doha, mówiąc delikatnie- nie zachwycił. Później wrócił w Genewie, gdzie bardzo szybko odpadł. Pierwszy występ na wielkim turnieju nie był jednak taki zły. Na Roland Garros doszedł do czwartej rundy. Biorąc pod uwagę jego wiek, to, że bardzo długo nie grał oraz niesprzyjającą mu nawierzchnie, mogliśmy optymistycznie patrzeć w przyszłość Szwajcara. Zapowiadał on, że występ w Paryżu jest tylko treningiem przed ukochanym Wimbledonem. W Londynie doszedł do ćwierćfinału, w którym uległ Hubertowi Hurkaczowi. Do tej pory był to ostatni mecz mistrza z Bazylei. Tego roku z pewnością miło nie będzie wspominać Serena Williams. Jej pogoń za 24 tytułem wielkoszlemowym wydaje się zmierzać ku końcowi, mało kto wierzy, że Amerykance może to się udać. Co prawda całkiem dobrze spisała się w Australii, ale o reszcie sezonu lepiej nie wspominać. Tenisowa „starszyzna” ma się gorzej niż kiedykolwiek. To, czy powrócą do swojej świetności wydaje się być pytaniem, na które odpowiedzi nie znają nawet oni. Kalendarz jest nieubłagany, młodzi coraz bardziej atakują, Miedwiediew w Nowym Jorku przełamał pewną granice, zdetronizował ich. Jednak ta walka pokoleń nie jest jeszcze skończona, oni nie składają broni i na pewno będą walczyć do ostatku sił.

   Na koniec warto wspomnieć o dokonaniach Polaków, mamy się bowiem czym szczycić. Napawa nas dumą fakt, że mięliśmy swoich reprezentantów zarówno w finałach ATP, jak i WTA. Hubert osiągnął życiowy sukces- wygrał turniej Masters 1000 oraz doszedł do półfinału Wimbledonu. Do tego triumfował w Delray Beach i Metz. Za nim najlepszy sezon w karierze, pełen trudniejszych momentów, lecz także i pięknych chwil triumfu. Słowem, które najlepiej określa ten rok w wykonaniu Igi Świątek jest stabilizacja. W każdym z czterech turniejów wielkoszlemowych awansowała do drugiego tygodnia rozgrywek. Ponadto zwyciężyła w Adelaidzie i Rzymie, co było jej największym dokonaniem. Nie bez powodu znalazła się w gronie ośmiu najlepszych zawodniczek sezonu- za nią wspaniałe dziesięć miesięcy. Po ogłoszeniu przez Agnieszkę Radwańską zakończenia kariery, baliśmy się, że polski tenis pogrąży się w marazmie. Tymczasem mamy zawodnika i zawodniczkę w top 10 rankingu, odnoszących sukcesy na największych kortach świata. Nasze obawy na szczęście się nie spełniły. Polski tenis ma się bardzo dobrze, cieszmy się tym co mamy, każdą chwilą oglądania Igi i Huberta w akcji. Do tego warto dodać, że reprezentacja Polski wygrała swoje mecze zarówno w Pucharze Davisa, jak i w Bille Jean King Cup. Jest więc dobrze, miejmy nadzieję, że nasi powtórzą swoje sukcesy w przyszłym roku.

   Tekst wyszedł może trochę przydługi, ale nie da się w paru zdaniach streścić całego ubiegłego sezonu. Dostaliśmy wszystko- walkę między pokoleniami, zwycięstwa zasłużonych dla tego sportu, jak i kompletne sensacje. Mecze były fantastyczne- każdy wielki turniej był pełen spotkań, które aż podnosiły nas z fotela. Do tego dochodzą emocje związane z Polakami- nie tylko z Igą i Hubertem, ale także i Magdą Linette, czy Kamilem Majchrzakiem. Był to fantastyczny, fenomenalny, epicki sezon. Miejmy nadzieje, że kolejny będzie równie ekscytujący, ale poprzeczka wywieszona jest niesamowicie wysoko.   

Jarosław Truchan

czytaj dalej...

udostępnij na:

REKLAMA

najnowsze