„Te chwile pozostaną ze mną do końca życia”. Rafael Nadal zwycięzcą Australian Open po fantastycznym finale.

Ubiegłoroczna kontuzja sprawiła, że wielu zakończyło już jego karierę, pogrzebało szanse Hiszpana w turniejach wielkoszlemowych. Jeszcze półtora miesiąca temu nie wiedział, co dalej z jego karierą- wątpił, czy w ogóle pojawi się w Melbourne. Dziś jest rekordzistą, królem i herosem. Rafael Nadal udowodnił w niedzielę, że określenie „wielki” w stosunku do niego jest jak najbardziej trafnym wyrazem- w finale Australian Open pokonał po prawie pięciu i pół godzinach Daniła Miedwiediewa 2:6,6:7,6:4,6:4,7:5.

Gdy w piątek poznaliśmy skład niedzielnego finału, od razu wiedzieliśmy, że czeka nas wspaniałe widowisko- nie można było mieć innych oczekiwań w stosunku do konfrontacji Rafaela Nadala z Daniłem Miedwiediewem. Panowie toczyli ze sobą w przeszłości wspaniałe boje, na czele z pamiętnym pojedynkiem z US Open 2019. Od tego czasu jednak wiele się zmieniło- pozycja „wielkiej trójki” w turniejach wielkoszlemowych mocno zmalała, a Rosjanin stał się najpoważniejszym głosem młodego pokolenia w walce ze starym tenisowym porządkiem. Z jednej strony zasiadaliśmy w fotelach licząc na to, że nie ruszymy się z nich przez wiele godzin, z drugiej natomiast lekko obawialiśmy się o przebieg meczu. Finały rządzą się bowiem swoimi prawami- często nie są to wspaniałe mecze. Liczy się wynik, końcowy triumf, a nie styl w jakim się go osiągnie. Czekaliśmy na pierwsze piłki w niepewności i zaciekawieniu, co zobaczymy na korcie. Faworytem większości ekspertów był Miedwiediew. Rozgrywał on świetny turniej, a jego styl gry, to jak dobrze idzie mu na kortach twardych, wydawało się stawiać Rosjanina bliżej zwycięstwa. Było to jednak bardzo trzeźwe spojrzenie, odrzucające doświadczenie, charyzmę i waleczność Hiszpana. Plan na niedziele był tylko jeden- rozkoszować się widowiskiem, jakie zaoferuje nam Rod Laver Arena.

Po pierwszym secie kibice drżeli i obawiali się, że mecz długo nie potrwa. Reprezentant Rosji nie dawał szans Nadalowi- przełamał przeciwnika dwukrotnie: na 3:2 i 5:2, dorzucając później do tego gem przy własnym serwisie i kończąc pierwszą partię. Dyspozycja tenisisty z Majorki pozostawiała wiele do życzenia- był mniej dynamiczny, grał słabiej, niż we wcześniejszych rundach. Naprzeciwko miał natomiast Miedwiediewa, który wykorzystywał każdą nadarzającą się okazję, nie dając Rafie żadnej szansy do przełamania. Drugi set okazał się najdłuższym w całym spotkaniu. Panowie rozgrywali mordercze gemy, trwające często powyżej dziesięciu minut i obfitujące w wymiany dochodzące do 40. uderzeń. To wszystko okraszone było licznymi stratami serwisów. Jako pierwszy przeciwnika przełamał Nadal- na 3:1. Miedwiediew nie pozostał dłużny i odrobił stratę, po czym ponownie to jego przeciwnik wyszedł na prowadzenie. Wydawało się, że stan 5:3 i serwis Hiszpana to prosta droga do wygrania seta- nic bardziej mylnego! Miedwiediew obronił piłkę setową przy podaniu rywala i wrócił na 5:5. O tym, kto zapisze drugą partię na swoje konto, miał zadecydować tie-break. Lepszy w nim wynikiem 7-5 okazał się wicelider światowego rankingu. Po dwóch wygranych setach, w tym drugim zdefiniowanym bardzo zaciętą, ponad osiemdziesięciominutową walką, w głowach kibiców zrodziły się dwa scenariusze: Albo Nadal wróci do gry i zacznie prezentować fantastyczny tenis, albo Hiszpan zagrał na jedną kartę, zaryzykował wszystkimi siłami i Miedwiediew zakończy mecz w trzech setach. Na szczęście ziścił się plan A. Pojedynek już stał na fantastycznym poziomie, ale panowie unieśli kort centralny nad ziemię, wynieśli konfrontacje na niebotyczny pułap. Set numer trzy wygrał Rafa, po jednym przełamaniu. Czwarta partia, pomimo tego, że trwała krócej od poprzedniej, dostarczyła nam większej ilości gemów wygrywanych przez returnujących. Takowe były trzy, z czego dwa wygrał Nadal. Długie gemy, wspaniałe akcje i emocje kotłujące się nie tylko w publiczności zasiadającej na trybunach, ale i w milionowej widowni oglądającej transmisje z meczu na całym świecie, doprowadziły do decydującego seta. Wymordowani tenisiści teraz zaczynali poniekąd wszystko od nowa- każdy z nich był tak samo blisko zwycięstwa (oczywiście pomijając zmęczenie, którego zmierzyć, ani porównać się nie da). Jako pierwszy nie wytrzymał zawodnik z Rosji- Nadal przełamał na 3:2. Hiszpan trzymał swoje prowadzenie w garści, od zakończenia pojedynku dzielił go tylko jeden gem, który był rozgrywany przy swoim serwisie. Przy stanie 30-0 każdy odliczał sekundy do eksplozji radości widzów na Rod Laver Arena, którzy w zdecydowanej większości wspierali Nadala, a graficy z pewnością mieli pod ręką przygotowany napis „championship point”. Ten pojedynek wdział jednak zbyt wiele, aby mógł zakończyć się bez żadnych perturbacji. W niesamowity sposób do gry wrócił Miedwiediew. Wygrał wszystkie kolejne punkty, przełamał i wrócił do rozgrywki o drugi w jego karierze tytuł wielkoszlemowy. Radość rosyjskiej publiczności nie trwała jednak długo- już w kolejnym gemie Danił ponownie stracił serwis. Drugiej szansy Rafa nie zaprzepaścił. Przy własnym podaniu oficjalnie dokonał czegoś, co wydawało się niemożliwe- Wygrał Australian Open 2022, sięgając tym samym po swój 21. wielkoszlemowy triumf.

Można wiele opowiadać o tym meczu- opisywać go punkt po punkcie, z kronikarską precyzją przytaczać wszystkie wydarzenia, które wydarzyły się na korcie. Jednak nic nie odda wrażeń, tego, co przedostatniego dnia stycznia 2022 roku wydarzyło się na Rod Laver Arena. Panowie grali cudownie. Wymiany były długie i zacięte. Po niektórych uderzeniach zastanawialiśmy się, czy takie zagranie jest w ogóle możliwe, a dobieganie przez tenisistów do licznych skrótów przyprawiało nas o gęsią skórkę, jak można na olbrzymim zmęczeniu, po tylu godzinach gry wykonać taki sprint. Atmosfera, która stworzyła się wokół tego spotkania, wyniosła konfrontacje na wyższy poziom- po raz kolejny przekonaliśmy się, ile znaczy nie tylko tenis, ale i cały sport z kibicami. Brak jest słów opisujących niedzielny finał. Ten bój po prostu trzeba było zobaczyć na własne oczy- jeśli ktoś go nie obejrzał, to jest to pozycja obowiązkowa.

Nadal zapisał się złotymi zgłoskami na kartach tenisowej historii. Został najbardziej utytułowanym zawodnikiem w dziejach tego sportu, wyprzedzając Novaka Djokovicia i Rogera Federera pod względem wygranych turniejów wielkoszlemowych. Choć to dopiero drugi triumf Rafy w Melbourne, z pewnością jest to tytuł, który nie tylko on sam, ale także i kibice zapamiętają na długo. Zaprzeczył prawom medycyny- czy możliwe jest, aby 35-latek, prezentujący tak wyniszczający styl gry i mając za sobą takie perturbacje zdrowotne, wygrywał pięcioipółgodzinne spotkanie z młodszym o 10 lat rywalem, uważanym za tenisistę nie do zajechania na korcie? Zawodnik z Majorki napisał niebywałą historię- zrobił to już wcześniej awansując do finału, a w spotkaniu z Miedwiediewem potwierdził swoją wielkość. Niebywałe i może nawet niewytłumaczalne było to, że z czasem trwania konfrontacji on grał coraz lepiej. Przez pierwszy set wyglądał bardzo słabo, wydawało się, że niewiele uda mu się wskórać. Tymczasem on rósł z każdą kolejną piką, nakręcając się wzajemnie z publiką. Można przytaczać liczby, od których kręci się w głowie- one wiele mówią i sprawiają, że nabieramy respektu. Jednak Nadal udowodnił, że potrafi się obronić nie tylko nimi- zagrał fantastyczny mecz.

Należy się także parę słów o drugim z aktorów, którzy stworzyli to widowisko- bez Dniła ten mecz nie stałby na tak wysokim poziomie. Niestety zwycięzca może być tylko jeden i tym razem nie był nim Rosjanin. Podpadł on lekko publiczności- w swoim stylu często igrał z widzami zgromadzonymi na korcie głównym. Najważniejsze, co wynosimy z tego spotkania w kontekście Miedwiediewa to jednak fakt, że jest zawodnikiem jak najbardziej gotowym na wielkoszlemowe triumfy. Przed nim wielka przyszłość. Na pewno nie raz przyjdzie mu podnieść trofeum imienia Normana Brookesa.

Kończy się wspaniały turniej, jakim bez wątpienia było Australian Open 2022. Miejmy nadzieję, że cały sezon będzie tak piękny, jak dwa tygodnie rywalizacji na Antypodach.

Jarosław Truchan   

czytaj dalej...

udostępnij na:

REKLAMA

najnowsze