Dobra passa trwa! Polscy siatkarze pokonali nad ranem reprezentację Brazylii 3:1, tym samym odnosząc 8 zwycięstwo w rozgrywkach tegorocznej Ligi Narodów.
To “Biało-czerwoni” przejęli inicjatywę po inauguracji pierwszego seta. Gdy Bartosz Bednorz skutecznie zaatakował z szóstej strefy, tablica wyników wskazała rezultat 11:8 na korzyść podopiecznych trenera Grbicia. Polacy ani myśleli zwalniać, systematycznie mnożąc dotychczasową przewagę. Wydatnie pomagali w tym sami “Canarinhos” – gdy po ataku Sousy piłka minęła boisko, zaliczka “Biało-czerwonych” wzrosła (16:11). Partię zwieńczył ostatecznie punktowy atak Wilfredo Leona (25:23). Początek drugiej odsłony gry upłynął pod znakiem klasycznego “przeciągania liny”, przerwanego finalnie za sprawą trenera Grbicia – szkoleniowiec Polaków poprosił o czas przy wyniku 10:11 na niekorzyść swojej drużyny. Przerwa na niewiele się jednak zdała, a Brazylijczycy rozpędzali się wraz z każdą kolejną piłką – prosto z zagrywki zapunktował Lucas Saatkamp (12:16). “Canarinhos” wywalczyli stosunkowo bezpieczną zaliczkę, triumfując ostatecznie do 22, a w konsekwencji wyrównując stan rywalizacji.
Po przerwie inicjatywa ponownie znalazła się w rękach reprezentantów Brazylii – skuteczna gra środkiem umożliwiła podopiecznym trenera Dal Zotto objęcie nieznacznego prowadzenia. Finalnie do wyrównania doprowadził wprowadzony kilka minut wcześniej Łukasz Kaczmarek (10:10). “Biało-czerwoni” wkrótce objęli prowadzenie, stopniowo dystansując rywala – obraz gry nie zmienił się już do zakończenia trzeciej partii, a Polacy triumfowali 25:21. Czwartego seta z przytupem otworzył Wilfredo Leon – to właśnie po jego punktowych zagrywkach “Biało-czerwoni” szybko uzyskali istotną zaliczkę (6:3). Pojedyncze błędy własne po stronie Polaków umożliwiły jednak reprezentacji Brazylii błyskawiczne nawiązanie kontaktu (9:8). Pomimo walki, “Canarinhos” nie zdołali ostatecznie przejąć inicjatywy – “Biało-czerwoni” prowadzili grę, szybko dystansując rywali. Czwartą odsłonę gry, a jednocześnie całe spotkanie pewnym atakiem zwieńczył Norbert Huber (25:21).
Autor: Mateusz Kurpiewski