Adrian Olszewski jest 41-letnim lekkoatletą, który uprawia dwie dyscypliny: skok w dal i trójskok. W 2017 roku został wicemistrzem świata Mastersów w trójskoku podczas Mistrzostw Świata w koreańskim Daegu. Natomiast dwa lata później podczas Halowych Mistrzostw Świata Masters, które odbywały się w Toruniu został Mistrzem Świata w trójskoku i Srebrnym medalistą w skoku dal.
Rozmowę przeprowadził Kamil Michalec:
Kamil Michalec: Podczas Halowych Mistrzostw Świata Masters, które odbyły się w ubiegłym roku w Toruniu zdobyłeś dwa medale złoto w trójskoku i srebro w skoku dal. Jak to jest startować na ziemi polskiej i usłyszeć Mazurka Dąbrowskiego?
Adrian Olszewski: Zdobycie medali, a w tym najcenniejszego złotego, samo w sobie jest już bardzo znaczącym wydarzeniem dla sportowca, ponieważ niezależnie od miejsca odbywających się mistrzostw Mazurek Dąbrowskiego wybrzmi. Jest to bardzo szczególny moment, który porusza emocje. Niemniej możliwość dokonania tego wyczynu u siebie w kraju ma dodatkową wartość, ponieważ stwarza możliwość startu przed większą polską publicznością. Dalekie zagraniczne wyjazdy niejednokrotnie okupione są dużymi kosztami. Z tego względu nie dają możliwości innym osobą niż zawodnicy, uczestniczenia w zawodach. Co wiąże się z tym, że na trybunach podczas konkursu jest jedynie garstka rodaków (sportowców), którzy są zainteresowani występem danego zawodnika. W Toruniu było inaczej. Trybuny były zapełnione rodzinami, przyjaciółmi, znajomymi sportowców oraz ludźmi, którzy zwyczajnie z ulicy mogli wejść i zobaczyć rozgrywające się zawody. I ten fakt dla mnie osobiście był bardzo znaczący, który jeszcze bardziej mobilizował mnie do rywalizacji sportowej.
Kamil Michalec: W czasie tej imprezy ustanowiłeś nowy rekord Polski w trójskoku w kategorii M40. Przypomnij odległość i jak czujesz się z tym wynikiem?
Adrian Olszewski: Skoczyłem na odległość 14.04 m. Cieszę się niezmiernie z rekordu Polski, aczkolwiek co do wyniku mam mieszane uczucia, ponieważ te 14 m ciągnie się już za mną od prawie 3 lat. Z jednej strony zważywszy na poważną kontuzję z jaką borykałem się od listopada 2018 r., która uniemożliwiła mi wykonanie pełnego treningu przygotowawczego, a także zmusiła mnie do zmiany nogi odbijającej na przeciwną. Taka zmiana jest bardzo dużą ingerencją, więc na minimalną adaptację koordynacyjną, myślę że potrzeba przynajmniej rok czasu. Niektórzy doświadczeni zawodnicy mówili mi, że taka poważna zmiana w zaawansowanym wieku, kiedy schematy ruchowe przez wiele lat wytworzyły i ugruntowały swoje szlaki nerwowe jest praktycznie nie wykonalna. W tym sensie, że nie osiągnie się tej perfekcji technicznej, którą latami się już wypracowało. Z powodu wspomnianej kontuzji i braku całkowitej dyspozycji przed Halowymi Mistrzostwami Świata, nie miałem praktycznie możliwości żeby poćwiczyć technikę trójskoku od przeciwnej nogi odbijającej. Tak więc na mistrzostwach wiedziałem, że z kontuzjowanej nogi nie mogę skakać, ponieważ stwarza to bardzo duże ryzyko ponownego uszkodzenia tego miejsca. Z kolei zmiana nogi dawała ryzyko, że skoki w ogóle mogą mi nie wyjść. Wybrałem jednak tę drugą opcję i postawiłem wszystko na jedną kartę. Ku mojemu zaskoczeniu udało mi się osiągnąć wynik 14.04 m ustanawiając tym samym nowy rekord Polski w kategorii M40. Wiem, że stać mnie na dalsze skakanie i gdybym mógł przed mistrzostwami zrobić właściwy trening techniczny z przeciwnej nogi, wtedy podejrzewam, że odległość byłaby jeszcze większa. No ale jak to w sporcie, trudno przewidzieć pewne sprawy. Dlatego biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności prawdopodobnie zrobiłem wszystko co było możliwe z czego jestem bardzo zadowolony.
Kamil Michalec: Przypomnijmy, że twój występ był zagrożony ponieważ zmagałeś się z kontuzją. Powiedz co ci dolegało?
Adrian Olszewski: W listopadzie 2018 r. naderwałem dosyć poważnie mięsień biodrowo-lędźwiowy. Po badaniu USG i konsultacji z lekarzem nie było szans na szybką regenerację. Naderwanie było tak duże, że naturalne regeneracja trwałaby pół roku. Halowe Mistrzostwa Świata w Toruniu zaplanowane były na końcówkę marca 2019 r. Do zawodów miałem więc jedynie 4 m-c. Po konsultacji z lekarzem specjalistą podjęliśmy decyzję o podaniu osocza. W sumie miałem zrobione 4 zabiegi. I już po pierwszym odczułem bardzo dużą poprawę, która umożliwiła mi powrót do lekkich treningów zastępczych, które nie obciążały miejsca kontuzjowanego. Ostatni zabieg miałem robiony na dwa tygodnie przed mistrzostwami. Konsekwencje tej kontuzji opisałem w poprzednim pytaniu.
Kamil Michalec: Z jaką nadzieją pojechałeś do Torunia?
Adrian Olszewski: Tak jak już wyżej wspomniałem, nie wiedziałem czego się spodziewać. Jak jeszcze w skoku w dal czułem się komfortowo, ponieważ w tej konkurencji odbijam się z nogi przeciwnej, czyli tej nie kontuzjowanej, tak w trójskoku miałem w głowie wielką niewiadomą. W zasadzie w ogóle nie liczyłem na medale. Konkurencja była naprawdę duża zarówno w skoku w dal, na czele z Jamesem Beckfordem, zawodnikiem światowej klasy jak i w trójskoku. Na listach startowych z halowymi wynikami z 2019 r. plasowałem się jakoś na 5-6 pozycji. Los mi chyba w tamtym czasie sprzyjał. Po pierwszym srebrnym medalu w skoku w dal, gdzie uległem jedynie Jamesowi, rozluźniłem się psychicznie na trójskok, który odbywał się 4 dni później. W konkursie trójskoku rozpoczynałem bodajże od 6 pozycji po pierwszym skoku. Z każdym kolejnym przeskakiwałem oczko wyżej. W finale byłem już na 4 pozycji. Wynikowo z pierwszych prób nic nie wskazywało na skok powyżej 14 m. Czułem jednak w sobie, że jeśli wyjdzie mi technicznie skok, to mogę daleko polecieć. I tak się stało w przedostatnim skoku, gdzie uzyskałem wynik 14.04 m.
Kamil Michalec: Jaka jest różnica w uprawianiu sportu Masters a zawodowej lekkoatletyki?
Adrian Olszewski: Sądzę, że sport zawodowy od masterskiego odróżniają tylko i wyłącznie dwa aspekty. Jednym aspektem jest cała otoczka finansowa, sponsorzy, a co za tym idzie medialność sportu zawodowego. Cała reszta, a więc stopień przygotowania sportowego zawodników, organizacja zawodów (mam tu głównie na myśli międzynarodowe zawody rangi mistrzowskiej), jak i w ostateczności atmosfera rywalizacji sportowej oraz osiągane wyniki niczym nie różnią się od tego, co obserwujemy w sporcie zawodowym. Wiadomo, wyniki są adekwatne do wieku sportowca. Niemniej jednak obserwowanie zmagań mastersów w różnych dyscyplinach wzbudza te same emocje, jakie doświadczane są podczas oglądania zawodowców. Myślę, że gdyby sport masterski był bardziej promowany przez telewizje ogólnodostępne miałby podobną oglądalność jaką obserwujemy w sporcie zawodowym. Drugi aspekt odróżniający obie kategorie sportowe dotyczy tego, że dużo trudniej jest być mastersem rywalizującym w międzynarodowych zawodach, a tym bardziej mastersem reprezentującym wysoki poziom sportowy. Przyczynia się do tego czas, którego nam mastersom zwyczajnie brakuje. Nasz czas, który przeznaczamy na regularne i intensywne treningi musimy dzielić pomiędzy zobowiązania rodzinne oraz pracę zawodową. A muszę powiedzieć, że nie jest to łatwe zadanie. Do tego dochodzi zmęczenie i brak czasu na odpowiednią regenerację do kolejnej jednostki treningowej. W sporcie zawodowym zawodnicy żyją ze sportu. Są to młodzi zawodnicy, którzy w większości nie mają rodzin i innych zobowiązań zawodowych. Mogą więc oni poświęcić niemalże 100% swojego czasu, uwagi i energii na realizację sportowych planów. U nas Mastersów takiej możliwości nie ma, dlatego uważam, że w pewnym sensie wyniki masterskie mogą stać na równi (a nawet trochę przewyższać) z wynikami zawodowymi, właśnie z uwagi na to, że nam jest zwyczajnie trudniej w potoku codziennych spraw wygenerować odpowiednią ilość czasu potrzebną do wypracowania wysokiej jakości formy sportowej. A proszę mi uwierzyć 100 m w granicach lub często poniżej 11 s, ponad 7 m odległości w skoku w dal czy 15 m w trójskoku w kategorii M40 (ograniczając się tylko do tych konkurencji i tej kategorii wiekowej), nie osiąga się na jednym czy dwóch treningach w tygodniu. Żeby takie wyniki osiągać trzeba trenować regularnie co najmniej 5 razy w tygodniu, przeznaczając do 1,5h na jednostkę treningową.
Kamil Michalec: Ile razy w tygodniu trenujesz i o której wstajesz na trening?
Adrian Olszewski: Trenuję 5-6 razy w tygodniu. Żeby pogodzić wszystkie moje dzienne zajęcia, muszę wstać o 6:30. Na treningu jestem między godziną 8 a 9, w zależności jaki mam trening do wykonania.
Kamil Michalec: Jak mobilizujesz się przed każdym startem?
Adrian Olszewski: W zasadzie nie mam jakichś swoich rytuałów mobilizujących mnie przed startem. Po prostu staram się za dużo nie myśleć i nie analizuję konkurencji z jaką będę miał możliwość się zmierzyć. W trakcie konkursu natomiast, kiedy jestem już na skoczni staram się całkowicie wyluzować. Często w ogóle nie skupiam się na wynikach rywali i nie śledzę mojej pozycji, którą aktualnie zajmuję. W Australii 4 lata temu na Mistrzostwach Świata miałem np. taką sytuację, że po skończonym konkursie byłem przekonany że zająłem 4 miejsce. Po ogłoszeniu wyników okazało się, że zdobyłem brązowy medal. Tak więc całą uwagę i energię poświęcam na pełne skoncentrowanie się. Staram wzbudzać w sobie wyobrażenie, że każdy jeden mój skok jest jedynym skokiem, który mam i od którego wszystko zależy. Jestem zawodnikiem, który z reguły swoje najdalsze skoki osiąga w ostatnich próbach, przy wcześniejszych, które na to nie wskazują. Z tego powodu jestem trochę nieprzewidywalny dla moich rywali (śmiech).
Kamil Michalec: Zwiedziłeś bardzo dużo miejsc na świecie i które miejsce najbardziej Tobie spodobało się?
Adrian Olszewski: Jak na razie nie mam jakiegoś szczególnego faworyta. W zasadzie każdy odwiedzony przeze mnie kraj był interesujący ze względu na coś indywidualnego. Korea Południowa z odmienną kulturą i elektronicznymi gadżetami, które można było spotkać na każdym kroku. Australia (Perth) ze swoimi przepięknymi plażami i ciepłym oceanem. Dania z jakimś takim swoim ładem i porządkiem. Włochy i Hiszpania z piękną architekturą. Także każde miejsce pod jakimś względem mnie zachwyca.
Kamil Michalec: Czym zajmujesz się w życiu codziennym?
Adrian Olszewski: Zawodowo jestem psychoterapeutą i terapeutą. Głównie pracuję z dziećmi i młodzieżą oraz dorosłymi. Poza pracą oprócz sportu, od 5 lat gram w głogowskim teatrze amatorskim i od niedawna uczę się śpiewu, który chcę wykorzystywać na scenie teatralnej.
Kamil Michalec: Uprawianie sportu pomaga w pracy psychoterapeuty?
Adrian Olszewski: Jak najbardziej. Tak ogólnie myślę, że pod względem fizycznym uprawianie sportu może pomóc na wielu płaszczyznach życia. Jeśli nie doprowadzamy do przetrenowania organizmu czujemy się silniejsi, mamy więcej energii. Na płaszczyźnie psychicznej regularne ćwiczenia ogólnie wyrabiają chart ducha. Człowiek staje się bardziej zorganizowany, systematyczny, a przekraczanie swoich granic fizycznych odblokowuje również granice które mamy w psychice. Jeśli chodzi o mnie i moją pracę, sprawdza się to wszystko o czym przed chwilą powiedziałem. Ponadto w pracy z dziećmi wykorzystuję również moje doświadczenia z treningów. Ponieważ dzieci, które do mnie przychodzą bardzo często mają zaburzoną integrację sensoryczną muszę między innymi pracować u nich z układem przedsionkowym. A to sprowadza się ogólnie rzecz ujmując do rozmaitych ćwiczeń ruchowo koordynacyjnych. Nierzadko zdarza się tak, że muszę wykorzystać wypracowaną na treningach siłę fizyczną, aby starsze i cięższe dzieci przytrzymać np. na piłce do rehabilitacji. Również osiągane przeze mnie wyniki w sporcie i medale, które przywożę są dla dzieci interesujące. Bardzo często pytany jestem przez nie o szczegóły konkurencji które uprawiam. Zdarzają się i takie dzieci, które chcą spróbować swoich sił w skoku w dal i trójskoku. Wtedy rozkładamy materace i organizujemy mały konkurs obu dyscyplin.
Kamil Michalec: Jesteś też aktorem Teatru Jednego Mostu. Dlaczego aktorstwo?
Adrian Olszewski: Przez zbieg okoliczności poznałem Michała Wnuka, który jest założycielem i reżyserem w naszym teatrze. Widział mnie jak kiedyś na wolontariacie przygotowywałem z grupą małe przedstawienie Aladyna dla dzieci. Po roku czasu zaproponował mi uczestnictwo w jego teatrze, który w tamtym czasie dopiero zakładał. Trochę się wahałem, ponieważ występowanie publiczne a nie wspomnę o nauce na pamięć ogromnych ilości tekstu było dla mnie przerażające. Jako psychoterapeuta pomyślałem, że jednak spróbuję. Potraktuję to jako autoterapię dla siebie i najwyżej jak nie dam rady to zrezygnuję. Wyszło tak, że aktorstwo do tego stopnia mnie wciągnęło, że obecnie – jak już wspomniałem – 3 lata temu zacząłem uczyć się śpiewu. Na początku samodzielnie a obecnie już u profesjonalnego wokalisty trenera. Także powodem aktorstwa była właśnie chęć przeprowadzenia na sobie terapii, która miała na celu przełamanie mojego lęku przed występami publicznymi.
Kamil Michalec: Kiedy ty masz czas na spanie?
Adrian Olszewski: W brew pozorom znajduję czas na wystarczającą ilość snu. Ten aspekt całej mojej doby jest dla mnie bardzo ważny z uwagi na odpowiednią regenerację. Na sen przeznaczam między 8 a 9h. Z reguły staram się kłaść do łóżka do godz. 22, czasem 20:30. Raz, dwa razy w tygodniu, wyłącznie na weekend kładę się później. Wielokrotnie miałem możliwość przekonać się o tym, że jak nie prześpię tych prawie 9h, w ciągu dnia później źle funkcjonuję. Nie mam takiej, jakbym chciał, koncentracji i skupienia oraz fizycznie odczuwam lekkie deficyty. Dlatego, żeby móc dawać maksimum energii w każde działanie, które wykonuję podczas dnia muszę pilnować snu, żeby był dla mnie wystarczający.
Kamil Michalec: Czego można Tobie życzyć w 2020 roku?
Adrian Olszewski: Jeśli chodzi o sport to jak najmniej kontuzji.