Michał o dziennikarstwie sportowym marzył od zawsze. Kilka dni temu dał się namówić na krótki wywiad. Jakie rady miałby dla początkujących dziennikarzy sportowych i jak wyglądają kulisy jego pracy? Zapraszamy do lektury.

(Dominik Woźniak) Czy wybierając kierunek studiów wiedziałeś, że zostaniesz dziennikarzem sportowym?

(Michał Gutka) Tak, dlatego wybrałem kierunek, który niespecjalnie kolidował z moim planami i pozwalał rozwijać inne zainteresowania. Skończyłem amerykanistykę, na której miałem elementy języka, historii, socjologii, sporo się pisze i sporo się czyta. Ani przez moment nie brałem pod uwagę studiowania dziennikarstwa, mimo że od dawna wiedziałem, że to jest to, czym chcę się zajmować. Amerykanistyka to był wybór na zasadzie „przyjemne z pożytecznym”. Żartuję czasem, że jakiś drobny wpływ na ten wybór miał fakt, że moją pasją jest futbol amerykański, sport niemal nierozerwalnie związany kulturowo ze Stanami Zjednoczonymi. Do wielu tematów, które realizowaliśmy i zaliczeń w jakiś sposób umiałem go przemycić i o dziwo wielu prowadzących patrzyło na to przychylnie.

Swoje teksty od początku zamieszczałeś na konkretnych portalach czy prowadziłeś własnego bloga?

Mój matecznik – i tu znów zahaczam o futbol amerykański – to portal NFL24.pl. Zacząłem pisać tam w 2011 roku. Chciałem zbierać doświadczenie, mieć jakieś przetarcie i pisać o jednym z dwóch moich ulubionych sportów i działałem tam przez kilka lat. Pół-żartem można powiedzieć, że taki start był bezpieczniejszy, bo ta dyscyplina ma mniejsze wzięcie u nas, ale naprawdę dobrze wspominam ten czas i wiele on mi dał, a z ludźmi, z którymi tam współpracowałem mam dobry kontakt do dzisiaj. Pisanie o piłce, które było gdziekolwiek publikowane zaczęło się nieco później. Pisałem dla różnych amatorskich stron, nie tworzyłem własnego bloga.

Początki dawały nadzieję, że uda ci się osiągnąć sukces czy miałeś wątpliwości?

Zawsze są wątpliwości, to naturalne. Zresztą nigdy nie lubiłem oceniać sam siebie, do dziś za tym nie przepadam i zawsze mam do siebie mnóstwo uwag. Ktoś kiedyś mądrze powiedział, że nikt nie jest dobry w czymś gdy dopiero zaczyna coś robić, więc nie przeszło mi wtedy przez myśl, że mogę cokolwiek osiągnąć. Liczyło się to, żeby robić, to co lubię i zobaczyć, co mi to da.

Mógłbyś opowiedzieć o kulisach swojej pracy? Jak wygląda komentowanie meczów. Ile trwają nagrania „English Breakfast”?

Tak naprawdę 90% mojej pracy jest niewidoczne, rzeczy, które wymieniasz to pozostałe 10%. Na co dzień pracuję jako wydawca strony w Przeglądzie, co nie jest zbyt ciekawą robotą. Nagrania „English Breakfast” trwają mniej więcej tyle, ile później odcinek, nie licząc całego przygotowania studia, co zajmuje kilka minut. Bardzo rzadko zdarzają się duble, zazwyczaj moglibyśmy robić ten program na żywo. Komentowanie to już inna sprawa, tutaj dzieje się więcej rzeczy jednocześnie i w redakcji Canal+ jestem już ponad godzinę przed rozpoczęciem meczu i przygotowuje sobie jeszcze jakieś rzeczy, a na stanowisku montuję się jakoś kilkanaście minut przed startem spotkania. Gdy wszystko jest posprawdzane i poustawiane, można ruszać. I wtedy już jest praca nad żywym organizmem.

A Który mecz skomentowałeś jako pierwszy?

Mój pierwszy mecz to było spotkanie Liverpoolu z Burnley we wrześniu 2017 roku, 1:1 na Anfield. Wtedy to był jeszcze mecz grany „do puszki”, czyli przyszedłem komentować go o godzinie 16 i otrzymywałem obraz na żywo, ale w telewizji był pokazany w retransmisji wieczorem. Tydzień później miałem już swój pełnoprawny debiut live i to był mecz Leicester z Liverpoolem, kiedy Liverpool wygrał 3:2 na King Power Stadium.

Jaki mecz chciałbyś kiedyś skomentować?

Na tę chwilę moje najbliższe marzenie jest niepiłkarskie i marzy mi się skomentowanie kiedyś Super Bowl w polskiej telewizji. Wielka szkoda, że obecnie żadna stacja nie ma praw do pokazywania NFL, ale to na pewno coś, co chciałbym w przyszłości zrobić. Chciałbym zmierzyć się z inną dyscypliną niż piłka nożna, tym bardziej, że futbol amerykański naprawdę jest mi bardzo blisko i regularnie zarywam noce, żeby oglądać ten niezrozumiały dla wielu sport. Ale proszę mi wierzyć, że jest bardzo widowiskowy, gdy już się go zrozumie. Nie ma tam większego wydarzenia niż Super Bowl i wierzę, że kiedyś dostanę taką możliwość.

Znów mówisz o futbolu amerykańskim, ale wróćmy do piłki nożnej. Jak to się stało, że pokochałeś Premier League?

Na początku jak każdy dzieciak lubiłem piłkę jako taką. Tata zaraził mnie tym od najmłodszych lat, poza tym pod blokiem podstawową rozrywką było granie w piłkę z innymi dzieciakami i szybko stał się to temat do rozmów. Moje początki piłkarskiej świadomości to finał Ligi Mistrzów z 2000 roku i Euro 2000. Szybko polubiłem też Liverpool, bo przeszedł tam Jerzy Dudek, a kiedy w 2005 roku wygrywali Ligę Mistrzów to już byłem całkowicie sprzedany i pamiętam ten mecz, jakby był wczoraj, a miałem wtedy 12 lat. Zainteresowanie Premier League przyszło jakoś z czasem, wcześniej zdecydowanie więcej oglądałem Bundesligi i przez jakiś czas śledziłem te ligi mniej więcej po równo jako nastolatek, ale tak od około 2009 czy 2010 roku już byłem w pełni po angielskiej stronie mocy. Chyba porwał mnie ten klimat, fakt, że jest w Anglii sporo wielkich, zasłużonych klubów i to, że zawsze grali tam piłkarze z najwyższej półki. No i kwestia języka, angielski nigdy nie sprawiał mi problemów i łatwiej było mi ten świat chłonąć niż w przypadku Bundesligi czy ligi hiszpańskiej albo włoskiej.

Chyba mocno dałeś się też wciągnąć w „Fantasy Premier League”?

Tak, lubię grać we wszelakie fantasy – czy to NFL, czy jakieś okolicznościowe w czasie mistrzostw, a to w Premier League jest najlepiej zrobione i opakowane. Gram już od kilku lat.

Dużo osób w Przeglądzie gra razem z tobą? Macie własną ligę?

Nasza redakcyjna liga to niecałe 20 osób.

A propos Przeglądu. Jest ktoś w redakcji na kim się wzorujesz?

Nie ma, tak samo jak poza redakcją. Cenię wielu naszych autorów i wielu dziennikarzy ogółem, bardzo chętnie czytam przeróżne artykuły, bo wychodzę z założenia, że to też bardzo dobry sposób na to, żeby szlifować swój styl, ale nie ma tak, że chcę być jak ktoś. Podobnie jest z komentowaniem. Trzeba być sobą, bo inaczej nie będzie się autentycznym. Trzeba robić swoje najlepiej jak się potrafi i liczyć, że ludzie cię przyjmą. I to chyba dość uniwersalny wniosek, który można odnieść do wielu dziedzin czy zawodów.

Czy oprócz tego co przed chwilą wspomniałeś,  miałbyś jeszcze jakieś rady dla początkujących dziennikarzy?

Czytać. Czytać więcej niż się pisze. Zawsze dzięki temu w głowie zostanie jakieś dobre zdanie czy pomysł na tekst w przyszłości. Poza tym widzę, że wiele osób zaczyna od razu od pisania tekstów na zasadzie „moim zdaniem jest tak, tak i tak”. Widzę, jak nieraz młodzi ludzie, którzy chcą zacząć, przysyłają teksty na skrzynkę redakcyjną w PS i czasami je sobie przeczytam, bo w końcu ja dostałem się tam w podobny sposób. No i wiele z nich to coś na zasadzie felietonów czy jakaś ocena. To nie jest dobra droga na start. Nikt nie będzie w stanie ocenić rzetelnie pod tym kątem, jakie ktoś ma pióro i jak sobie radzi. Poza tym osobiście uważam, że trzeba trochę przeżyć i mieć wyrobioną w jakimś temacie wiedzę, by móc sprzedawać światu swoją opinię. Zdecydowanie lepiej napisać jakiś tekst, który wymaga researchu, ukazać jakiś ciekawy temat, napisać o czymś pod bardziej analitycznym kątem, albo zwyczajnie porozmawiać z kimś. Nie każdy musi być opinionistą, felietonistą czy kimś takim. Zresztą wystarczy spojrzeć na duże strony sportowe w Polsce i choć jest tam miejsce na takie teksty, to są one w mniejszości i zwykle piszą je doświadczeni dziennikarze. Zdecydowanie bardziej można zaimponować i pokazać, że ma się pojęcie i ambicje na podstawie dobrego, pogłębionego tekstu niż sprzedawaniem swojej opinii.

Ostatnie pytanie. Gdybyś nie był dziennikarzem to?

Nie przyjmuję innej opcji. Coś mi się wydaje, że i tak dążyłbym do tego, żeby zajmować się dziennikarstwem w jakiejś formie. Pewnie gdybym nie pisał o sporcie to pisałbym o muzyce, bo to jest temat bardzo blisko w moim domu. Zawsze śmieję się, że tata podzielił dwóch synów pasjami po równo – ja uwielbiam sport, a brata zaraził miłością do muzyki. Mój tata od nastoletnich lat zbiera oryginalne płyty z muzyką, które w latach 80. były wielkim rarytasem, a dziś jego kolekcja to ponad 900 płyt. Brat więc gra na gitarze i ma swój zespół, więc gdyby nie sport, pewnie szedłbym w te ślady i może pisałbym w jakimś magazynie rozrywkowym? Mam to szczęście, że poza typowymi dorywczymi zajęciami w wakacje czy na początku studiów zawodowo nie pracowałem nigdzie poza dziennikarstwem i spełniam swoje marzenie.

UDOSTĘPNIJ