Zaspała na starcie, rywalki jej uciekały. Nic to! Była na tyle mocna, że na metę wbiegła sama, niezagrożona, z całą stawką zostawioną daleko za plecami i rekordem świata w ręku. Sprinterska legenda, Stanisława Walasiewicz to postać działająca na wyobraźnię. Historia życia mistrzyni olimpijskiej z Los Angeles z 1932 roku to gotowy scenariusz na filmową superprodukcję: jest ciężka praca, są sukcesy i zwycięstwa, ale też kontrowersje oraz tragiczny finał.

Urodziła się w 1911 roku jako Stefania, w Wierzchowni, w rządzonym przez carską Rosję Królestwie Polskim. Zaledwie kilka miesięcy po narodzinach wraz z rodzicami opuściła kraj. Za oceanem stała się Stellą, dokładnie Stellą Walsh. Dla Jankesów wymówienie nazwiska Walasiewicz było zadaniem ponad miarę. W Cleveland, gdzie mieszkała, rodził się jej atletyczny talent. Od dziecka lubiła ruch, grała w koszykówkę, a także baseball.

Były lata 20. Warto zaznaczyć, że w tym czasie sport i kultura fizyczna nie były tak popularne, jak obecnie. Wielu uważało, każdego rodzaju wyczynową aktywność nie tyle za zajęcie niepoważne, co niebezpieczne dla zdrowia. Stasia jednak ćwiczyła i zdradzała duży potencjał. Osoby z jej otoczenia mówiły o etosie pracy Stanisławy: dyscyplina, wysiłek, żadnych imprez. Napędzała ją niebywała ambicja

Rok 1927. Amerykanie szykowali się do igrzysk, które za rok miano rozegrać w Amsterdamie. Szukano przyszłych reprezentantów. Gazeta Cleveland Press ogłosiła huczną akcję w stylu znanego nam wuja Sama: „Szukamy olimpijczyków”. Walsh dostała się do kadry narodowej, jednak istniała pewna przeszkoda. Stella nie miała amerykańskiego obywatelstwa, dlatego zmagania w Holandii mogła jedynie śledzić w prasie i radiu.

Jedną z wielkich gwiazd igrzysk w Amsterdamie była Halina Konopacka. Czerbieta, jak nazywali ją dziennikarze, zdobyła dla Polski pierwsze, historyczne złoto Olimpiady w konkursie rzutu dyskiem, ustanawiając przy tym rekord świata. 17-letnia Stasia zainspirowana postacią dyskobolki, postanowiła odwiedzić ojczyznę swoich przodków. Jako zawodniczka lokalnego, polskiego „Sokoła” otrzymała zaproszenie na Wszechsłowiański Zlot Sokolnictwa, który odbył się w ramach słynnej Poznańskiej Wystawy Krajowej (PeWuKa) w 1928 roku. Jej wyniki (startowała w biegu na 100 m i skoku w dal) wzbudziły zainteresowanie działaczy Polskiego Związku Lekkiej Atletyki.

Polskie lekkoatletki przed treningiem. Stanisława stoi najbliżej jako pierwsza; fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

Stanisława wstąpiła do klubu „Sokół Grażyna” i została włączona do kadry Biało-Czerwonych. Jej wielkim popisem był występ przeciwko reprezentacji Czechosłowacji, gdy pobiła rekordy Polski na 60, 100 i 200 metrów. W roku 1930, po powrocie za wielką wodę, także nie spuszczała z tonu. Rekord USA na 100 jardów i rekord świata na dystansie o połowę krótszym. Jasnym stało się, że mamy do czynienia z zawodniczką, która na zbliżających się igrzyskach będzie walczyć o złoto. Pytaniem było tylko: dla kogo zdobędzie medal? Polski czy USA?

Przed Olimpiadą Stanisława została bez pracy. Szalejący kryzys gospodarczy spowodował, że została zwolniona z przedsiębiorstwa kolejowego. Amerykanie zaproponowali jej obywatelstwo oraz stanowisko Departamencie Rekreacji w Cleveland. Walasiewiczówna nie mogła na to przystać z prostej przyczyny: jako pracownica działu związanego ze sportem nie mogłaby wystartować na igrzyskach (kolidowałoby to ze statusem amatora, a tylko tacy zawodnicy mogli brać udział Olimpiadzie). Przyjęła więc propozycję etatu z Konsulatu Polski w Nowym Jorku, a to oznaczało, że o medale będzie się bić z orłem na piersi.

 

ZOBACZ TAKŻE: Paralekkoatleci też muszą poczekać na nową datę Mistrzostw Europy w Bydgoszczy !

 

Igrzyska roku 1932 rozgrywane, nomen omen, w amerykańskim Los Angeles miały być popisem Stanisławy Walasiewicz. Jednak fakt rozgrywania zmagań w „odrzuconej” ojczyźnie sprawiał, że sprinterka musiała stoczyć bój nie tylko z przeciwniczkami, ale też z nieprzychylnymi jej tłumami na stadionie i całą, wrogo nastawioną opinią publiczną w Stanach. Jankesi byli wściekli, że 21-latka odepchnęła wyciągniętą rękę USA. Stanisławy zdawało się to jednak nie rozpraszać, zawsze czuła się Polką i swoją decyzję uznawała za naturalną.

fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

Gdy nastał dzień zawodów na 100 metrów, pozostawało jedynie skupić się na celu i wierzyć we własne możliwości. Wygrała pewnie, zdecydowanie, nawet mimo tego, że zaspała na starcie. Na dystansie zdołała odrobić straty i wyraźnie prześcignąć rywalki. Ponoć trybuny nie oklaskiwały jej triumfu. To było prawdopodobnie najcichsze złoto w historii. Głośno za to było nad Wisłą – to był wielki sukces młodego, odrodzonego państwa polskiego, które zwycięstw i powodów do dumy narodowej potrzebowało jak powietrza. 

Cztery lata później było „tylko” srebro. Tak odbierała to Stanisława. Prasa rozpisywała się o tajemniczej kontuzji mistrzyni z Los Angeles. W Berlinie lepsza okazała się Amerykanka Helen Stephens. Walasiewiczówna zgłosiła wtedy oficjalny protest, uważając, że potężnie zbudowana rywalka (180 cm wzrostu, duża muskulatura) jest mężczyzną. Rewelacje te uznano za nieprawdziwe. „Porażka” nie zachwiała popularnością Stanisławy. Obok Janusza Kusocińskiego, spokojnie możemy ją nazwać najbardziej rozpoznawalną sportsmenką międzywojnia. Potwierdza to m.in. 4-krotne zwycięstwo w Plebiscycie Przeglądu Sportowego

IV Światowe Igrzyska Kobiet w Londynie w 1934 roku. Stanisława zdobywa srebro w biegu na 200 m. Na pierwszym planie zwyciężczyni, Niemka Kathe Krauss; fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

II Wojna Światowa zmieniła wszystko. Walasiewiczówna działania wojenne obserwowała zza oceanu. Do Polski wróciła w 1946 roku i w jej barwach wystąpiła jeszcze na mistrzostwach Europy w Oslo, jednak już bez sukcesu. Po zakończeniu kariery osiadła na stałe w Cleveland i zajęła się pracą z utalentowaną sportowo młodzieżą. W 1956 roku (jako, co by nie mówić, 45-letnia, stara panna) wyszła za mąż za młodszego o 12 lat boksera Harry’ego Neila Olsona. Małżeństwo to trwało jednak zaledwie dwa miesiące

Mimo upływu czasu, Stanisława nadal cieszyła się dobrą formą. Mówiono o niej, że wygląda nawet 20 lat młodziej niż wskazywałaby na to metryka. Nadal udzielała się w ruchu polonijnym i trenowała dziecięce zespoły. Gdy 4 grudnia 1980 roku udała się do sklepu „Uncle Bill”, chciała kupić biało-czerwone wstążki dla swoich podopiecznych koszykarek. Gdy wracała, na parkingu przed centrum handlowym zauważyła, że ktoś próbuje jej się włamać do samochodu. Nie byłaby jednak sobą, gdyby nie spróbowała go powstrzymać. W trakcie szamotaniny, rabuś śmiertelnie postrzelił Walasiewiczówną po czym zbiegł.

Z wykonanej sekcji zwłok na jaw wyszło, że Stanisława była osobą interseksualną (posiadała zarówno cechy płciowo męskie, i żeńskie). Jak zaznaczają badacze życiorysu sprinterki, raport koronera należy traktować bardzo ostrożnie. Tego rodzaju testy nie zawsze da się interpretować w sposób jednoznaczny. Międzynarodowy Komitet Olimpijski uznał, że nie ma przesłanek, by odebrać medale Walasiewiczównie, ani anulować jej rekordy. Wokół sprawy narosło wiele mitów, które już pewnie nigdy nie zostaną w pełni wyjaśnione.

Stanisława Walasiewicz pozostaje nadal jedną z największych postaci w historii polskiego sportu. Choć minęło już tak wiele lat od jej ostatniego startu, to wciąż żyje ona w zbiorowej świadomości kibiców. Jej kariera, w tym złoto i srebro olimpijskie, dwa złote i dwa srebrne medale mistrzostw Europy, krążki Światowych Igrzysk Kobiet i szereg rekordów do dziś stanowią inspirację i działają na wyobraźnię biegaczy rozpoczynających swoją przygodę z bieżnią. Nie ma znaczenia kwestia jej płci – po prostu – mówisz: Stanisława Walasiewicz, myślisz: legenda.

ZOBACZ TAKŻE: Bożydar Iwanow: “Dziennikarze nie nudzą się podczas przerwy”

UDOSTĘPNIJ
Avatar
Student dziennikarstwa. W miarę merytoryczny i w miarę humorystyczny. Tu na stronie: piłka nożna i lekkoatletyka