PlusLiga: MKS Będzin 0:3 Jastrzębski Węgiel | Fot. Patryk Kowalski

Za nami kolejne weekendowe granie w Pluslidze. A działo się wiele: mistrzowie Polski wracają do swojego znanego już nam stylu gry, ogromna niespodzianka w Warszawie, a MKS Będzin po raz pierwszy triumfuje w tym sezonie. Na dodatek, w jednym meczu byliśmy świadkami debiutu najmłodszego siatkarza w historii ligi. 

GRUPA AZOTY ZAKSA KĘDZIERZYN-KOŹLE NIE ZATRZYMUJE SIĘ 

Mistrzowie Polski udanie zainaugurowali powrót do Plusligi po kwarantannie, pokonując niedawno Curpum Lubin. Teraz, na drodze siatkarzy Nikoli Grbicia stała drużyna Ślepska Malow Suwałki, która parę dni temu rozegrała zwycięskie 5 setów przeciwko Czarnym Radom. W drużynie Andrzeja Kowala w kadrze meczowej po raz kolejny zabrakło Andreasa Takvama. Mała niespodzianka miała miejsce w wyjściowym składzie, ponieważ brakowało w niej stałego bywalca Marcina Walińskiego. Jego miejsce zajął dotychczasowy rezerwowy przyjmujący Jakub Rohnka. Do drużyny po kontuzji mięśni brzucha powrócił atakujący Patryk Szwaradzki 

Pierwszy set to była solidna wymiana ciosów. Po stronie Ślepska można było wyróżnić belgijskiego przyjmującego Tomasa Rousseaux, który często kończył piłki rozegrane przez Joshua Tuanige. Amerykański rozgrywający również korzystał z usług swoich środkowych. W drużynie mistrza Polski dobrze prezentowali się Aleksander Śliwka i Łukasz Kaczmarek. Zacięta walka toczyła się do stanu 19-19. Potem atak skończył Kaczmarek, blokiem zapunktował Jakub Kochanowski, a David Smith posłał asa serwisowego. Suwałczanie jednak nie składali broni, więc po gonitwie w wykonaniu gospodarzy i trzech niewykorzystanych piłkach setowych przez ZAKSE mieliśmy remis po 24. Tam od początku przewagę miała ZAKSA. Bohaterem końcówki został Kaczmarek, który zapunktował w ataku, a w kolejnej akcji zablokował Jakuba Rohnke. 

W drugim secie do mniej więcej połowy partii rywalizacja również była wyrównana. Potem jednak drużyna Ślepska Malow Suwałki mieli przestój w grze, co wykorzystywała ZAKSA. Podopieczni Nikoli Grbicia stwarzali również problemy zagrywką. Kędzierzynianie osiągnęli trzypunktową przewagę (15-18) i na takim dystansie trzymali rywali praktycznie do końca seta. Drużyna z Suwałk jednak nie odpuszczała. Przy stanie 20-23 gospodarzom udało się zdobyć dwa punkty z rzędu – swoje 5 minut dostał środkowy Cezary Sapiński, który udanie skończył atak i zanotował asa serwisowego. Ostatecznie ZAKSA wygrała seta 25-23. 

MKS Ślepsk Malow Suwałki nie zniechęcił się po tych dwóch przegranych setach. W końcu ZAKSA nie wygrała tych dwóch setów tak łatwo. Błękitno-biali od razu ruszyli do ataku, osiągając 2-3 punkty przewagi. ZAKSA miała małe kłopoty w organizacji swojej gry. Po dobrym ataku Sapińskiego i bloku Bartłomieja Bołądzia Suwałki prowadziły już 14-10. Wtedy jednak po serii zagrywek Kaczmarka ZAKSA zdobyła 5 punktów z rzędu. Potem drużynę Ślepska dopadł niewytłumaczalny przestój. Popełniali coraz więcej błędów w ataku i przyjęciu. David Smith stanął na zagrywce przy stanie 16-17, a zszedł przy stanie 16-23 dla swojej drużyny. W tym momencie zwycięzca był już praktycznie znany. Suwałki zdołały zdobyć już tylko 3 punkty. Mecz skutecznym atakiem zakończył Kaczmarek. 

Drużyna Ślepska Malow Suwałki nie pokazała dobrego meczu w ataku. Na wyróżnienie zasłużył jedynie Tomas Rousseaux, który był osamotniony w ataku. W drużynie z Kędzierzyna-Koźla na skrzydłach dobrze funkcjonowali Łukasz Kaczmarek i Kamil Semeniuk. 24-letni przyjmujący skończył aż 11 z 14 wystawionych mu piłek. W bloku i ataku po raz kolejny świetnie zaprezentował się Jakub Kochanowski.  

MKS Ślepsk Malow Suwałki 0-3 Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle (24-26, 23-25, 19-25) 

MVP: Łukasz Kaczmarek 

 

MKS Ślepsk Malow Suwałki: Joshua Tuaniga, Bartłomiej Bołądź (9), Tomas Rousseaux (13), Jakub Rohnka (6), Cezary Sapiński (9), Mateusz Sacharewicz (3), Mateusz Czunkiewicz (libero) oraz Kacper Gonciarz, Patryk Szwaradzki (3), Kevin Klinkenberg (1), Łukasz Rudzewicz 

 

Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle: Benjamin Toniutti, Łukasz Kaczmarek (16), Aleksander Śliwka (12), Kamil Semeniuk (11), Jakub Kochanowski (7), David Smith (6), Paweł Zatorski (libero) oraz Krzysztof Rejno 

 

VERVA WARSZAWA BEZ SZANS W STARCIU Z RADOMIEM 

Siatkarzom z Warszawy nie wiedzie się teraz najlepiej. Po powrocie z kwarantanny udało im się wygrać tylko jedno spotkanie z pięciu. Na dodatek, w składzie na mecz z Radomiem znowu zabrakło Artura Szalpuka i Piotra Nowakowskiego. Przyjmujący VERV-y nadal przebywa w izolacji, natomiast doświadczony środkowy zakończył już kwarantanne i powrócił do treningów, jednak nie mógł jeszcze wystąpić w meczu przeciwko Cerradowi Enei Czarnym Radom. Podopieczni Roberta Prygla są po dwóch porażkach ze Ślepskiem Suwałki. Ich też nie ominęły problemy kadrowe – zakażony koronawirusem Dawid Konarski przebywa na kwarantannie, a Mateusz Masłowski, jak się okazało również został dotknięty chorobą Covid-19 i nie mógł pomóc swojej drużynie. 23-letni libero podobnie jak Nowakowski zakończył okres kwarantanny i powrócił do treningów. 

Spotkanie od trzypunktowego prowadzenia rozpoczęli radomianie, jednak gospodarze błyskawicznie odrobili przewagę. Równie szybko Wojskowi powrócili do trzech punktów różnicy. Czarni zaczęli bardzo mocno serwować. Warszawianie nie mogli swobodnie wyprowadzić pierwszej akcji, co wykorzystywali goście. Bardzo mocne zagrywki posyłał Dawid Dryja, w ataku powoli rozwijali się Daniel Gąsior i Brenden Sander. Zastępujący w tym meczu Dawida Konarskiego Gąsior również posyłał trudne zagrywki. Stołeczni mieli bardzo mało argumentów, aby odpowiedzieć rozpędzonym rywalom. Grę z poprzedniego sezonu przypomniał sobie rozgrywający Czarnych Michał Kędzierski, który umiejętnie rozrzucał blok przeciwników dając pole do popisu w ataku swoim kolegom z drużyny. Radomianie osiągnęli bardzo dużą przewagę (7:15, 9:17, 13:19). Ostatecznie Radom zwyciężył pierwszą partię do 17-25. 

W drugim secie VERVA Warszawa ORLEN Paliwa troszkę odżyła. Zaczęli skutecznie blokować. Dobre wejście z ławki rezerwowych zaliczył Jan Król, a skuteczną grę na środku prezentował Andrzej Wrona. Radomianie lekko zwolnili w swojej skuteczności w ataku. Jednak Gąsior i Dryja dalej stwarzali zagrożenie w ataku. Po grze punkt za punkt VERV-ie udało się w decydującym momencie seta uciec na trzy punkty (19-16). VERVA trzymała rywali na dystans dwóch-trzech punktów, jednak po długiej akcji zakończonej błędnym atakiem Bartosza Kwolka i bloku Dryji na tablicy wyników mieliśmy remis 22-22. Po chwili Czarni prowadzili już 22-24. VERVA, po ataku Jana Króla zdobyła jeszcze jeden punkt, ale to był ostatni punkt stołecznych w tym secie. Drugą partię udanym atakiem skończył Daniel Gąsior. 

Trzeciego seta Andrea Anastasi rozpoczął od Michała Kozłowskiego na rozegraniu, który słabo spisującego się Angela Trinidada. Równa walka toczyła się do stanu 10-10. Potem Radom zaczął uciekać. Goście byli na fali wznoszącej i wyraźnie przewyższali poziomem gry swoich rywali. Po raz kolejny Dawid Dryja terroryzował przeciwników swoimi serwisami, Brenden Sander i Daniel Gąsior nie oszczędzali sił w ataku. Warszawianie nie mogli skończyć swoich ataków i mieli spore problemy z przyjęciem. Przewaga Radomian rosła (11-15, 12-18, 16-22). Do końca meczu nie wydarzyła się już żadna niespodzianka. Swój dobry występ spuentował Daniel Gąsior, który zakończył mecz asem serwisowym. 

VERVA Warszawa ORLEN Paliwa praktycznie nie istniała w tym meczu w ataku – w tym elemencie zanotowali jedynie 37%. Cała drużyna zaprezentowała się mizernie, grając bez żadnego polotu i jakości. Możliwe jest to, że podopieczni Andreii Anastasiego nadal odczuwają skutki zakażenia chorobą Covid-19. Drużyna Roberta Prygla zupełnie nie przypominała drużyny, która w poprzednich meczach prezentowała się nijako. Fakt faktem, grali na tle bardzo słabo grającej w tym meczu VERV-y, ale bardzo przyjemnie patrzyło się na grę Wojskowych. Zaprezentowali bardzo dobrą dyspozycję w ataku. Ważną informacją dla Radomian jest powrót do dyspozycji Brendena Sandera. Amerykanin po paru słabych występach zacisnął zęby i pokazał się w tym meczu z bardzo dobrej strony w ataku (56%), jak i w przyjęciu (69% pozytywnego przyjęcia). Swoje na środku po raz kolejny zrobili Victor Yosifov oraz Dawid Dryja, a Michał Kędzierski zagrał swój najlepszy mecz w tym sezonie. 

VERVA Warszawa ORLEN Paliwa 0-3 Cerrad Enea Czarni Radom (17-25, 23-25, 19-25) 

MVP: Dawid Dryja 

 

VERVA Warszawa ORLEN Paliwa: Angel Trinidad de Haro (3), Michał Superlak (4), Bartosz Kwolek (11), Igor Grobelny (2), Andrzej Wrona (7), Jakub Kowalczyk (6), Damian Wojtaszek (libero) oraz Michał Kozłowski, Jan Król (9), Jakub Ziobrowski 

 

Cerrad Enea Czarni Radom: Michał Kędzierski (1), Daniel Gąsior (14), Lucas Loh (9), Brenden Sander (12), Victor Yosifov (5), Dawid Dryja (11), Maciej Nowowsiak (libero) 

JASTRZĘBSKI WĘGIEL PO RAZ DRUGI POKONUJE TREFL 

Po przegranej sprzed dwóch tygodni Gdańskie Lwy były bardzo głodne rewanżu na drużynie Jastrzębskiego Węgla. Pomarańczowi nadal musieli radzić sobie bez swojego lidera, Tomasza Fornala. Siatkarze Trefla Gdańsk uskrzydleni ostatnią wygraną z VERV-ą Warszawa ORLEN Paliwa chcieli dotkliwie ukąsić jastrzębian, które ostatni mecz rozegrali dwa tygodnie temu, właśnie z gdańską ekipą. 

Pierwszy set był bardzo zacięty. W drużynie Trefla skutecznie pokazywali się Bartłomiej Lipiński i Mateusz Mika. Błysk bardzo dobrej gry znowu pokazywał Marcin Janusz. W Jastrzębiu ze środka piłki często kończył Juri Gładyr. Przy stanie 18-18 drużyna Michała Winiarskiego uciekła rywalom aż na pięć punktów (23-18). Jastrzębski Węgiel zdobył jeszcze dwa punkty. Set udanym atakiem zakończył Mateusz Mika. 

Luke Reynolds przed drugim setem posadził na ławce Eemiego Tervaporttiego, a do boju posłał kapitana drużyny, Lukasa Kampe. Reprezentant Niemiec znacząco odmienił grę swojej drużyny. Kampa często wykorzystywał swojego atakującego Mohameda Al. Hachdadiego. Gdańskie Lwy przestały kończyć swoje ataki. Jastrzębianie osiągnęli znaczącą przewagę na początku drugiej partii (2-7). Trefl próbował gonić, jednak rywale nie odpuszczali. Coraz więcej piłek zaczął kończyć Al. Hachdadi. Po drugiej stronie siatki Marcin Janusz często wykorzystywał środkowego Pablo Crera oraz Mateusza Mikę. Nie mógł jednak odnaleźć pomocy w Mariuszu Wlazłym, który miał problemy ze skończeniem ataku. Gdańszczanie nie dali rady również ruszyć siatkarzy Jastrzębskiego Węgla w przyjęciu. Wynikiem 21-25 w drugim secie podopieczni Luke’a Reynoldsa doprowadzili do remisu. 

Otwarcie trzeciego seta ponownie należało do gości (2-7). Siatkarze Trefla nie mieli pomysłu na zatrzymanie szalejącego na prawym skrzydle Al. Hachdadiego. Ponownie natknęli się na problem w postaci braku skuteczności w ataku. A drużyna Jastrzębskiego Węgla nie zatrzymywała się – coraz pewniej kończyli swoje ataki i raz po raz męczyli swoimi zagrywkami przyjmujących Trefla. Michał Winiarski zaczął wpuszczać na boisko graczy rezerwowych – Łukasza Kozuba, Kewina Sasaka, Mateusza Janikowskiego i Moritza Reicherta. 23-letni Sasak postraszył trochę rywali – przy stanie 10-19 dla Jastrzębskiego Węgla drugi atakujący Trefla wszedł na zagrywkę i przy jego serwisach Gdańskie Lwy zdołały odrobić pięć punktów z rzędu. Na dłuższą metę nie zdało to jednak egzaminu i Jastrzębianie pewnie wygrali trzecią partię 17-25. 

Jastrzębianie czwartą i ostatnią partię rozpoczęli identycznie jak drugą i trzecią. Trefl nie mógł sobie poradzić ze świetnie dysponowaną drużyną Jastrzębskiego Węgla, którzy znowu mocno zagrywali i kończyli ataki – liderami w tym elemencie byli Al. Hachdadi i Gladyr, pomagali im Rafał Szymura i Yacine Louati. Do tego bardzo często grali wyblokiem i wykorzystywali kontry. Pomarańczowi przewagi nie oddali i wygrali czwartego seta 18-25. 

Drużyna Trefla Gdańsk po drugim secie stanęła. Skuteczna gra Jastrzębskiego Węgla mocno przytłumiła gospodarzy i nie mogli skutecznie odpowiedzieć. Niezłe występy zaliczyli Mateusz Mika, Bartłomiej Mordyl oraz Bartłomiej Lipiński. Po stronie Jastrzębia błyszczeli nie raz wyżej wymienieni Al. Hachdadi i Gladyr. Dobre wejście w drugim secie zaliczył Lukas Kampa – pod batutą gry Niemca jastrzębianie wyglądali kompletnie inaczej niż przy grze Tervaporttiego. Znakomicie funkcjonowali również w bloku (11 punktów, 15 wybloków). Warto wspomnieć o debiucie młodego libero Jastrzębskiego Węgla, Maksymiliana Graniecznego, który w dniu meczu miał 15 lat i 118 dni, co czyni go najmłodszym debiutantem w historii rozgrywek.

Trefl Gdańsk 1-3 Jastrzębski Węgiel (25-20, 21-25, 17-25, 18-25) 

MVPJuri Gladyr 

 

Trefl Gdańsk: Marcin Janusz (2), Mariusz Wlazły (9), Bartłomiej Lipiński (13), Mateusz Mika (14), Pablo Crer (6), Bartłomiej Mordyl (5), Maciej Olenderek (libero), Fabian Majcherski (libero) oraz Łukasz Kozub (1), Kewin Sasak (4), Moritz Reichert, Mateusz Janikowski (1), Karol Urbanowicz (1) 

 

Jastrzębski WęgielEemi Tervaportti (1), Mohamed Al. Hachdadi (18), Yacine Louati (9), Rafał Szymura (10), Juri Gładyr (14), Łukasz Wiśniewski (8), Jakub Popiwczak (libero), Maksymilian Granieczny (libero) oraz Lukas Kampa (4), Jakub Bucki, Michał Gierżot, Patryk Cichosz-Dzyga 

PIERWSZE ZWYCIĘSTWO MKS-U BĘDZIN 

Na samo zakończenie weekendu mieliśmy pojedynek pomiędzy drużynami okupującymi ostatnie miejsca w tabeli. Był to mecz pomiędzy MKS-em Będzin i Cuprum Lubin. Obie te drużyny nie miały na koncie żadnego wygranego spotkania. Do drużyny gospodarzy z Będzina dołączyli już wszyscy gracze, którzy przebywali w izolacji. W składzie nadal brakowało Kanadyjczyka Raymonda Szeto, który miesiąc temu dołączył do drużyny. Jak się okazało, Szeto zdecydował się rozwiązać kontrakt z będzińskim zespołem(przeciągający się proces rejestracyjny zawodnika) i nawet nie zadebiutował w tym sezonie na boiskach Plusligi. Natomiast w drużynie Cuprum Lubin nadal brakowało Miguela Tavaresa Rodriguesa i nieobecnych od początku sezonu Pawła Pietraszki i Bartłomieja Zawalskiego. Po urazie pleców do składu wrócił natomiast Wojciech Ferens.  

Pierwszy set to prawdziwa sinusoida. Raz prowadzenie obejmowali siatkarze Jakuba Bednaruka, aby nagle je stracić je na korzyść Miedziowych. Potem sytuacja odwracała się. W spotkanie bardzo dobrze weszli skrzydłowi Będzina Rafał Faryna i Jose Ademar Santana. Po stronie Cuprum dobrze grali Wojciech Ferens i Ronald Jimenez. W końcówce pierwszej partii gospodarze objęli prowadzenie 20-17, które utrzymali do samego końca, dzięki dobrej grze Faryny i Santany (25-20). 

Drugiego seta od mocnego uderzenia rozpoczęli lubinianie (1-5), jednak będzinianie szybko doprowadzili do remisu (6-6). Od tamtego momentu obie ekipy ponownie walczyły łeb w łeb. Skuteczną grą popisywały się dwa duety: Faryna-Santana oraz Jimenez-Ferens. Druga partia znowu rozstrzygała się w końcówce. Cuprum Lubin prowadził 19-21, ale błąd Dawida Gunii i blok Artura Ratajczaka dał remis drużynie MKS-u. Chwilę później, gospodarze wyszli na dwupunktowe prowadzenie (23-21). Druga partia również padła łupem Będzina (25-23). 

Jak to przeważnie jest, w walce dwóch outsiderów tabeli walka jest wyrównana. Taką sytuację widzieliśmy w pierwszej, drugiej i na początku trzeciej partii. Miedziowym po pewnym czasie udało się osiągnąć trzy, a później cztery punkty przewagi (14-18). Duża w tym zasługa Ronalda Jimeneza. Kolumbijczyk pokazywał w tym meczu bardzo skuteczną dyspozycję w ataku. Będzinianie nie zdołali podjąć walki i przegrali seta 20-25.  

Cuprum Lubin jak najszybciej chciał doprowadzić do piątego seta. Siatkarze MKS-u nie mieli zamiaru oddać tego seta łatwo. Rozgrywający będzińskiej drużyny Thiago Veloso od początku seta uruchamiał swoich skutecznych dziś liderów Rafała Farynę i Jose Ademara Santante. Będzinianie trzymali swoich rywali na dystansie dwóch lub trzech punktów (9-7, 12-10, 14-11). Po udanej kontrze będzinianie prowadzili już 16-12 i byli blisko zdobycia trzech punktów w tym meczu. Cuprum Lubin nie poddawał się i próbował gonić rywali. W sporcie panuje popularna fraza: gra się na tyle, na ile przeciwnik pozwala – w przypadku tego meczu ta fraza powinna brzmieć ,,gra się na tyle, na ile Rafał Faryna pozwala”. Lubiński blok nie miał pomysłu na zatrzymanie atakującego drużyny Jakuba Bednaruka. Drużyna Cuprum Lubin nie zdołała dogonić gospodarzy, którzy wygrali czwartą partię 25-20 i zanotowali swoje pierwsze zwycięstwo w tym sezonie Plusligi. 

Atak w obu drużynach wyglądał podobnie – MKS Będzin atakował na poziomie 55%, a Cuprum Lubin – 57%. Goście lepiej przyjmowali, ale to jednak będzinianie zanotowali więcej asów serwisowych. Na 9 asów aż 5 należało do Rafała Faryny. W statystykach indywidualnych w MKS-ie przodowali Rafał Faryna oraz Jose Ademar Santana, a w ekipie Marcelo Fronckowiaka Ronald Jimenez i Wojciech Ferens. 

MKS Będzin 3-1 Cuprum Lubin (25:20, 25:23, 20:25, 25:21) 

MVP: Rafał Faryna 

 

MKS BędzinThiago Veloso, Rafał Faryna (26), Jose Ademar Santana (22), Rafał Sobański (10), Artur Ratajczak (8), Bartosz Gawryszewski (3), Szymon Gregorowicz (libero) oraz Michał Godlewski, Dominik Teklak, Kacper Bobrowsk, Tomasz Kalembka (1) 

 

Cuprum Lubin: Mariusz Magnuszewski (4), Ronald Jimenez (31), Wojciech Ferens (14), Nikolay Penchev (9), Dawid Gunia (6), Przemysław Smoliński (4), Bartosz Makoś (libero), Kamil Szymura (libero) oraz Adam Lorenc, Kamil Maruszczyk, Daniel Oliveira, Szymon Jakubiszak (3) 

 

Źródło: plusliga.pl

Autor: Janusz Siennicki

UDOSTĘPNIJ
Radio GOL
Jedyne takie sportowe radio internetowe. RadioGOL.pl jako pierwsze w Polsce oferuje profesjonalną współpracę z klubami sportowymi, dla których prowadzone są regularne relacje NA ŻYWO. Ponadto serwis oferuje artykuły, transmisje, komentarze i analizy profesjonalnych ekspertów, specjalizujących się w szerokim wachlarzu dyscyplin sportowych.