W środę odbył się jedenasty etap tegorocznego Tour de France, który spowodował wielkie przetasowania w klasyfikacji generalnej. Zwycięzcą górskiej rywalizacji został Jonas Vingegaard – Duńczyk dzięki wygranej objął również prowadzenie w klasyfikacji generalnej.

Odcinek, którego początek wyznaczono w Albertville, a koniec na Col du Granon od początku był postrzegany jako królewski etap tegorocznej Wielkiej Pętli. Podczas 152-kilometrowej trasy kolarze mieli do pokonania trzy wielkie wzniesienia. Po przejechaniu około 70 kilometrów musieli wspiąć się pod Col du Telegraphe, po którym na ich drodze stanęło legendarne Col du Galibier. Później następował trzydziestokilometrowy zjazd, po czym rozpoczynał się finałowy, liczący ponad 12 kilometrów podjazd pod Col du Granon. Wszyscy sympatycy kolarstwa ten etap mieli zaznaczony na czerwono – to właśnie w środę miało dojść do prawdziwego starcia najlepszych i poważnych zmian w klasyfikacji generalnej.

Po starcie tradycyjnie uformowała się ucieczka dnia. W jej skład weszło 25 kolarzy, w tym dwóch Polaków (Maciej Bodnar i Kamil Gradek). Grupa krystalizowała się na każdym podjeździe, bowiem wśród uciekających było wielu kolarzy nie czujących się dobrze w górach. Biało-czerwoni z pierwszą grupą pożegnali się na Col du Telegraphe. Po szybkim odpadnięciu z odjazdu z wyścigu wycofał się Mathieu van der Poel – Holender będzie chciał jak najszybciej zapomnieć o tegorocznym Tour de France.

Pozostali kolarze jadący w ucieczce, których z każdym kilometrem ubywało, podzielili się na tych, którzy walczyli o punkty do klasyfikacji górskiej oraz tych jadących z myślą o etapowym zwycięstwie. Ostra selekcja sprawiła, że na najtrudniejszym podjeździe jaki tego dnia czekał na zawodników, na czele wyścigu pozostała tylko najlepsza czwórka: Barguil, Geschke, Van Aert oraz Latour. Najbardziej wytrzymałym był Francuz z ekipy Arkea-Samsic, który zdołał urwać się swoim rywalom. To właśnie on najdłużej pedałował na czele peletonu – z kilkudziesięciosekundową stratą za nim w koszulce najlepszego górala jechał Niemiec, jeszcze dalej znajdował się drugi z Francuzów. Holender z drużyny Jumbo-Visma został cofnięty do pomocy swoim liderom. Ostatecznie żaden z członków ucieczki nie odniósł sukcesu i cała trójka jadąca przed peletonem została dogoniona na ostatnim podjeździe – tak w skrócie wyglądają losy środowego odjazdu.

Teraz skupmy się na o wiele ważniejszych wydarzeniach w kwestii całego wyścigu, czyli na walce wśród pretendentów do triumfu w 109. Edycji Tour de France. Ta za sprawą zawodników Jumbo-Visma rozpoczęła się dość szybko. Nieoczekiwanie pierwsze ataki nastąpiły już na Col du Telegraphe. Do przodu ruszyli wtedy dwaj liderzy holenderskiej ekipy – Primoz Roglic oraz Jonas Vingegaard. Za nimi nijako z musu popędził Tadej Pogacar. Słoweniec i Duńczyk postanowili męczyć lidera wyścigu, naprzemiennie atakując i zmuszając rywala do tracenia sił na gonieniu. Ta akcja jednak niewiele dała. Po chwili do trójki dołączył Geraint Thomas, a gdy w sukurs Pogacarowi przyszedł Marc Soler, tempo w grupie spadło i wszyscy najwięksi znów jechali razem.

Kolejne ataki miały miejsce na będącym tego dnia punkcie kulminacyjnym Col du Galibier. W pewnym momencie doszło do sytuacji, w której siły w grupie najlepszych pomiędzy UAE Team Emirates a Jumbo-Visma układały się w stosunku 1:4. To nie zraziło osamotnionego Pogacara, który dzięki nadawaniu dużego tempa zdołał zgubić wszystkich pomocników swojego największego rywala. Przez długi okres czasu obok Tadeja utrzymywał się jedynie Vingegaard nie opuszczający na krok Słoweńca. Po chwili do wspomnianej dwójki zdążyli dojechać Bardet, Thomas i Kruijswijk. Wtedy na atak zdecydował się Francuz – jego rajd został zakończony przez nieustannie pracującego Pogacara.

Na długim zjeździe sytuacja się unormowała. Do grupy liderów, którą oprócz Pogacara, Vingegaarda i Bardeta tworzyli również Kruijswijk, Yates, Quintana i Izagirre, zdążyła dołączyć również grupa z Rogličem i Gaudu w składzie, która prowadzona była przez cofniętego z ucieczki Wouta van Aerta. Warto dodać, że w tym gronie znajdował się również Rafał Majka – Polak stał się jedynym pomocnikiem lidera.

Kolejnym, a zarazem ostatnim rozdziałem w opowieści o jedenastym etapie, jest finałowa wspinaczka pod Col du Granon. Gdy do mety pozostawało około dziewięć kilometrów, na atak z grupy liderów zdecydował się Nairo Quintana – Kolumbijczyk pognał za uciekinierami, w tym za jadącym na czele swoim kolegą z zespołu, któremu brakowało sił do dalszej jazdy. Mocne tempo nadawane przez Majkę odczepiało z grupy liderów kolejnych zawodników (min. Adama Yatesa oraz Davida Gadu).

Początkiem burzy (w kolarskim tego słowa znaczeniu) był mały grzmot w postaci ponownego ataku Romaina Bardet. Później nastąpił jednak taki, po którym zatrzęsła się ziemia, a okna zadrżały w swoich framugach – do przodu ruszył Vingegaard. Początkowo wydawało się, że dzięki mocnej pracy Rafała, mającego za sobą Pogacara, grupa żółtej koszulki zdoła dogonić Duńczyka. Wtedy nastąpił jednak nieoczekiwany zwrot akcji, którym był ogromny kryzys Słoweńca. Tadej miał problemy do tego stopnia, że nie wytrzymywał tempa dyktowanego przez kolegę z ekipy. Samotny Jonas popędził więc co sił w nogach w stronę szczytu. Odstawiał swojego największego rywala na kolejne sekundy, a później minuty. Mijał niczym tyczki slalomowe wszystkich, którzy jechali przed peletonem. Tymczasem Pogacar był wyprzedany nawet przez takich kolarzy jak Thomas, Gadu oraz Yayes, czyli tych, którzy wcześniej zostali z grupą lidera.

Ostatecznie niemalże frunący reprezentant Danii wjechał na metę z prawie minutową przewagą nad drugim Quintaną. Tadej Pogacar na szczycie Col gu Granon zameldował się z prawie trzyminutową stratą do zwycięzcy (wynosiła ona dokładnie 2 minuty i 51 sekund).

Jak można się spodziewać, jedenasty etap zafundował prawdziwy przewrót w generalce. Liderem wyścigu został oczywiście Jonas Vingegaard, do którego wicelider traci  2 minuty i 16 sekund. A jest nim… Romain Bardet – Francuz znów znajduje się na podium Wielkiej Pętli. Jak na razie „pudło” zamyka pogrążony w środowym kryzysie Pogacar, którego strata do Duńczyka wynosi 2 minuty i 26 sekund. Zaledwie cztery sekundy za Słoweńcem znajduje się za to Geraint Thomas, do którego piąty Nairo Quintana traci zaledwie jedenaście sekund. O Ile Vingegaard zbudował sobie potężną przewagę nad resztą stawki, o tyle różnice pomiędzy miejscami 2-5 są minimalne i zwiastują ciekawą dalszą rywalizację.

Tego dnia Tour de France 2022 nawiedziło prawdziwe trzęsienie ziemi, z którego zwycięsko wyszedł Jonas Vingegaard. Na usta wszystkich sympatyków kolarstwa nasuwa się wiele pytań: czy Duńczyk zdoła utrzymać swoją przewagę? czy (a jeżeli tak to kiedy) nawiedzi go kryzys? Czy wspaniały Pogacar zdoła się odrodzić? Oraz wreszcie, czy poznaliśmy zwycięzcę tegorocznej Wielkiej Pętli? – odpowiedzi na nie poznamy na kolejnych etapach. Już w czwartek na kolarzy czeka kolejna alpejska przeprawa, której zwieńczeniem będzie meta na legendarnym Alpe d’Huez.

Jarosław Truchan

UDOSTĘPNIJ
Radio GOL
Jedyne takie sportowe radio internetowe. RadioGOL.pl jako pierwsze w Polsce oferuje profesjonalną współpracę z klubami sportowymi, dla których prowadzone są regularne relacje NA ŻYWO. Ponadto serwis oferuje artykuły, transmisje, komentarze i analizy profesjonalnych ekspertów, specjalizujących się w szerokim wachlarzu dyscyplin sportowych.