Hit kolejki już za nami. Wynik? Spodziewany. Barcelona Koemana (a właściwie Schreudera) zagrała na poziomie, do jakiego przyzwyczaiła w ostatnich tygodniach. Banda Simeone nie miała problemów z pokonaniem słabo wyglądającej Blaugrany.

Barcelona utrzymywała się przy piłce przez większość czasu. To było do przewidzenia. Atletico oddaje pole gry prawie każdej drużynie, z którą się mierzy. Problem Katalończyków polegał na tym, że nie wiedzieli oni jak wejść w pole karne przeciwników oraz jak w ogóle zagrozić bramce Jana Oblaka. Los Colchoneros cierpliwie czekali na swoje szanse. Bardzo aktywny od pierwszej minuty był Joao Felix. Portugalczyk wykazywał się niesamowitą ochotą do gry. W 23. minucie swoim zrywem doprowadził do bramki. Urwał się od Ronalda Araujo, znalazł Luisa Suareza, który odegrał do Lemara, a Francuz pewnie wykończył akcję.

Drugą bramkę tuż przed końcem pierwszej połowy dołożył Luis Suarez. Urugwajczyk pewnie wykończył kontrę swojego zespołu i pokarał były klub. Po trafieniu wykonał wymowną cieszynkę skierowaną w stronę Ronalda Koemana. El Pistolero naśladował rozmowę telefoniczną, co nawiązuje do tego, w jaki sposób Koeman przekazał zawodnikowi informację o jego nieprzydatności w Barcelonie – właśnie przez telefon.

Druga część meczu nie należała do najlepszych widowisk na świecie. Barcelona podawała sobie piłkę, a Atletico spokojnie zamurowało się na własnej połowie i sporadycznie próbowało kontrować. Do końca spotkania nic w wyniku się nie zmieniło. Blaugranie nie pomogło nawet pojawienie się na boisku Ansu Fatiego. Młody Hiszpan nie zrobił dziś różnicy na tle dobrze zorganizowanego Atleti.

Gerard Pique powiedział po meczu, że Barcelona mogłaby tak grać i grać nawet trzy godziny, a nie strzeliłaby gola Atletico. Coś w tym jest. Niemoc strzelecka Katalończyków musi się jak najszybciej skończyć, jeśli chcą myśleć o pozytywnych rezultatach w tym sezonie. Rojiblancos natomiast szybko odbijają się po ostatniej porażce z Alaves i zachowują trzy punkty w starciu z trudnym (?) rywalem.

UDOSTĘPNIJ