Żeby dobrze zobrazować relację polskiej reprezentacji piłkarskiej i jej kibiców, trzeba sięgnąć po porównanie wyjęte z jakiejś telewizyjnej dramy. Inni powiedzą, że nie potrzeba Netflixa, by spotkać taką sytuację, bo ta przytrafiła im się w prawdziwym życiu. Tym szczerze współczujemy.

Wyobraźmy sobie, że jest para. Niech będzie małżeństwo. Kochali się, byli ze sobą szczęśliwi. On szalał za Nią. Ona nigdy Go nie rozczarowywała. Idealna symbioza. On to nikt inny jak rzesza kibiców reprezentacji Polski. Ona to oczywiście sama drużyna narodowa. Stare dobre małżeństwo prowadziło sielankowe życie od 2014 roku. Przeżywali głównie wspaniałe chwile. Brnąc dalej w nomenklaturę muzyczną, Ona zabrało Go kilkukrotnie windą do nieba. A to we Francji w 2016 roku. A to na Stadionie Narodowym w 2017 roku. Wszystko układało się pięknie, aż przyszedł KRYZYS.

I to nie kryzys byle jaki. To była zdrada. Najgorsza z możliwych. Niewierna żona oszukała męża, który długo nie mógł pogodzić się z tragicznymi dla Niego wydarzeniami. Zawiódł się, rozczarował, stracił zaufanie. Sama zdrada nie była jedynym grzechem żony. Niewierność po dziś dzień owiana jest wieloma anegdotami, tajemnicami i teoriami spiskowymi. Mąż wciąż nie zna wszystkich szczegółów. Nie ma pojęcia o powodach, okolicznościach, skutkach. Usłyszał tylko: „Przepraszam. Zacznijmy od nowa”.

W ten oto metaforyczny sposób opisano blamaż reprezentacji Polski na mistrzostwach świata 2018 w Rosji. Ciekawskich należy uspokoić: autor tego tekstu nie ma problemów rodzinnych. Tak widzi po prostu relacje polskich piłkarzy reprezentacyjnych z biało-czerwonymi fanami. Drużyna narodowa musi odbudować zaufanie, na które pracowała cztery lata, a które poszło się gonić z moskiewskimi gangami po najciemniejszych zaułkach rosyjskiej stolicy. Reprezentacja zaczyna z tego samego pułapu, który znamy aż za dobrze. Z poziomu rozczarowania, goryczy i zawodu, które towarzyszą kibicom w całym kraju po kolejnej bolesnej porażce na wielkim turnieju.

Cytując Tadeusza Mazowieckiego:”Przeszłość odkreślić trzeba grubą linią i odtąd nie patrzeć na to, co było, a na to co przed nami”. Łatwiej powiedzieć, trudniej zrobić. Receptą na odbudowanie związku, uratowanie małżeństwa i powrót do dawnych uczuć jest zadziwiająco prosta i szalenie trudna zarazem. Niczym nie można zjednać sobie kibiców skuteczniej niż wynikami. Wystarczy (tylko i aż) wygrywać, odnosić kolejne sukcesy, a szybko w niepamięć zostanie puszczony mundial 2018. Z pomocą niewiernej żonie przychodzi terminarz UEFA. Nie daje on możliwości toczenia bezwartościowych, nudnych i nieciekawych meczów towarzyskich. Wręcz przeciwnie. Nakazuje bić się o kolejne cele, grać o punkty, rywalizować „na serio”.

7 września reprezentacja Polski stanie przed pierwszą szansą odkupienia win z czerwca tego roku. Nie będzie to okazja jedyna oczywiście. Jej wykorzystanie nie oczyści od razu całego sumienia. Zmarnowanie jej nie zamknie bezpowrotnie drzwi do odbudowania dawnych małżeńskich relacji. Jest ona natomiast dużą możliwością do udowodnienia czegoś drugiej połówce, a także i sobie.

Mecz z Włochami jest błogosławieństwem dla reprezentacji Polski. Silny, utytułowany przeciwnik. Prestiżowe rozgrywki, w których jest o co się bić. Trudno sobie wyobrazić lepszą okazję do przełożenia tego „przepraszam” z konferencji prasowych na boisko i pokazanie, że rosyjska klapa była wypadkiem przy pracy. Że ta drużyna jest wyjątkowa i zasługuje na drugą szansę.

W Bolonii rozpoczyna swoją selekcjonerską kampanię Jerzy Brzęczek. Nie będzie mu dane debiutować w meczu o pietruszkę, którego wynik obchodzi tyle, co zeszłoroczny śnieg. Musi otworzyć swoją czystą kartę wstępniakiem z Ligi Narodów – rozgrywek wymagających, w których jego ekipa nie może zanotować spadku do niższej dywizji, bo to złamałoby raz jeszcze serca polskich kibiców. A te i tak już cienko przędą po czerwcowych wyczynach polskich piłkarzy.

W najbliższy piątek Brzęczek nie może eksperymentować. W alchemika zabawi się cztery dni później we Wrocławiu. 7 września musi posłać w bój jedenastu najlepszych polskich piłkarzy i przywieźć punkty z ziemi włoskiej do Polski. Sposób, w jaki będzie chciał tego dokonać, jest owiany tajemnicą. Swoimi powołaniami zadowolił i zbulwersował. Sięgnął po nowe twarze (załoga z Wisły Płock, Rafał Pietrzak) i przywołał starych wyjadaczy (Robert Lewandowski, Grzegorz Krychowiak). Odstawił leserów (Kamil Grosicki, Sławomir Peszko) i mianował bezrobotnych (Jakub Błaszczykowski).

Wprowadzone zostały już zapewne jego reformy, choć opinia publiczna poznała jedną: zamiast trzech stolików na jadalni pojawił się jeden, duży stół. Symbol jedności. Braku podziałów. Zespołowości. I chyba polscy kibice domagać się powinni właśnie tych trzech wartości. Nie w jadalni, hotelu, czy na filmiku Łączy nas piłka. Na boisku. Bo niepowodzenie sportowe można wybaczyć, ale musi być one okupione walką, chęciami i zaangażowaniem. Musi być całkowitym przeciwieństwem tego, co zobaczyliśmy w Kazaniu, Moskwie i Wołgogradzie. Nawet jeśli Polska nie zdobędzie punktu w wyjazdowym meczu z wymagającym rywalem, to musi pokazać na placu gry, że zasługuje na drugą szansę.

Tylko wtedy bolońska randka będzie udana. Tylko wtedy Ona będzie miała jeszcze u Niego jakieś szanse.

UDOSTĘPNIJ
Avatar
Jedyne takie sportowe radio internetowe. RadioGOL.pl jako pierwsze w Polsce oferuje profesjonalną współpracę z klubami sportowymi, dla których prowadzone są regularne relacje NA ŻYWO. Ponadto serwis oferuje artykuły, transmisje, komentarze i analizy profesjonalnych ekspertów, specjalizujących się w szerokim wachlarzu dyscyplin sportowych.