Czwartkowego przedpołudnia byliśmy świadkami kolejnej części zmagań na Mistrzostwach Świata w narciarstwie alpejskim. Tego dnia panowie zmierzyli się w supergigancie. Złotym medalistą został James Crawford, który triumfował najmniejszą możliwą różnicą.

Zawody od początku zapowiadały się jako rywalizacja tercetu Odermatt-Kilde. Jako pierwszy ze wspomnianego grona metę przekroczył Szwajcar, który objął prowadzenie. Później byliśmy świadkami pierwszej tego dnia niespodzianki. Lepszy od lidera klasyfikacji generalnej Pucharu Świata okazał się Alexis Pinturault. Entuzjazm miejscowej publiki ostudził jednak Norweg, który strącił triumfatora wtorkowej kombinacji z prowadzenia. Niewiele wskazywało na to, aby ktokolwiek mógł wyprzedzić mistrza jazdy na długich nartach. Przejazd jadącego tuż po nim Crawforda również – Kanadyjczyk rozpoczął bez szału. Narciarz z Ameryki Północnej zaczął jednak odrabiać straty w dolnej części trasy. Na przedostatnim pomiarze czasu odrobił sporo do swojego konkurenta, co sprawiło, że z zaciekawieniem patrzyliśmy na ostatnie metry jazdy Jamesa. Gdy reprezentant Kanady wpadł na metę, jego przewaga okazała się być najmniejsza z możliwych. Crawford wyprzedził Aleksandra Aadmodta o zaledwie 0,01 sekundy i sięgnął po złoty medal czempionatu globu. Na trzecim miejscu zawody ukończył Pinturault, którego strata wyniosła 0,26 sekundy.

W piątek przyjdzie czas na dzień przerwy. Warto będzie jednak odpocząć od alpejskiej rywalizacji, bowiem w weekend czekać nas będzie to, co lubimy najbardziej – zjazdy!

UDOSTĘPNIJ
Jarosław Truchan
Sympatyk sportów wszelakich, ale przede wszystkim tenisa, kolarstwa i biathlonu. Prywatnie ogromny fan Rogera Federera, Ronniego O'Sullivana oraz Realu Madryt.