W niedzielę zakończyła się tegoroczna edycja mistrzostw świata w kolarstwie torowym. Na położonym pod Paryżem welodromie zostały przyznane medale w sprincie (m), keirinie (k), madisonie (m), wyścigu punktowym (k) oraz wyścigu eliminacyjnym (m).

Zmaganiami, które najbardziej przyciągały uwagę polskiej publiczności była rywalizacja sprinterów, w której do najlepszej czwórki awansował Mateusz Rudyk. Niestety nasz rodak nie miał szans ani w półfinale, ani w walce o trzecie miejsce (przegrywał za każdym razem 0:2).Pod żadnym pozorem nie można tego nazwać złym występem – zakwalifikowanie się do półfinału mistrzostw świata jest dla Mateusza bardzo ważnym pozytywnym bodźcem, który z pewnością pomoże w mentalnym odbudowaniu się po katastrofalnych Igrzyskach Olimpijskich w Tokio. W ½ finału pogromcą Polaka okazał się Holender Harrie Lavreysen, który później sięgnął po pewny triumf – to już jedenasty złoty medal imprezy tej rangi w jego karierze. Pozostałe miejsca na podium przypadły Australijczykom – srebro zdobył Matthew Richardson, z kolei konfrontacje o brąz z Rudykiem wygrał jego imiennik Matthew Glaetzer.

Wyścigiem, który otworzył sesję popołudniową był bieg punktowy kobiet. Po złoto w tej specjalności sięgnęła Brytyjka Neah Evans. Siedmiu punktów do tytułu mistrzyni świata zabrakło Dunce Julii Leth. Na najniższym stopniu podium uplasowała się Amerykanka Jennifer Valente. Karolina Karasiewicz zajęła 11. pozycję.

Z bardzo dobrej strony w keirinie pań zaprezentowała się Urszula Łoś. Reprezentantka Polski wywalczyła wraz z Marleną Karwacką w repasażach miejsce w ćwierćfinale, po czym dostała się do półfinału. W wyścigu o finał Urszula otarła się o awans, lecz ostatecznie swój półfinał ukończyła na czwartej pozycji, co oznaczało, że na pocieszenie pozostał jej tylko finał B, w którym kolarka znad Wisły zajęła 4. miejsce, co w końcowym rozrachunku oznaczało 10. lokatę na świecie. Wygrała Niemka Lea Sophie Frierdich przed Japonką Miną Sato i Holenderką Steffie van der Peet.

Miejscowa publika miała powody do radości po zmaganiach w męskim madisonie, które wygrali Donavan Grondin i Benjamin Thomas. Ze srebrnych medali mogli się cieszyć Brytyjczycy (Ethan Hayter oraz Oliver Wood), z kolei brąz wywalczyli Fabio Van den Bossch i Lindsay de Vylder z Belgii. Polacy (Bartosz Rudyk oraz Szyman Sajnok) nie ukończyli wyścigu.

Rywalizacją, która zakończyła tegoroczne mistrzostwa był wyścig eliminacyjny panów. Specyficzną taktykę na ten bieg przyjął Filip Prokopyszyn – reprezentant Polski jechał ciągle z tyłu, wielokrotnie uciekając przed eliminacją niczym przysłowiowym młotem spod topora. Wymęczony kosztującą wiele sił jazdą organizm naszego rodaka powiedział „pas” w chwili, gdy na torze pozostało dziesięciu najlepszych kolarzy, co jest bardzo dobrym rezultatem w wykonaniu Filipa. Ostatnim hymnem, który rozbrzmiał podczas francuskiego czempionatu było charakterystyczne „Fratelli d’Italia, l’Italia s’è desta”, bowiem złoty medal z ostatnich mistrzostw obronił znany nie tylko z toru, ale także i z szosy Elia Viviani. Drugie miejsce zajął Corbin Strong (Nowa Zelandia), a podium uzupełnił Ethan Vernon (Wielka Brytania).

W ten sposób zakończyły się mistrzostwa świata w Saint-Quentin-en-Yvelines, które były nijako próbą przedolimpijską na tym obiekcie. Na kolarzy i kolarki czeka teraz ponad rok, w trakcie którego będą mogli uzyskać kwalifikacje, po czym czołówka globu powróci na ten welodrom i powalczy o medale podczas paryskich Igrzysk.  

UDOSTĘPNIJ
Jarosław Truchan
Sympatyk sportów wszelakich, ale przede wszystkim tenisa, kolarstwa i biathlonu. Prywatnie ogromny fan Rogera Federera, Ronniego O'Sullivana oraz Realu Madryt.