W siódmym odcinku audycji „O Lekkiej Słów Kilka” gościem Macieja Piotrowskiego był wicemistrz Europy z biegu na 800 metrów z Zurychu Artur Kuciapski. Z rozmowy można było się dowiedzieć o początkach kariery biegacza, ale też o jego walce o zdrowie i powrót do świata sportu.

U lekkoatlety w 2018 roku zdiagnozowano zesztywniające zapalenie stawów kręgosłupa (ZZSK), przez co musiał zawiesić swoją karierę sportową. W sierpniu 2019 roku powrócił on jednak na bieżnię. Słuchaczom Radia Gol opowiedział o tym, jak z jego zdrowiem jest teraz.

Czasami te niuanse związane ze zdrowiem się pojawiają. Najczęściej, jak to bywa z ZZSK, objawia się to po nocy rano. Jest wtedy takie lekkie usztywnienie, ale jeśli wykonam parę ćwiczeń i opanuję ten ból do południa, to nie jest wtedy tak źle i życie toczy się dalej” – stwierdza Kuciapski i zaznacza, że powrót do życia sprzed choroby jest niemożliwy –Nie mam zamiaru wracać na poziom wyczynowy. Mam w planach bycie pacemakerem, czyli tym, który rozprowadza biegi, a na dystans 800 metrów i na sport wyczynowy już nie będę się porywał. Na razie się wycofałem.”

800-metrowiec opowiedział w rozmowie o swoich początkach.

Ja w ogóle nie interesowałem się lekkoatletyką – mówi. „To był zbieg okoliczności. Jak to często się dzieje, zaczyna się od nauczyciela WF-u, u mnie to było w gimnazjum. To on mnie namówił mnie na zainteresowanie się sportem. Byłem w trzeciej klasie. Wziąłem udział w takim biegu na szczeblu lokalnym i potem już poszło. Jedne zawody wygrałem, w innych byłem na podium i tak to się z biegiem czasu rozwijało. W końcu wypatrzył mnie trener Stanisław Jaszczak i od tej pory utrzymywałem z nim kontakt i zaczęliśmy współpracę. Gdy poszedłem do szkoły licealnej do Łodzi trenowałem już profesjonalnie pod okiem trenera Jaszczaka. I tak przez kolejne 10 lat” – wspomina.

Kuciapski bez skrępowania mówił o swoich ambicjach, które były wysokie. Na drodze sportowca stanęła choroba, która zmieniła jego dotychczasowe życie.

Miałem w głowie pełno marzeń, myślałem sobie, że będę tak dobry jak Adam Kszczot albo jeszcze lepszy. To mnie napędzało do treningów mocno, coraz mocniej, bo chciałem być jak najlepszy. Marzyłem o tym, by startować w zawodach międzynarodowych, aczkolwiek w głowie były jeszcze bardziej ambitne cele. Niestety, nie zawsze mamy wpływ na to, co się dzieje, a stało się coś złego, bo to zdrowie przeszkodziło mi w tych planach – potwierdza.

Historia kontuzji zawodnika pokazuje przeciwności losu, na które napotkał, ale też, które udało mu się przetrwać. Tak biegacz opisywał swoją walkę o zdrowie:

U mnie było tak, że jeszcze nie było diagnozy, a już były pomysły leczenia, czyli nie lekarze nie wiedzieli dokładnie, co mi jest, ale już chcieli to operować. I tak byłem poddany jednej operacji, drugiej, trzeciej… W szpitalu to już tak naprawdę nocowałem. Ważne jest spotkać na swojej drodze dobrych ludzi, którzy pokierują nas w odpowiednim kierunku i ja takich ludzi spotykałem, choć późno. Lepiej późno niż wcale. Zrobiłem badania biomechaniczne, które zdiagnozowały moją kontuzję i pokazały, że nie jest ona taka straszna jak się wcześniej wydawało, tylko trzeba po protu było wzmocnić mięśnie. I od tego momentu nie miałem żadnych problemów. A potem kiedy wchodzimy już trening warto podtrzymywać te ćwiczenia z rehabilitacji, aby utrzymywać mięśnie w dobrej formie” – mówi.

Wracając myślami do czasów najlepszych startów, Kuciapski zwraca uwagę na rolę, jaką odegrali w jego karierze starsi koledzy: Adam Kszczot i Marcin Lewandowski.

To, że Adam z Marcinem tam byli powodowało, że oczy wszystkich były skierowane na nich, a ja mogłem się skupiać na sobie w spokoju, bo media nie mówiły, że Kuciapski startuje, tylko, że startuje Kszczot i Lewandowski. W tym momencie, gdy uwaga była skupiona na nich, ja robiłem po prostu swoją robotę i to wypaliło.”

Srebrny medal na Mistrzostwach Europy w Zurychu w 2014 roku był największym sukcesem w dorobku 26-letniego 800-metrowca. Kuciapski został zapytany o to, jak wspomina tamto wydarzenie.

To wszystko zostaje w pamięci i w sercu. Pamiętam nawet wspólne treningi między biegami z Adamem i Marcinem, którzy mówili, że i tak już wysoko doszedłem, bo do finału. Panowała między nami dobra atmosfera. Trenowaliśmy razem, trzymaliśmy się razem, oni dodawali mi mnóstwa otuchy. Jeśli chodzi o sam bieg to bardzo emocjonalnie do tego podchodzę. Wydaje mi się, że w tym dniu zrobiłem sto procent moich możliwości.”

Bardzo ważną rolę w tym sukcesie odegrała współpraca z psychologiem. Zdaniem biegacza, to był klucz.

„Zadziałały m.in. techniki wizualizacji – to nastawienie mentalne było mi potrzebne. Pamiętam, że byłem mocno zestresowany, ale uczyliśmy się z psychologiem, żeby tej słabości nie pokazywać, żeby wyglądać pewnie, bo to działa na rywali. Atmosfera na stadionie była niesamowita, dużo kibiców, ale ja nie mogłem się na tym skupiać. Musiałem robić to, co nakreśliłem sobie w głowie. Wiedziałem, co w którym momencie mam zrobić. Gdy nastąpił strzał startera, to już wtedy tylko klapki na oczy i dzieje się to, co ma dziać. W trakcie biegu trzeba podejmować decyzje, wiadomo, układałem przed startem różne scenariusze. Plan A, plan B, co robić, gdy zostanę zamknięty, co gdy stawka mi ucieknie – wszystko było dokładnie zaplanowane. Nie wszystko szło tak, jak chciałem, ale mniej więcej od 500. metra ten plan zaczynał się sprawdzać. Tak chciałem to zakończyć, tak zakończyłem i z tego jestem bardzo zadowolony – mówi z dumą.

Psycholog w opinii wielu wciąż budzi pewne obawy. Artur Kuciapski przekonuje, że nie taki diabeł straszy, a ponadto z takiej współpracy wynikają same korzyści.

„Dla mnie praca z psychologiem zawsze była bardzo ważna, choć dość późno zacząłem to robić i tego żałuję. Wiem, że jestem podatny na taką wizualizację i ona zawsze w moim przypadku się sprawdzała. Więc nawet teraz gdyby ktoś mnie zapytał, czy poszedłbym to psychologa, to bardzo chętnie bym to zrobił. Psycholog to nie jest nic strasznego. To jest tylko dobro, to nie jest żadne zło i nie ma się czego wstydzić. Bo niektórzy tak właśnie podchodzą, że <<nie, nie, ja nie mam żadnych problemów. Nie idę do psychologa!>> Ja polecam, bo mi to bardzo pomogło. Moim zdaniem to powinno być odgórnie stosowane w związkach w ramach treningów.”

Zawodnik podał też swoją receptę na bieg na 800 metrów. Doradza on przede wszystkim spokój.

Nie przedobrzyć na pierwszym okrążeniu, trzymać tempo do mniej więcej 500. metra, a potem ile fabryka dała – mówi obrazowo. „Wielu zawodników biegnie bardzo mocno początkowe 200 metrów i w drugiej części dystansu zwalniają na tyle, że już na 400. metrze jest po prostu za wolno, później ciężko się drugi raz poderwać. Tak więc nie przesadzić, biegać z głową, unikać przepychanek, trzymać się bandy.”

Biegacz opowiedział nieco więcej o tym, co jest ważne w robocie pacemakera i jak trzeba trenować w tym celu.

„Też trzeba być wytrenowanym, żeby poprowadzić ten bieg, nawet do 600. metra. Oczywiście mało jest pacemakerów, którzy mogą pociągnąć bieg dalej. Zazwyczaj jest to 500-600 metrów, natomiast jeśli mam trochę tej szybkości i jeszcze coś tam w nogach zostało, to jak testowałem po ponad półtora roku przerwy jestem w stanie to robić. Trzeba do tego też trenować, bo raz można to zrobić bez treningu, ale jeśli chcesz startować np. co tydzień to musisz być przygotowany. Do prowadzenia biegu nie trzeba trenować tak mocno wyczynowo i pięć treningów w tygodniu, z głową, w zupełności do tego wystarczy. Przynajmniej w moim przypadku – stwierdza.

Jedno z pytań dotyczyło, tego, jak motywować się do treningów. Kuciapski zauważa, że najważniejsze to się nie poddawać.

Trzeba być upartym w dążeniu do celu i nie zwracać uwagi na zakręty życiowe, bo ja sam miałem wiele takich sytuacji, spotykałem ludzi, którzy we mnie nie wierzyli i jeśli słucha się takich osób to daleko się nie zajdzie. Trzeba być skupionym. Nie wyszło dzisiaj – spokojnie! Jest jeszcze kilka treningów, kilka miesięcy pracy, żeby się przygotować i dać radę. Każdy rok przynosi nam coś dobrego.”

Artur Kuciapski pracuje także na wyższej uczelni i opowiedział o tym, jakim jest wykładowcą.

„Wydaje mi się, że jestem bardzo łaskawy (śmiech). Zawsze można podejść, porozmawiać, jestem otwarty na propozycje. Nie jestem chyba złym wykładowcą”– przyznaje. „Widzę, że studenci mnie lubią, w ankietach też piszą, że jestem super gość. Nie robię problemów, a jeśli ktoś je ma to staramy się razem je jakoś rozwiązać.”

Biegacz wypowiedział się też na temat tego, czy ośrodki sportowe zostały otwarte za wcześnie.

„Szczerze, na początku słuchałem przekazów telewizyjnych, gdzie podawano liczbę zarażonych osób, ale to było tak nakręcane, że postanowiłem się nad tym nie skupiać. Można po prostu zwariować słuchając tego wszystkiego. Robię to, co nakazują. Noszę maseczkę, rękawiczki, dbam o dezynfekcję, nie mam z tym problemu. Na zdrowy rozsądek, który sportowiec pojedzie trenować do ośrodka? Jeśli chodzi o lekkoatletów, oni nie chcą nigdzie jechać w tym czasie. Nie wiadomo, czy te ośrodki są przygotowane. Druga sprawa: wszystkie imprezy są odwołane w tym roku. Będą prawdopodobnie mistrzostwa Polski, ale jeśli wszystko pójdzie po myśli organizatorów. Pytanie, który sportowiec, który myśli w głowie o igrzyskach, będzie się chciał tak mocno przygotowywać do mistrzostw Polski, na tyle mocno, by jechać do ośrodka i tam trenować? Wydaje mi się, że mało osób z tego skorzysta. Większość stworzyła sobie u siebie w domu warunki do trenowania. Wystarczy tak naprawdę ten trening tylko podtrzymywać, a nie robić maksa, bo to naraża tylko na kontuzje” – zakończył.

W audycji „O Lekkiej Słów Kilka” gośćmi są czołowe postacie polskiej sceny lekkoatletycznej, zawodnicy i dziennikarze. Na program zapraszamy w każdy piątek o godzinie 19:00.

ZOBACZ TAKŻE: Cichocka: “Jak się jest w super formie to na każdym dystansie jest zarąbiście!”

UDOSTĘPNIJ
Avatar
Student dziennikarstwa. W miarę merytoryczny i w miarę humorystyczny. Tu na stronie: piłka nożna i lekkoatletyka