Wczorajszy remis z reprezentacją Irlandii dostarczył Jerzemu Brzęczkowi ciekawego materiału szkoleniowego pod względem personalnym. Niestety ci na których liczył w większości zawiedli. Dał im szansę na pokazanie się, na tle osłabionego rywala, a takie postacie jak Karol Linetty czy Tomasz Kędziora, pokazali, że do pierwszego składu jeszcze sporo im brakuje. 

Irlandczycy przyjechali do nas w rezerwowym składzie. W ich szeregach zabrakło kilku pierwszoplanowych zawodników pierwszej „11”, takich jak Seamus Coleman czy Stephen Ward. Dla piłkarzy naszego drugiego garnituru bądź debiutantów, była to doskonała okazja, aby na tle rywala słabiej grającego piłką, raczej przeszkadzającego, udowodnić selekcjonerowi, że są oni w gotowości na to, ażeby jeśli nie powalczyć o podstawowy skład, to aby wchodzić w ważnych meczach na końcówki i nie powodować znacznego spadku jakości. Jak wyglądało to wczoraj? Słabo lub przeciętnie, a dosadną odpowiedzią na apatyczną postawę Polaków na boisku, były pojawiające się głośne gwizdy z trybun, oznaczające dezaprobatę i niezadowolenie z poczynań biało – czerwonych.

Defensywa nie najgorzej

Przeanalizujmy sobie co wiemy. Jeśli chodzi o bramkę, to tutaj nie ma nic do komentowania, Szczęsny nie popełni żadnego błędu, kilka piłek złapał i przy bramce nie miał szans. Jednak kiedy polski bramkarz patrzył na kolegów grających przed nim, na pewno nie był ich postawą zachwycony. Tomasz Kędziora dostał dopiero swoją 4 szansę na reprezentacyjny występ, a tylko drugą od 1 minuty. I co? I nie zachwycił. O ile na ukraińskich boiskach w barwach Dynama potrafi strzelać gole takie, że głowa mała i dobrze dogrywać piłkę do partnerów, o tyle wczoraj zupełnie w ofensywie nie dawał niczego. O jego defensywnych poczynaniach też nie wiemy zbyt wiele, bo rywale zdecydowanie częściej atakowali stroną Arkadiusza Recy. Jednak nie napawa optymizmem występ byłego gracza Lecha. Paweł Olkowski zapewne zaciera ręce przed kolejnym zgrupowaniem, a i na pewno Robert Gumny w niedalekiej przyszłości będzie pukał do salonowych drzwi selekcjonera Brzęczka. Na ten moment Kędziora nie jest konkurencją dla Bartosza Bereszyńskiego.

O stoperów martwić się raczej nie musimy, choć i oni w tym meczu nie powalili. Kamil Glik niewątpliwie jest filarem defensywy, ale wczoraj to on był m.in. odpowiedzialny za stratę bramki, ale bardziej zawiniło trzech śmiałków (Reca, Błaszczykowski i Linetty), którzy zbierali się do ataku rywala, jak do wstawania z łóżka. Einstein zapewne też czasem mylił się w obliczeniach, dlatego o Kamila możemy być spokojni. Bednarek zanotował dobre wejście, pewnie zarządzał blokiem obronnym, jednak można czuć lekkie rozczarowanie po występie Marcina Kamińskiego. Może i nie uwierzycie, ale fakty są takie, że Kamyk jest w reprezentacji od 8 lat! Debiutował 16 grudnia 2011 roku w spotkani z Bośnią i Hercegowiną, jeszcze za kadencji Franciszka Smudy. Uzbierał w niej ledwie 5 występów, był na Euro i trzeba powiedzieć – jego kariera rozwija się bardzo powoli. Wczoraj irytował, często wybijał piłki w zbyt prostych sytuacjach, nie miał spokoju w rozegraniu, zbyt często oddawał w prosty sposób piłkę rywalom. Może to kwestia braku meczowego rytmu? Nie miotał się na boisku, dobrze się ustawiał, dlatego wielce prawdopodobne jest, iż po kilku spotkaniach w Bundeslidze będziemy wiedzieli więcej. W Dusseldorfie, do którego został wypożyczony,  mocno na niego liczą i być może za rok, po powrocie do VFB Stuttgard, będzie tam odgrywał znaczącą rolę. Kariera Glika również rozwijała się powoli, więc nie należy wyciągać pochopnych wniosków. Jedno jest pewne, taki lewonożny, solidny stoper bardzo nam by się przydał. Kończąc wątek defensywny, Arkadiusz Reca po raz kolejny pokazał, że drzemie w nim spory potencjał, że jest obdarzony świetna dynamiką, ale dowiódł także, że wybór Serie A był dla niego strzałem w „10”, bo nigdzie indziej, tak jak na włoskich boiskach nie nauczy się taktycznej mądrości, której tak bardzo mu brakuje. Był jednym z winowajców przy stracie bramki.

Pomocnicy poniżej oczekiwań, Klich walczy o skład 

Najbardziej może martwić linia pomocy. Nie ma sensu rozwodzić się nad przydatnością Krychowiaka w formie (którą notabene wreszcie ma), więc oczy wszystkich były zwrócone w kierunku innych. Rafał Kurzawa potwierdził swój atut w postaci stałych fragmentów gry oraz to, że jego przydatność może być w przyszłości kluczowa. Zagrał 45 minut i to właściwie na tyle, bo to jego zmiennik, czyli Damian Kądzior był pod lupą. Debiut i kilka niezłych piłek, pokazało, iż jeśli będzie zbierał minuty w Dinamie, a Kuba Błaszczykowski będzie grał jak gra, to może liczyć na powołania. Właśnie, Kuba…

Wiemy doskonale ile dla reprezentacji zrobił Kuba w tych mrocznych czasach i podczas choćby Euro 2016. Jednak, tak jak nóż się tępi, tak i piłkarz czasem słabnie i nie zawsze uda się go ponownie naostrzyć. Czasem, trzeba wymienić go na nowy. Nie należy jeszcze jednak Błaszczykowskiego skreślać, ale jeżeli w Wolfsburgu nie będzie podnosił się z ławki, to Jerzemu Brzęczkowi po prostu nie wypada Kuby na zgrupowania zapraszać. Widać po jego grze, że po prostu nie gra. Jest wolny, nie ma dobrego czucia piłki, słabo odnajduje się w ofensywie i choć chęci ma, to owe chęci nigdy nie zastąpią mu minut na boisku. Jeśli pobyt na tym zgrupowaniu miał służyć temu, aby zachęcić Bruno Labbadię do stawiania na Polaka, to można to zrozumieć, jeśli jednak jego sytuacja nie ulegnie zmianie, a znów pojawi się na zgrupowaniu, wtedy musi w głowie selekcjonera zapalić się czerwona kontrolka, by nie było za późno.

Największy ból głowy Brzęczek ma zapewne po tym, co zaprezentował Karol Linetty. Karol, na którego w barwach Sampdorii patrzy się z otwartymi oczami. Twardy, nieustępliwy, biegający od jednego do drugiego pola karnego, dobrze rozprowadzający piłkę, potrafiący dać długie podanie. A wczoraj? Wczoraj nic z tego nie mogliśmy zobaczyć. Wolny, kilkukrotnie poprawiający piłkę, niezbyt biegający i przede wszystkim fatalnie rozgrywający Linetty, niestety zmarnował sobie szansę na to, aby trener myślał o nim w kontekście pierwszego składu. Teraz nie ma co się dziwić, że Adam Nawałka nie dał mu kilku minut na Euro czy Mundialu. Po prostu widział to, co my mogliśmy zaobserwować wczoraj – na ten moment piłkarz Sampdorii Genua nie jest zawodnikiem pierwszego składu, mało tego nie jest alternatywą dla któregoś z piłkarzy środa pola, ewentualnie może on liczyć na końcówki. Z całą sympatią do niego, ale w Karolu musi obudzić się kocur, aby przełożył dobrą grę z klubu na kadrę. 

Zadowolony po tym spotkaniu może być strzelec jedynej bramki – Mateusz Klich. We Włoszech nie zachwycił, ale wczoraj dał sygnał do ataku po swoim wejściu. Wziął się za rozgrywanie, dobrze pokazywał się kolegom do gry, przyspieszył rozegranie i co najważniejsze oddał 2 strzały na bramkę rywale, z których jeden wpadł do siatki. Takiego Klicha chcemy widzieć i takiego piłkarza Jerzy Brzęczek potrzebuje. 

Piątek bliżej partnerowania Lewandowskiemu

Duet napastników również nas wczoraj nie zaspokoił. Arkadiusz Milik co prawda skończył mecz z asystą, ale znów miał 200% sytuację na zdobycie gola, której nie wykorzystał.  Zawiódł ponownie. Miał być podwieszonym napastnikiem, miał dogrywać piłki do debiutującego Krzysztofa Piątka, ale ich współpraca nie wyglądała najlepiej. Wystąpili oni co prawda razem po raz pierwszy, ale szczególnie po piłkarzu Napoli oczekiwano więcej. Piątek biegał, polował w szesnastce, ale piłek nie dostawał… Na ten moment wydaje się, że to Piątek mimo wszystko ma bliżej do pierwszego składu, patrząc na jego poczynania w Serie A.

Damian Szymański, Rafał Pietrzak i Przemysław Frankowski grali zbyt krótko, by wyciągać daleko idące wnioski. Wiemy, że kilku piłkarzy oddaliło się od składu, kilku przybliżyło, a niektórym należy na ten moment chyba podziękować. Potwierdziło się natomiast to, że bez Lewandowskiego i Zielińskiego nie istniejemy. Być może, gdyby którykolwiek z nich był na boisku, sytuacja wyglądałaby lepiej.

Aleksy Kiełbasa

FOT.pap.pl
UDOSTĘPNIJ
Avatar
Miłośnik angielskiej piłki, ekstraklasowego piachu oraz dobrej whiskey. Dumny Sanniczanin. Komentator oraz pismak Radia Gol