Polonia Warszawa przeszła, a właściwie wciąż przechodzi wielką rewolucję. W warszawskim klubie ciągle panuje wielki chaos po poprzednich właścicielach i bolesnych przejściach. Gregoire Nitot swoim wejściem tknął w nim życie niczym defibrylator i dał kibicom nadzieję, że w końcu będzie normalnie, a Polonia robi pierwszy, duży krok w stronę powrotu do zasłużonej elity.

Pod koniec okresu wakacyjnego rozpoczął się sezon 3. ligi 2020/21. Na mediach społecznościowych klubu z Konwiktorskiej oraz koszulkach pojawiło się ładne hasło „Polonia Warszawa – rok 1 – odrodzenie”. Brzmi jak tytuł nowych Gwiezdnych Wojen, ale wizja na odbudowę klubu nie wydaje się tak odległa, jak przygody bohaterów Georga Lucasa. No właśnie, a jak na ten moment wygląda odrodzenie „Czarnych Koszul”? Przejdźmy przez to na przykładzie budowy domu od zera, bo w zasadzie tak to wygląda.


Wylanie fundamentów
Nie da się grać z brakami kadrowymi, szczególnie gdy ma się ambicje na odbudowę i awans. W tym przypadku braki były ogromne, bo jak sam w klubowym studiu przedmeczowym powiedział dyrektor sportowy Polonii – Piotr Kosiorowski, jeszcze zimą na treningi przychodziło dosłownie kilku zawodników.


„Zimą, jeszcze przed przyjściem Grega (Gregoire Nitot – przyp. red.) do klubu Wojciech Szymanek miał siedmiu piłkarzy na treningu, więc trudno tu mówić o jakiejkolwiek drużynie.”

To właśnie sprowadzenie cytowanego Piotra Kosiorowskiego rozpoczęło budowę drużyny, właściwie od podstaw. Były zawodnik, a obecnie dyrektor sportowy Polonii wykonał tytaniczną pracę, sprowadzając aż tylu ludzi, a dodatkowo kilku z bardzo ciekawą przeszłością, którzy spokojnie mogliby pograć wyżej, niż 3. liga. W trakcie obecnego okna transferowego na Konwiktorską zameldowało się aż 15 zawodników i trzeba przyznać, że medialnie, ale przede wszystkim sportowo Polonia zyskała dużo. Z przytupem ogłoszono najpierw powrót Adama Pazia, zawodnika, który w CV może pochwalić się 92 spotkaniami w Ekstraklasie, grając w takich klubach jak Lechia Gdańsk, Podbeskidzie Bielsko-Biała czy Ruchu Chorzów. 2 tygodnie później jeszcze większym echem w mediach odbił się duży jak na 3. ligę, comeback Łukasza Piątka, wychowanka Polonii, w poprzednim sezonie występującego w ŁKS-ie. Oprócz nich do klubu dołączyli też m.in. 17-letni Junior Radziński z młodzieżowej drużyny Pogoni Szczecin, Damian Mosiejko i Tomasz Wełna z Pogoni Siedlce czy Rafał Kujawa, który podobnie jak Piątek w ubiegłej kampanii występował w najwyższej klasie rozgrywkowej w barwach „Rycerzy Wiosny”. Jak na 3. ligę, wygląda to bardzo dobrze. Zliczając wszystkie mecze w Ekstraklasie zawodników pierwszego składu Polonii, pojawia nam się piękna liczba 441 spotkań. Oczywiście większość tego nabijają dwa nowe, doświadczone nabytki z Łodzi – Kujawa i Piątek, aczkolwiek gracze tacy jak Daniel Smuga czy przede wszystkim Adam Pazio swoje w Ekstraklasie też widzieli. Żeby nie było, że tylko 3-4 piłkarzy ustanawia taki wielki wynik, policzyłem także występy polonistów w 1. lidze – 461 spotkań. Również imponująca suma, z tym że tutaj już więcej zawodników ma swój wkład, więc istnieją uzasadnione podstawy do tego, aby mówić, że Polonia posiada doświadczoną kadrę, a jednocześnie pełną wielu młodych i obiecujących zawodników.


Podstawa już jest, czas na postawienie ścian
Kupienie piłkarzy to jedno, ale zbudowanie z nich składu, walczącego o najwyższe cele to już inna sprawa. Jak w każdym takim przypadku, potrzeba czasu, by zespół odpowiednio się zgrał i rozumiał na boisku. Początek sezonu w wykonaniu Polonii mógł wyglądać na lekko chwiejny, ale ostatnie wyniki i forma drużyny wskazują na to, że gra już się ustabilizowała. Skład zbudowany jest na zasadzie mieszanki piłkarzy młodych i perspektywicznych z bardziej doświadczonymi polonistami, którzy często zaczynali swoje kariery bądź po prostu w przeszłości grali przy Konwiktorskiej, a na powrót zdecydowali się całkiem niedawno. Takimi piłkarzami są m.in. Adam Pazio, Łukasz Piątek czy Tomasz Wełna, lecz największy, nieprzerwany staż ma kapitan – Grzegorz Wojdyga, który swoje pierwsze, piłkarskie kroki również stawiał tutaj, w Warszawie. W latach 2006 – 2010 występował w Polonii, a następnie opuścił stołeczny klub, aby 4 lata później powrócić i od tamtego momentu cały czas przywdziewa barwy warszawskiego klubu, wraz z opaską kapitańską.


Po pierwszych wynikach w nowym sezonie właściwie nie wiadomo było co sądzić. Początek był niestabilny – porażka 1:2 z KS Kutno, następnie promyk nadziei w postaci dwóch zwycięstwo z Concordią Elbląg i Olimpią Zambrów. Pod koniec sierpnia znów przegrana, tym razem 1:0 z Legionovią Legionowo przy własnych kibicach w bardzo słabym stylu. Mimo wszystko wydaje się, że wszystko zaczyna się powoli układać. 12 września Polonia wygrała u siebie z Ursusem Warszawa 2:1 po kilku ciekawych akcjach, a w następnych kolejkach zdeklasowała RKS Radomsko na wyjeździe, wygrywając aż 4:0 i pokonując przy Konwiktorskiej 4:1 Broń Radom. Ostatnie wyniki to remis 1:1 z Jagiellonią II Warszawa i wysoka wygrana 3:0 z KS Wasilków. Widać, że skład, o którym pisałem wcześniej, zaczyna w końcu tworzyć monolit i swoją grą wychodzi na prostą. Polonia obecnie znajduje się na 3. miejscu w tabeli, co daje realne nadzieje na osiągnięcie czegoś dużego w tym sezonie.

Polonia Warszawa – Ursus Warszawa (2:1) 12.09.2020


Dach, czyli zabezpieczenie
Poziom sportowy i szanse na rozwój w tym aspekcie już sobie omówiliśmy, więc czas na sprawy równie ważne, ale niezwiązane stricte ze sportem. Gregoire Nitot wchodząc do klubu, ma na niego dokładny plan i za to trzeba na starcie pochwalić założyciela Sii Polska. Nie przychodzi tu pchać tylu milionów, ile się da i odejść z projektu, gdy mu się znudzi jak stara zabawka. Mądrze dysponuje finansami, a pieniądze, które zasilają konto Polonii, mają pomóc w wyjściu na prostą i odbudować jej markę, aby w przyszłości mogła zarabiać już sama na siebie. Jak przyznał w niedawno opublikowanym wywiadzie dla Onetu, jego planem jest finansowanie klubu przez 5 lat, w ciągu których do polonijnej kasy wpłynie 10 milionów złotych. Oprócz tego cały czas trwają poszukiwania innych sponsorów niż tylko firma Francuza, a możemy się zgodzić, że będzie to znacznie ułatwione z wizerunkiem dobrze prosperującego klubu bez długów, z oddaną i dużą grupą kibiców.

Nie wybiegajmy jednak zbytnio w przyszłość, a skupmy się na obecnym problemach. Wszelkie działalności dotyczące pierwszej drużyny pochłaniają mnóstwo pieniędzy. Za przykład wezmę po raz kolejny cytat Piotra Kosiorowskiego z wywiadu Piotra Szymuli na igol.pl


„Gramy mecze przy Konwiktorskiej, ale nie jesteśmy w stanie odbyć żadnego treningu na głównej płycie stadionu, bo nas na to nie stać. Stawki za wynajem boiska są horrendalne. Od kiedy zarządcą obiektu jest „Aktywna Warszawa”, sporo się zmieniło, na pewno nie na lepsze. […] Płacimy kilkaset złotych za godzinę. Nasz stadion, mimo że trawa jest taka sama jak na Marymoncie, jest dziesięć razy droższy, więc na głównej płycie nie będziemy trenować. Po prostu z ekonomicznego punktu widzenia nam się to w żaden sposób nie kalkuje.

Jak widać, nie jest kolorowo. Polonii nie stać na trenowanie na własnym stadionie, co brzmi kuriozalnie, lecz niestety takie są realia wielu klubów i nie jest to nic wyjątkowego. Pamiętam wielkie poruszenie w mediach po zaprezentowaniu przez Polonię cen biletów i karnetów, ale przyglądając się sytuacji i atmosferze wokół klubu, jestem w stanie je zrozumieć. W gwoli ścisłości przypomnijmy, że bilet normalny, kupiony w kasie pod stadionem kosztuje 40 zł, natomiast karnet, również w kategorii „normalny”, na zwykłą część trybuny uszczupli nasz portfel o 420 zł. Trzeba przyznać, jak na 4. poziom rozgrywkowy w kraju są to wysokie ceny i tego ukryć się nie da. Rywal zza miedzy, obecny mistrz Polski ustala ceny zbliżone do tych polonijnych, a występuje znacznie wyżej. Z drugiej strony, co zresztą podkreślał Gregoire Nitot w swoich wypowiedziach, Polonia dostaje o wiele mniejsze wsparcie finansowe od miasta niż Legia, a budżet trzeba czymś zasilić – padło na bilety, no bo w sumie co innego zostaje?

W przywoływanym przeze mnie wcześniej wywiadzie Marcina Stusa dla Onetu pada liczba, która wiele wyjaśnia. Prezes Nitot podkreśla, że organizacja jednego dnia meczowego na Konwiktorskiej to koszt ok. 25 tysięcy złotych. Zakładając, że na mecz przychodzi mniej więcej 900 osób, klub ledwo wychodzi na plus. Nie pomaga też panujący ciągle koronawirus, który mocno ogranicza sprzedaż biletów i zniechęca do uczestnictwa we wszelakich imprezach masowych (w momencie publikacji tekstu mecze odbywają się bez publiczności). Z drugiej strony, odstawiając jednak kalkulacje na bok, tutaj chodzi o coś więcej. Być może cena dla neutralnego widza, który jednorazowo chciałby zagościć na Konwiktorskiej, jest wysoka i niezrozumiała, natomiast jeśli przejrzymy reakcje sympatyków Polonii na koszt biletów/karnetów, to w 99% są to opinie pozytywne. Te czterdzieści złotych, które zapłaci się w kasie pod stadionem, nie jest wyłącznie wstępem na wydarzenie sportowe. Tutaj traktuje się to jako swojego rodzaju składkę na ratowanie klubu, wspieranie go i budowanie społeczności. Powracając do cytatu o kosztach wynajmu boiska oraz patrząc na makabryczną sytuację, z jakiej Polonia wychodzi, te pieniądze są cegiełką w odbudowywaniu tak wielkiej instytucji, jaką bez wątpienia jest Polonia Warszawa, a setki kibiców regularnie przychodzących na mecze i wykrzykujących „Polonia nigdy nie zginie” są dowodem na to, że ceny nikogo nie odstraszają, a dają realną szansę na wyjście na prostą i zarabianie klubu samego na siebie.


Została wykończeniówka
Dobrnęliśmy do końca. Czas na ostatnie szlify i detale, które stanowią już tylko (albo aż) wizytówkę klubu. Z tej strony klub działa bardzo dobrze. Media społecznościowe są prowadzone na poziomie Ekstraklasowym, w każdy dzień meczowy publikowane są grafiki ze wyjściową jedenastką, a także kulisy tych spotkań, jak chociażby celebracja zwycięskiego meczu w szatni. Kontakt z kibicem cały czas jest budowany i utrzymywany, a to na pewno w dłuższej perspektywie wpłynie na popularność Polonii i kto wie, może przyciągnie nowych kibiców. Drugą, i zdecydowanie ważniejszą kwestią w tym temacie jest nowy stadion, o którym mówi się od dłuższego czasu, a jeszcze śmielej zaczęto o tym myśleć po przyjściu Gregoire’a Nitota. Zacznijmy jednak od początku. W 2018 r. odbył się konkurs na przedstawienie najlepszego pomysłu na zagospodarowanie okolic stadionu na Konwiktorskiej. Zwycięski projekt należał do firmy JSK Architekci, odpowiedzialnej za 2 największe obiekty sportowe w stolicy – PGE Narodowy i stadion Legii Warszawa. Ze strony ratusza pojawiły się głosy, że budowa może ruszyć nawet w 2021 roku, ale teraz wiemy, że realizacja tego projektu będzie musiała poczekać. Inwestycja miasta, jaką jest budowa nowego stadionu i innych kompleksów sportowych wokół niego została zawieszona, zresztą nie bez powodu. Jak podkreślała wiceprezydent Warszawy, budowa takiego obiektu to koszt ponad 400 milionów złotych, a wydawanie tak dużych pieniędzy na klub, któremu niedawno groził spadek, a nawet bankructwo, byłoby lekkomyślną decyzją. Pani Renata Kaznowska w rozmowie z TVN Warszawa z marca tego roku wypowiedziała takie słowa:


„Muszę usłyszeć konkretnie, jakie plany ma wobec Polonii i w jakim okresie. Będę oczekiwała krótko i długofalowego programu naprawczego, a także spłaty zobowiązań wobec miasta”

Na odpowiedź klubu nie trzeba było długo czekać. Już w kwietniu Polonia wypuściła 35-stronnicowy plan rozwoju i odbudowy, w którym jest również wzmianka o stadionie. Wyróżnia się tam dwa punkty na ten temat: krótkoterminowe oraz długoterminowe wsparcie miasta w rozwój infrastruktury stadionu. Ten pierwszy stawia sprawę jasno: Na ten moment Polonia nie potrzebuje nowego stadionu, a rozbudowa będzie konieczna dopiero po awansie do 1. ligi, gdyż wtedy w grę będą już wchodziły wymogi PZPN, których obecny obiekt nie spełnia. Natomiast gdy pochylimy się nad planem długoterminowym, widzimy już konkretną wizję budowy i powiększenia kompleksu sportowego przy Konwiktorskiej 6. W takiej sytuacji Polonia zamierza wybudować stadion na co najmniej 30 000 miejsc, a idealnym rozwiązaniem byłoby pomieszczenie aż 40 tysięcy widzów (!). Oczywiście argumentem opowiadającym się za takim rozwiązaniem jest status Warszawy, jako dużej i znanej europejskiej stolicy, lecz czy nie jest to lekką przesadą? Przypomnimy, że 40-tysięczne stadiony to domy takich klubów jak Everton czy Juventus, a ich poziom, no cóż… jest ciut wyższy od „Czarnych Koszul”. Tak czy inaczej, ambicje są duże. Polonia w tym samym punkcie podaje 2 możliwe modele, według których budowa stadionu mogłaby przebiec. Pierwszy to sfinansowanie rozbudowy przez m. st. Warszawa i wynajęcie terenu oraz przekazanie zarządzania w ręce klubu (tak działa to w przypadku Legii). Natomiast drugą opcją jest w mojej opinii mniej realny plan, jakim jest, tu cytat: „wydzierżawienie przez Miasto terenu pod stadion spółce Polonia Warszawa S.A. i jego budowa oraz finansowanie również przez tę samą spółkę.”

Czy się uda? Czas pokaże. Jedyne co teraz wiemy, że plany są ogromne, a ich realizacja odległa. W tym momencie Polonia musi skupić się na wyjściu na prostą, awansie do 2. ligi i rozpoczęciu zarabiania z innych źródeł niż zewnętrzni sponsorzy, których w zasadzie zbyt wielu nie ma. Mimo tych marzycielskich planów o wielkim stadionie i europejskich pucharach wizja odbudowanego klubu jest zdecydowanie na wyciągnięcie ręki, a u wielu warszawskich kibiców znów pojawiła się nadzieja na równą rywalizację z Legią, wielką Polonię i kto wie, może w niedalekiej przyszłości derby w Ekstraklasie? Na to wszystko musimy poczekać, ale warto przyglądać się na bieżąco temu projektowi i wspierać go całym sercem, bo tak wielka marka, jaką jest warszawska Polonia, zasługuje na powrót na salony.

UDOSTĘPNIJ