Hubert Hurkacz ponownie sensacją na wielkim turnieju! Kilkanaście dni temu, jako debiutant Dubai Duty Free Tennis Championship pokonał w meczu drugiej rundy rozstawionego z jedynką Kei’a Nishikoriego. W ten sposób zasłużenie zwrócił na siebie uwagę całego tenisowego świata. Dziś Polak przekonał wszystkich, że jego pierwsze w karierze zwycięstwo z zawodnikiem najlepszej dziesiątki nie było przypadkiem. Kiedy Hurkacz wyeliminował z Indian Wells tegorocznego półfinalistę Australian Open – Lucasa Pouille’a na jego drodze ponownie stanął słynny Japończyk. Stawką był awans do czwartej rundy prestiżowych zawodów. Wrocławianin po raz drugi z rzędu udowodnił swoją wyższość, zwyciężając w całym spotkaniu 4-6, 6-4, 6-3. W kolejnym etapie jego rywalem będzie triumfator meczu Shapovalov-Cilic.
Walka z błędami, nieregularnością i ciałem
Początek spotkania nie należał do najlepszych w wykonaniu Polaka. Już w trzecim gemie pozwolił on rywalowi zdobyć przewagę przełamania. Hurkacz szukał swoich szans, ale Japończyk nie tracił koncentracji. Konsekwentna i ryzykowna gra wrocławianina sprawiła, że jego rywal kilkukrotnie musiał ratować się z opresji. Robił to jednak bardzo skutecznie, co uniemożliwiało wyrównanie niekorzystnego rezultatu. Bardzo niepokojąco zrobiło się, gdy Polak musiał skorzystać z przerwy medycznej. Tenisista zgłaszał problemy z lewym nadgarstkiem. Szczęśliwie po krótkiej interwencji fizjoterapeuty wrócił do gry. Na tym etapie rywalizacji Hurkacz grał bardzo nierówno. Po kilku znakomicie skonstruowanych akcjach zdarzała się mu seria prostych błędów. Nishikori także miewał momenty słabszej dyspozycji, ale na jego korzyść przemawiała przewaga przełamania. Po wygranym „na sucho” gemie Polak odbierał serwis, by przedłużyć swoje szanse w pierwszej partii. Zdołał obronić pierwszą piłkę meczową, ale już przy kolejnej Japończyk nie pozwolił się zaskoczyć.
Do ostatniej chwili
Druga odsłona rozpoczęła się od pewnego zwycięstwa Polaka przy własnym serwisie. Przeciwnik odpowiedział jednak równie spokojnie, konstruując bardzo efektowne akcje. Po zmianie stron Wrocławianin popisał się grą w defensywie, gdy Japończyk przy przewadze sytuacyjnej trzykrotnie nie był w stanie zakończyć wymiany smeczem. Tego rodzaju akcje, podobnie jak zagrywane tyłem do siatki loby cieszyły się aprobatą publiczności, ale nie wpłynęły na rozstrzygnięcie.
Nadzieją napawała lepsza niż w pierwszym secie dyspozycja Polaka w polu serwisowym, dzięki której nie pozwalał on rywalowi na kąśliwe returny. Korzystny wynik z pierwszej partii dawał jednak Japończykowi przestrzeń na swobodną i urozmaiconą grę. Sytuacja skomplikowała się gdy po kilku błędach Polaka, rywal stanął przed dwoma szansami na przełamanie. Hurkacz znakomicie wytrzymał presję i ofensywną grą zwycięsko wyszedł z tarapatów. Przy stanie 5-4 Nishikori zdradzał objawy zniecierpliwienia i nerwowości. Wrocławianin ponownie dojrzale zagrał w defensywie, wypracowując sobie pierwszą piłkę setową. Nie udało się jej wykorzystać, ale agresja i wytrzymałość w kolejnych wymianach pozwoliła mu przy trzeciej okazji zamknąć partię, wyrównując stan spotkania.
Zburzona japońska twierdza
Wszystko miało się rozstrzygnąć w trzecim secie. Decydująca odsłonę Polak rozpoczął z nieco niższym poziomem koncentracji. Nishikori nie zamierzał zmarnować okazji i już na otwarcie zapisał na swoim koncie przełamanie. Hurkacz nie zniechęcił się i po chwili zagroził rywalowi przy jego serwisie. Japończyk wybronił pierwszego break-pointa, ale wkrótce pojawiła się kolejna szansa. Po bardzo widowiskowej wymianie ciosów Polak zmusił przeciwnika do błędu świetnie uplasowanym passing shotem. Dzięki temu, potknięcie z początku partii mogło odejść w zapomnienie.
Przeciwnik Huberta Hurkacza sprawiał wrażenie coraz bardziej poirytowanego, co działało wyłącznie na jego niekorzyść. W połączeniu z nienagannym skupieniem wrocławianina doprowadziło to do dwóch szans na przełamanie. Nie udało się objąć prowadzenia na 3-1, ale cierpliwość i opanowanie Polaka przyniosły rezultaty po kilkunastu minutach. Przy stanie 3-2 Japończyk był już niemal wściekły. W efekcie, popełniając drugi w tym gemie podwójny błąd serwisowy poniekąd sam się przełamał. Znacząco podbudowało to pewność siebie Hurkacza, który wygrał następnie przy swoim podaniu. Do zwycięstwa w całym spotkaniu potrzebował już tylko jednego gema. Japończyk bardzo się starał, ale miał coraz większe trudności z opanowaniem emocji. Po nieco ponad dwóch godzinach Hurkacz wypracował sobie dwie piłki meczowe. Do historycznego sukcesu potrzebna była jeszcze jedna. Polak po pełnym dramaturgii pojedynku zameldował się w czwartej rundzie słynnego Indian Wells!
fot.www.dubaidutyfreetennischampionships.com