W niedzielę byliśmy świadkami kolejnego wyścigu będącego swoistym przygotowaniem do Ronde van Vlanderen. Tego dnia wielu kolarzy należących do światowej czołówki wzięło udział w Gandawa – Vevelgem. Bezkonkurencyjni okazali się kolarze ekipy Jumbo-Visma, którzy zaliczyli dublet wjeżdżając samotnie na metę.

Choć ta impreza nie należy do najtrudniejszych w kalendarzu, jej długość sprawia, że daje się we znaki uczestnikom. Kolarze w niedzielę mieli do pokonania łącznie 260 kilometrów po flandryjskich szosach. Największe trudności czekały w środkowej części trasy, która najeżona była krótkimi podjazdami. Ustępowały one na około 30 kilometrów przed metą. Później następował płaski odcinek z dojazdem do finałowej kreski w mieście Vevelgem.

Ucieczka dnia została uformowana dopiero po niemalże 100 kilometrach jazdy. W jej składzie znaleźli się: Mike Teunissen, Greg Van Avermaet, Yevgeniy Fedorov, Jelle Wallays, Lewis Askey, Johan Jacobs, Jenthe Biermans, Elmar Reinders, Milan Fretin, Aaron Van Poucke, Luca Van Boven, Guillaume Van Keirsbulck, Colin Joyce oraz Sandy Dujardin. Czternastka zawodników w szczytowym momencie osiągnęła około 4 minuty przewagi, która później stopniowo topniała wraz ze zbliżaniem się do kluczowych momentów wyścigu.

W niedzielę we znaki dała się niestety kapryśna belgijska pogoda. Jadący w sięgających w długich spodniach oraz kurtkach kolarze nie uniknęli kraks w zacinającym deszczu. Leżało wiele ważnych nazwisk, min. zwycięzca sprzed roku Biniam Ghirmay, Sam Bennett, Filippo Ganna, czy Jake Steward. Wypadki nie oszczędziły również Polaków – Łukasza Wiśniowskiego oraz Michała Kwiatkowskiego, którzy zmuszeni byli do wycofania z zawodów.

Prawdziwe ściganie rozpoczęło się na 80 kilometrów przed metą. Z peletonu ruszyła wtedy niezwykle zimna grupa dziewięciu kolarzy, w której pedałowali min. Christophe Laporte, Nathan van Hooydonck, Mads Pedersen oraz Matej Mohorić. Zaczęli oni gonić uciekających. Dogonili oni ucieczkę dnia gdy do końca pozostawało 63 kilometrów. Od tego momentu współpraca wyraźnie przestała się układać. Z tyłu napierał z kolei peleton pełen kolarzy żądnych powrotu do wali o końcowe zwycięstwo. W efekcie okazało się, że koniec końców akcja nie opłaciła się – grupy znowu się połączyły.

Decydujący okazał się podjazd pod Kemmelberg. To wtedy zabójcze tempo zaczął dyktować Wout van Aert. Jego koło utrzymał tylko kompan z drużyny Belga – Christophe Laporte. W peletonie nastąpiła chwila zawahania, dzięki której duet z Jumbo-Visma urwał się rywalom. Panowie zaczęli odjeżdżać reszcie stawki. Ich przewaga stopniowo rosła, a w grupie goniącej brak było zdecydowanej pogoni. W efekcie po chwili reprezentanci Belgii i Holandii mieli już 2 minuty przewagi nas peletonem. Wiadome stało się więc, że po triumf sięgnie ktoś z holenderskiej ekipy.

Kolarze postanowili załatwić sprawę polubownie, nie rywalizowali. Van Aert nijako „oddał” wygraną swojemu koledze. Panowie wjechali razem na metę, celebrując drugą wygraną w belgijskich klasykach w przeciągu trzech dni.

Przed nami ostatnia prosta prowadząca do flandryjskiej piękności. Kolarze w środę wystartują w będącym ostatnią próbą przed drugim monumentem w roku wyścigu Dwars door Vlaanderen. A już za tydzień, w niedzielę 2 kwietnia czeka nas jeden z najpiękniejszych kolarskich dni w roku – dzień rywalizacji w Roonde van Vlaanderen.   

UDOSTĘPNIJ
Jarosław Truchan
Sympatyk sportów wszelakich, ale przede wszystkim tenisa, kolarstwa i biathlonu. Prywatnie ogromny fan Rogera Federera, Ronniego O'Sullivana oraz Realu Madryt.