Po czterech meczach Biało-czerwoni zajmują w swojej grupie trzecią pozycję. Zostały im dwa spotkania z Czechami. To one rozstrzygną, czy my, czy nasi sąsiedzi będą cieszyć się z awansu na turniej finałowy. Dziś pierwsze starcie – wyjazdowe.
Kadrowicze przekonują: „Wiemy, że stać nas na pokonanie Czechów”. Dwa zwycięstwa zapewniłyby Polsce bezpośredni awans na turniej. O to będzie jednak bardzo ciężko. Czesi to nie jest reprezentacja, którą można pokonać ot tak. Ostatnie zwycięstwo Polaków nad nimi miało miejsce pięć lat temu. To jedyna wygrana naszych Orłów w starciu z tym rywalem na przestrzeni pięciu meczów. Raz udało się wywalczyć remis, a trzykrotnie Polacy schodzili z parkietu pokonani.
„Obie ekipy mają po 50 procent szans. Jedne detale wskazują na Czechów, drugie na nas. Gramy drugi mecz u siebie, co też nie pozostaje bez znaczenia, ale trzeba pamiętać, że jednak domowe spotkania bez kibiców mogą tracić trochę na wartości. Na razie jest 0:0, ważne, by w pierwszym meczu za dużo nie stracić” – mówi były selekcjoner reprezentacji Polski, Tomasz Aftański.
O tym, że Czesi są mocni, może świadczyć fakt, że wywalczyli oni awans na Mistrzostwa Świata, które odbędą się pod koniec roku. Są jedną spośród sześciu europejskich reprezentacji (oprócz gospodarza – Litwy), które zagrają na czempionacie globu.
Dziś punktualnie o 20:20 odbędzie się pierwszy mecz pomiędzy obiema reprezentacjami. Raczej nie powinniśmy się spodziewać czegoś nadzwyczajnego. Żadna z drużyn nie będzie chciała przekreślić swoich szans w pierwszym spotkaniu przez zbyt agresywną grę. Można powiedzieć, że będą to „futsalowe szachy”. Kto z nich wyjdzie zwycięsko? Mamy nadzieję, że Polska, ale wszystko rozstrzygnie się na parkiecie.
Autor: Dawid Lampa
