Wisła Kraków zaliczyła kolejny niezadowalający rezultat. „Biała Gwiazda” przegrała 1-0 w Lublinie z Motorem i pożegnała się z Fortuna Pucharem Polski na etapie 1/8 finału.

Na meczu w Lublinie mimo niekorzystnej pory (środa, 14:30) dopisała frekwencja. Na trybunach zebrało się 7561 kibiców, którzy mogli cieszyć oczy naprawdę dobrym meczem. Zaczął się on bardziej wyrównanie, niż przewidywano, gdyż przez 20 minut ekipy wymieniały się posiadaniem piłki i tworzyły mniej więcej podobne zagrożenie. Wkrótce to Motor wrzucił jednak wyższy bieg i niemal do końca połowy dominował Wisłę. Piotr Ceglarz świetnie wykorzystywał słaby dzień Bartosza Jarocha i tworzył wiele okazji na prawej stronie Motoru, a Ezana Kahsay skutecznie rozciągał obronę „Białej Gwiazdy” i bardzo aktywnie szukał okazji do grania.

Dobra gra Motoru owocowała wieloma dobrymi okazjami. Po faule Jarocha „Koziołki” prawie zamieniły rzut wolny na bramkę i stworzyły zagrożenie przy dwóch rzutach rożnych, które po nim nastąpiły. W 37. minucie Mariusz Rybicki był niezwykle blisko strzelenia bramki po wielkim błędzie w rozegraniu Mikołaja Biegańskiego, ale piłka minęła słupek. Wisła była w stanie odpowiedzieć, tworząc sobie tylko dwie realne okazje w tym czasie. „Biała Gwiazda” zdominowała ostatnie 5 minut połowy, ale na przerwę mimo tego zeszła z wynikiem 0-0.

Rozmowa w szatni przyniosła jakieś efekty, bo ekipa z Krakowa wyglądała bo powrocie na murawę nieco lepiej. 10 minut po wznowieniu rywalizacji została ona jednak ponownie przerwana, bo fani Wisły zaczęli rzucać na boisko racami. Chwilę później wtórowali im gospodarze, którzy odpalili fajerwerki, a po kilku minutach ponownej gry znów użyli pirotechniki. Cały stadion został zamglony przez dym, więc ponownie musieliśmy poczekać kilkaset sekund na powrót do akcji.

Motor Lublin 1:0 Wisła Kraków | 09.11.2022 | fot. Adam Wojtowicz

Wisła była bliżej strzelenia gola w pierwszym kwadransie drugiej połowy, ale na tablicy wyników pozostawał remis, więc Radosław Sobolewski zdecydował się na wytoczenie najcięższych dział. W 61. minucie na placu pojawił się Luis Fernandez, a w 79. Angel Rodado. Nie przyniosło to jednak efektów, a z czasem Motor zaczął coraz lepiej wychodzić spod pressingu i mecz znowu miał bardzo wyrównany obraz.

Kluczową akcję dla losów spotkania przeprowadził na prawej stronie Filip Wójcik. Boczny obrońca Motoru w 83. wdał się w błyskotliwy drybling i zszedł ze skrzydła do pola karnego, gdzie faulował go Bartosz Jaroch. Sędzia Marcin Kochanek słusznie podyktował rzut karny dla gospodarzy. Do piłki podszedł kapitan „Koziołków” Rafał Król i mocnym uderzeniem w prawy dolny róg bramki pokonał bramkarza Wisły.

Trybuny oszalały, a Motor – inaczej niż w meczu z Zagłębiem – wykorzystał swój moment, aby naciskać na rywala jeszcze bardziej. Przez pozostały kwadrans (sędzia doliczył 10 minut ze względu na długie przerwy) Wisła była zupełnie bezradna i mimo niekorzystnego wyniku stworzyła sobie tylko jedną sytuację. „Koziołki” miał jeszcze dwie dobre okazje do powiększenia prowadzenia, ale końcowo z wynikiem 1:0 awansowały po raz trzeci w historii do 1/4 finału PP.

Radosław Sobolewski na konferencji prasowej nie ukrywał zawodu uzyskanym wynikiem. – To, jak zaprezentowaliśmy się w dzisiejszym spotkaniu, to naprawdę jest skandal. Często są zarzuty takie „Czemu ten? Czemu nie tamten?”. Myślę, że po dzisiejszym spotkaniu dużo odpowiedzi padło. Gdy przejmowaliśmy inicjatywę i akcja, po której został podyktowany rzut karny, to już naprawdę ciężko mi do tego się odnosić w jak prosty sposób oddajemy to, co może należeć do nas. To wszystko o tym meczu – mówił zawiedziony szkoleniowiec.

Wydaje mi się że tutaj absolutnie nie możemy mówić o zlekceważeniu przeciwnika. Tu nie chodzi o wolę walki, o determinację, o zaangażowanie, bo ja swoim piłkarzom nie mogę nic zarzucić w tej kwestii po tym meczu. Natomiast brakuje mi realizacji pewnych rzeczy, które sobie zakładamy wcześniej i są różne powody tego, że ich nie realizujemy – komentował Sobolewski, odpierając zarzuty o nieodpowiednim przygotowaniu mentalnym.

W zupełnie innym nastroju był oczywiście szkoleniowiec Motoru, Goncalo Feio. 32-latek wygrał dziś szósty mecz w dziewięciu, w którym prowadził „Koziołki”. – Chciałem pogratulować moim piłkarzom  – zaczął Portugalczyk – Pierwsza połowa wymagała od nas bardzo dużo poświęcenia, bo Wisła po analizie naszego zespołu chciała wyjść spod naszego pressingu, a to wymagało sporo od naszych „ósemek”, wejścia na asekurację „dziesiątki” i dużo powrotów, żebyśmy złapali ten pressing w drugim, trzecim, czwartym tempie, o co nie jest łatwo. Oczywiście, momentami jakością, którą Wisła ma, zapchnęli nas do niskiej obrony. Broniąc nisko, mi się wydaje, że byliśmy solidną drużyną. Dobrze przesuwaliśmy, zamykaliśmy środek. Często mieliśmy piłkę otwartą i to nie był łatwy mecz z punktu widzenia wykorzystania tej piłki, bo parę razy dostaliśmy się za ich plecy, ale linia obrony zaczynała na to reagować. Po golu wyglądaliśmy jak dojrzała drużyna, to nie było tak że Wisła miała sytuację za sytuacją, tylko zarządzaliśmy meczem i ta końcówka jest bardzo budująca. Wielkie zwycięstwo dla tego zespołu, wielki dzień dla kibiców Motoru.

Feio z optymizmem zapatruje się również na dalszą rywalizację w Fortuna Pucharze Polski. – Obawiać się? Nie. Czego mamy się obawiać? Przygotowujemy się dobrze do każdego meczu, mamy świetny plan, ludzi z charakterem, którzy są oddani i poświęceni swojemu klubowi. W sporcie i w życiu ja nie rozumiem za bardzo strachu. To jest walka sportowa. Jeśli się boisz kogoś to nie wychodż, bo przegrasz. Więc obawiać się nie obawiamy się, szanować? Oczywiście, zawsze. Nie dajmy się zwariować, musimy pokornie stąpać po ziemi – mówił trener.

 

UDOSTĘPNIJ
Adam Franciszek Wojtowicz
"Bo czasem wygrywasz, a czasem się uczysz"