Statystyka w futbolu ma co raz większe znaczenie. Przygotowując swoją drużynę do meczu analitycy opierają się w dużej mierze na liczbach, które z roku na roku mówią coraz więcej o danej drużynie. Sposób gry, średnie pozycje zawodników, jakość stwarzanych sytuacji czy okoliczności, w których zespół najczęściej doprowadza do straty gola – to tylko niewielka część piłki nożnej, jaką można przedstawić za pomocą liczb. Przy okazji umiejętności dobrego czytania statystyk możemy wyciągnąć wiele wniosków z gry danej drużyny czy zawodnika. Dziś postaramy się sprostać temu zadaniu. Czy Leicester City w zwycięskim sezonie 15/16 zrobił wynik ponad stan? Czy Brighton Modera i Karbownika powinno być w „Big six”?  

Expected Goals, czyli przewidywane gole, to stosunkowo stary „wynalazek” na rynku piłkarskich statystyk. Wszystko zaczęło się w 1993 roku, kiedy to Vic Barnett i jego kolega Sarah Hilditch napisali artykuł o wpływie sztucznej nawierzchni na prawdopodobieństwo strzelenia gola. System zaczął się rozwijać. Jake Ensum, Richard Pollard i Samuel Taylor wzięli pod lupę 37 meczów Mistrzostw Świata w 2002 roku. Przeanalizowali wówczas 930 strzałów i 93 bramki, by dokładnie zbadać 12 czynników mających wpływ na sukces oddanego uderzenia. Doszli do wniosku, że wpływ na na jakość strzału ma pięć elementów: odległość od bramki, kąt od celu, odległość gracza oddającego strzał od najbliższego przeciwnika, podanie poprzedzające strzał (przede wszystkim wrzutka) oraz liczba zawodników z pola pomiędzy strzelcem a bramką. Po odpowiednim połączeniu tych wszystkich pięciu danych uzyskamy sumę w metryce „Expected Goals”, którą stosuję się także w innych dyscyplinach – na przykład w hokeju. 

Zwycięski sezon Leicester w Premier League. Szczęście czy efektywność?

Przenieśmy się pięć lat wstecz. W Premier League kończy się sezon 15/16, a jego niespodziewanym zwycięzcą zostaje Leicester City. Drużyna zdobywa Mistrzostwo Anglii z zaledwie 23 wygranymi meczami, co czyni ją jedną z dwóch zespołów Premier League w historii (od 1992), którym do mistrzostwa wystarczyło tak mało zwycięstw. 

Po przytoczeniu suchych faktów wnioski nasuwają się same. Jednym z nich jest zwiększenie rywalizacji, a co za tym idzie, poziomu w całej lidze. Doskonale przedstawia to sytuacja sprzed dwóch sezonów, kiedy to 30 zwycięstw nie pozwoliło Liverpoolowi wygrać Premier League. Drużyną zaś, która wówczas odniosła 23 wygrane (tyle, ile w zwycięskim sezonie Leicester), był czwarty Tottenham. 

Przewidywane punkty vs rzeczywistość. Wynik Leicester ponad stan

Podczas całego sezonu 15/16 w kontekście przewidywanych goli (xG), przypuszczanych straconych bramek (xGA) czy antycypowanych punktów (xP) drużyna Leicester była niedoceniana. Sądzono wówczas,  że zdobędą mniej bramek oraz oczek w tabeli, a gole będą o wiele częściej tracone.

Na podstawie całego sezonu wyliczono, że to drugi Arsenal, a nie Leicester  powinien zdobyć mistrzostwo. Natomiast różnica między nimi nie powinna wynosić dziesięć oczek na korzyść Lisów, lecz dziewiętnaście w przewadze Kanonierów. 

Jak to prosto wyjaśnić? Wyliczono bowiem, że Arsenal stwarza o wiele lepsze sytuacje niż Leicester (np. częściej wychodzi sam na sam, ma karne itp.), a zatem bramek na ich koncie powinno być o 9 więcej. Do tego zespół pod wodzą Arsene Wengera powinien stracić 3 gole mniej, co w ostatecznym rozrachunku dałoby im dodatkowe 6 punktów. Pomimo największych szans na mistrzostwo Arsenal musiał zadowolić się drugim miejscem w tabeli.

W porównaniu do Arsenalu w drużynie z Leicester wszystko wyszło zaś na odwrót, co zaskoczyło wszystkich fanów. Lisy straciły 9 goli mniej niż przewidywano (np. rywale nie wykańczali dobrych sytuacjach, bramkarze bronili trudne piłki itp.), a strzeliły tyle samo, ile stwarzali sobie dogodnych okazji – 68. Drużyna zaskoczyła jednak najbardziej w ilości punktów. Na koniec sezonu uzbierało się ich 81, choć z obliczeń powinno wyjść 68. Zespół był więc szczelniejszy w obronie niż przewidywano i skuteczniejszy w ataku. Nie bez powodu mówi się, że tak wspaniały wynik został zrobiony ponad stan.

via. nuevaeradeportiva.com

Wiele szans, goli brak. W czym podobny jest dzisiejszy Brighton do Arsenalu 15/16

Można zaryzykować stwierdzeniem, że Brighton & Hove Albion to najmniej przewidywalna drużyna w Premier League. Brak prawidłowości w zespole Grahama Pottera dotyka wielu sfer, a pierwszą, która rzuca się w oczy, to wyniki. Bezbramkowy remis z 18. w tabeli Fulham? Nic nie szkodzi! Wygrywamy z 9. Tottenhamem! Zwycięstwo z Liverpoolem? Nic nie szkodzi! Zremisujemy z 16. Burnley! I tak w kółko, choć drużynie Mew częściej przytrafiały się mecze bez happy-endu. 

Patrząc na cały sezon przez pryzmat statystyk, można się załamać: 5 wygranych w lidze (trzeci najgorszy wynik), 11 remisów (największy wynik w lidze) i 25 strzelonych bramek (więcej tylko od drużyn ze strefy spadkowej) to wynik niegodny trenera, który według Pepa Guardioli jest „najlepszym angielskim szkoleniowcem”. Mamy więc dwie skrajności: Brighton grające w kratkę, remisujące większość spotkań, strzelające mało bramek oraz Pepa Guardiolę, który gloryfikuje trenera wspomnianej drużyny. 

Zdjęcie

Okazje bramkowe są, punktów brak. Jaki jest największy problem Pottera?

„Rywalizowaliśmy z drużyną najlepszego angielskiego menedżera w Premier League.” „Gdybym był piłkarzem, chciałbym grać w jego drużynie.” „Jestem wielkim fanem Grahama Pottera.” – to tylko kilka z wielu pozytywnych wypowiedzi Guardioli o trenerze Brightonu. Choć słowa te rozpatrywać można w wielu kategoriach, to jedno jest pewne – hiszpański trener nie jest psychofanem Pottera i nie każdy szkoleniowiec może liczyć na takie pochwały ze strony jednego z najlepszych menadżerów na świecie. W skrócie – coś w tym jest.

By dogłębniej przyjrzeć się nowej drużynie Modera i Karbownika warto zwrócić uwagę na jej ofensywne nastawienie. Brighton to zespół z jedną z najmniejszą liczbą bramek. 25 goli w 24 kolejkach to nie za dużo. Gdy przyjrzymy się jednak ilości strzałów oddawanych na mecz, robi się ciekawiej. W ostatnim spotkaniu Brightonu z Aston Villą piłkarze Mew oddali 25 uderzeń na bramkę Emiliano Martineza, z czego 9 celnych. Na portalu WhoScored w pomeczowym raporcie napisano: „Brighton kreuje wiele szans, ma duże posiadanie piłki, doprowadzał do wielu szans sprzed pola karnego, tworzył dobre okazje ze stałych fragmentów gry” – wynik? 0-0. Jakie były negatywne wnioski w raporcie po spotkaniu? „Nie umieli wykończyć akcji”. 

Wcześniejsze mecze pokazują ogromny potencjał, ale tak samo wielką niemoc strzelecką:

  • 1-1 z Burnley „Tworzyli dobre okazje ze stałych fragmentów gry, byli bliscy strzelenia gola sprzed pola karnego.”
  • 1-0, wygrana z Liverpoolem: „Mieli wysoką częstotliwość strzałów, przy posiadaniu piłki, tworzą wiele dobrych sytuacji, dobre stałe fragmenty gry, ale nie umieli wykończyć akcji.”
  • 1-0, wygrana z Tottenhamem „Tworzą wiele dobrych sytuacji, dobre stałe fragmenty gry, ale nie umieli wykończyć akcji.”

Gdzie byłby Brighton, gdyby wykorzystywał swoje szanse?

Jak już wiemy, Brighton stwarza wiele szans, jednak strzela mało bramek i remisuje wiele spotkań. Wyliczono jednak, że gdyby wykorzystywał najlepsze sytuacje, które tworzy, miałby 33 a nie 25 goli, co znacznie poprawiłoby ich sytuacje w tabeli. Według portalu footballxg.com gdyby Graham Potter i spółka grali na miarę swoich możliwości, według wyliczeń plasowaliby się na 5. a nie na 15 pozycji, co oznaczałoby 39, a nie 25 punktów. Mewy byłyby wówczas przed Tottenhamem, Arsenalem czy Leicesterem, a więc wyprzedziłyby takie drużyny, o jakich (patrząc na tabele) mogliby pomarzyć. 

Jak to prosto wyjaśnić? Przez ostatnie kilkanaście kolejek analizowaliśmy drużynę Brightonu. Za każdym razem, gdy przegrywała lub remisowała mecz, miała wyższy czynnik xG od przeciwnika – stwarzała lepsze sytuacje. Mimo to na sam koniec musiała przegryźć gorycz porażki.

Zespół jak zegar – wszystko musi trybić 

Na myślimy, jak powinien funkcjonować zgrany i dobry zespół (nie tylko sportowy), przypomina się familijny film „Iniemamocni”. Jedną z ważniejszych scen w produkcji jest moment, w którym szef dużej korporacji tłumaczy funkcjonowanie firmy swojemu pracownikowi – emerytowanemu agentowi, który musiał porzucić ratowanie świata i zacząć „normalne” życie. Mówi on, że dobra firma jest jak zegar, w którym wszystko musi działać, a każda część powinna być naoliwiona, bo nawet najdrobniejszy szczegół może doprowadzić do zatrzymania czasomierza. Tak samo jest z zespołem Grahama Pottera – wiele rzeczy funkcjonuję na świetnym poziomie, ale to ostatecznie szczegóły decydują o końcowym zwycięstwie. W przypadku Mew możemy mówić o braku szczęścia czy psychicznej blokadzie co ostatecznie może wpływać na największy problem – brak skuteczności.

Ostateczny wynik (jakość stwarzanych sytuacji):

Przyszłość Pottera

Graham Potter to człowiek, którego –  pomimo 15 miejsca w tabeli –  nie można zwolnić. Władze Brightonu już od dłuższego czasu trzymają nerwy na wodzy, bo wierzą w ostatecznie powodzenie projektu. Dobra gra zespołu nie przekłada się jeszcze na wyniki, ale dalekowzroczni fani, umiejący patrzeć na futbol z szerokiej perspektywy, mogą zauważyć ciągły postęp i coraz lepszy styl drużyny. W oczy rzuca się także progres, którym niewątpliwie były dwa zwycięstwa nad dużymi choć słabo dysponowanymi (co widać po xG przeciwników) rywalami.  

Jedno jest pewne: projekt pod tytułem Graham Potter i Brighton może odnieść sukces. Potrzeba jest cierpliwość działaczy, prezesów fanów oraz… trochę większa skuteczność napastników w polu karnym rywala. Kuba Moder i Michał Karbownik trafili w dobre ręce. Ręce trenera przyszłości.

UDOSTĘPNIJ
Miłosz Michałowski
Piszę przede wszystkim o piłce nożnej, czasem o tenisie i żeglarstwie. W wolnym czasie zajmuję się muzyką i uprawiam sport.