Każdy twierdzi, że taki zespół jak Ferrari musi mieć mistrzostwo konstruktorów, a ich kierowca powinien zdobyć tytuł wśród zawodników. Od 2008 roku ani razu nie wygrali w żadnej z tych klasyfikacji. Mieli dostępnych najlepszych zawodników w danych momentach. Felipe Massa i Kimi Raikkonen byli przez moment najlepsi, Fernando Alonso do tej pory jest tak traktowany, Sebastian Vettel, który cztery razy wygrał w Red Bull Racing nadal ma okres posuchy w czerwonym bolidzie.

Początki w 2008

Tamten sezon był dla Felipe Massy prawie mistrzowski. Przez parę sekund był mistrzem świata, potem przez błąd Timo Glocka, Lewis Hamilton wskoczył pozycję wyżej i został mistrzem dzięki większej ilości punktów. Zaczęło się to wcześniej, między innymi w GP Singapuru, podczas którego Felipe wyjechał z alei serwisowej z wężem do tankowania paliwa. W tamtym momencie nikt nie przewidywał, że to będzie ważne wydarzenie. Jednak według mnie jest ono bardzo ważne. Brazylijczyk w tamtym momencie wyścigu nie poradził sobie ze stresem, wyjechał za szybko, a problem z maszyną tankującą także zrobił swoje. W Ferrari wtedy wszystko się zaczęło. Zapytacie pewnie: Co takiego? Marnowanie szans na tytuł. Przez słaby bolid, błędy taktyczne, błędy kierowców. To są czynniki dzięki którym Scuderia Ferrari nie ma do tej pory mistrzostwa. W kolejnych sezonach potencjał samochodu malał z roku na rok, mimo tego w latach 2010 i 2012, Fernando Alonso miał spore szanse na powrót na szczyt, ale zostały one koncertowo zaprzepaszczone. Najdobitniejszym przykładem jest wyścig o GP Abu Dhabi 2010, gdzie Hiszpan miał autostradę do mistrzostwa, która została zamieniona w drogę męki za Vitalijem Pietrowem. Błąd taktyczny w ekipie z Maranello spowodował, że Nando utknął za kierowcą Renault i miał gigantyczny problem z wyprzedzeniem go. Tym sposobem zaprzepaszczono szansę na powrót na tron we Włoszech.

Ależ piękna tragedia.

Ta sytuacja zmieniła się jedynie w momencie gdy Ferrari nie było w stanie walczyć o zwycięstwa w wyścigach. Wtedy było wiadomo, że żaden z zawodników nie będzie miał szans na tytuł. Od 2017 roku sytuacja jest zwyżkowa. Silnik włoskiej ekipy wreszcie doganiał potencjał jednostek Mercedesa, a i zawodnicy mieli szansę na więcej. Po połowie sezonu prowadził Sebastian Vettel, ale potem sporo błędów, między innymi Grand Prix Singapuru i kolizja z Kimim Raikkonenem i Maxem Verstappenem. Tym zmarnował sobie większe szanse na jakąś poważniejszą walkę z Lewisem Hamiltonem. W tym roku można było twierdzić, że jest pięknie, aż noga mięknie. Od wyścigu w Australii, bolidy Scuderii Ferrari były szybsze od tych Mercedesa, a na antypodach stratedzy z Włoch pokonali taktycznie swoich niemieckich kolegów, co powodowało twierdzenia, że jednak ludzie odpowiedzialni za strategie znają się na swojej pracy. 

Nic bardziej mylnego. Stratedzy zespołu z Maranello czasem przypominają stado małp. Bez obrazy dla tych sympatycznych zwierząt oczywiście. Konsekwentnie marnują okazję swoim zawodnikom. Przypadki takie jak, pit stop Raikkonena podczas GP Niemiec, gdy Vettel już wypadł był idealnym pomysłem. Gdyby wtedy na torze był tylko zawdonik Ferrari było by fajnie. A skończyło się naprawdę marnie! Podobnie było we Włoszech na Monzy. Kimi został zbyt wcześnie ściągnięty do mechaników na swój pitstop, dzięki czemu jego opony w końcówce wyścigu nadawały się do wyrzucenia. Miał dużą szansę na zwycięstwo, ba nawet na duże punkty dla zespołu, ale on właśnie zawiódł. Nie miał jak obronić się przed atakami Lewisa Hamiltona i tym sposobem znów Mercedes górował. Można błędy strategów Ferrari liczyć podczas każdego weekendu i jest ich za dużo! Nawet wczoraj podczas 3 treningu Kimi został wypuszczony na tor, po czym kazano mu się zatrzymać, ponieważ nie przejedzie okrążenia pomiarowego. Pozostaje pogratulować.

Bezlitosne indywidua

Sebastian Vettel to czterokrotny mistrz świata z Red Bull Racing. Przechodził do włoskiej ekipy z nadzieją na kolejne mistrzostwa. I w tym sezonie ma do tego autostradę, ale i tak nie potrafi tego wykorzystać. W Australii jeszcze się udało ale z kolejnymi wyścigami było gorzej. Azerbejdżan, a więc moment w którym Niemiec mógł trochę zaczekać i wyprzedzić Bottasa, zagotował się i przestrzelił hamowanie do zakrętu nr 1 i spadł na miejsce czwarte. Potem przyszedł czas na Francję i kolejny błąd indywidualny. Vettel zaliczył kontakt z Valterim Bottasem i miał zniszczony wyścig. Zapunktował, ale nie tak dobrze jak mógł. Domowe Grand Prix było teoretycznie idealne dla Niemca. Prowadzenie od początku, do momentu deszczu. Lekko pokropiło i jadąc na oponach na suchy tor, każdy mądry zawodnik próbowałby jechać ostrożniej, a co zrobił Seb? Przestrzelił hamowanie w jednym z wolniejszych punktów toru, po czym wylądował w żwirze i ścianie, tym sposobem nie ukończył wyścigu. Podczas wyścigu na Monzy był zawiedziony tym, że jego kolega zespołowy go pokonał w kwalifikacjach, a potem chciał wygrać wyścig na pierwszym okrążeniu. Chciał zaatakować Kimiego, a musiał się bronić przed Lewisem który atakował zgodnie z linią wyścigową. Seb nie miał miejsca i odbił się od bolidu mercedesa, a potem zaliczył obrót. Dojechał na czwartym miejscu, a mógł wygrać, startował przecież z 2 pozycji….

Scuderia Ferrari i Sebastian Vettel są mistrzami! Zdobywają tytuł w najlepszym marnowaniu okazji do jego zdobycia. Najgorsze jest to, że nie potrafią wykorzystać potencjału bolidu, który jest najlepszy w stawce. Jednego jestem pewien, Sebastian Vettel raczej nie zdobędzie mistrzostwa w barwach zespołu z Maranello. Nie jest tak silny psychicznie na czynniki zewnętrzne, jak powinien być mistrz świata.

Mateusz Lamch

FOT.rt.com
UDOSTĘPNIJ
Avatar
Jedyne takie sportowe radio internetowe. RadioGOL.pl jako pierwsze w Polsce oferuje profesjonalną współpracę z klubami sportowymi, dla których prowadzone są regularne relacje NA ŻYWO. Ponadto serwis oferuje artykuły, transmisje, komentarze i analizy profesjonalnych ekspertów, specjalizujących się w szerokim wachlarzu dyscyplin sportowych.