W niedzielę zakończył się ostatni w tym roku turniej rangi ATP Masters 1000. W paryskiej hali Bercy Novak Djoković i Holger Rune zafundowali nam fantastyczne widowisko, w którym po trzech setach niezwykle zaciętej walki lepszy wynikiem 3:6,6:3,7:5 okazał się młody Duńczyk.

Przed rozpoczęciem finału raczej mało kto stawiał na rewelacyjnego dziewiętnastolatka. Mający za sobą serię trzech finałów z rzędu Holger mógł co prawda poszczycić się pokonaniem w Paryżu czterech tenisistów z top 10 światowego rankingu, lecz finałowe spotkanie, zwłaszcza z Novakiem Djokoviciem, to zupełnie inna liga i dyscyplina. Siłą starszego o 16 lat od swojego rywala Serba było jego doświadczenie. Djoković już po raz 56. stawał do meczu o tytuł w imprezie tej rangi, a paryską halę z pewnością można nazwać jego królestwem – wygrywał tam rekordowe sześć razy. Potencjalne widowisko było więc zależne od Duńczyka, a dokładniej mówiąc od tego, czy w obliczu takiej presji zdoła zaprezentować tenis z wcześniejszych rund i postawić się byłemu liderowi rankingu ATP.

Pierwszy set mógł w serca oglądających to spotkanie wlać pewien niepokój co do dalszych losów tej konfrontacji. Wyraźna dysproporcja pomiędzy grą obu zawodników spowodowała, że „Nole” szybko przełamał nieokrzesanego z wielkimi kortami rywala i wysunął się na przewagę 3:1. Solidna graSerba i słabsza dyspozycja reprezentanta Danii spowodowały, że do końca partii Rune nie zdołał wypracować sobie choćby break pointa i przegrał 6:3. Po wznowieniu gry powtórzyła się sytuacja z półfinałowego meczu Novaka ze Stefanosem Tsitsipasem – w sobotę zwycięzca tegorocznego Wimbledonu również łatwo wygrał pierwszego seta, a w drugim do głosu doszedł tenisista stojący po drugiej stronie siatki. Holger wygrał pierwszy gem serwisowy Djokovicia, po czym do końca bronił swojego podania. Gra reprezentanta Danii wreszcie zaczęła przypominać tę z poprzednich meczów. Ryzyko, polot, uderzenia ocierające się o tenisowe niebo sprawiły, że Rune poderwał z siedzeń tysiące ludzi na trybunach i doprowadził do trzeciego seta. Decydująca partia rozpoczęła się w identyczny sposób do pierwszego seta tego spotkania – od przełamania Djokovicia na 3:1. Powtórka sprzed parudziesięciu minut, gdy nastolatka z Kopenhagi być może nieco powstrzymywała presja jego pierwszego występu w finale imprezy rangi ATP Masters 1000 byłaby jednak za prosta. Już w kolejnym gemie Rune odrobił stratę do swojego oponenta i dał całemu światu jasny sygnał – będzie się działo! Kolejne gemy w wykonaniu obu panów to gra niejednokrotnie dotykająca granic tenisowego absolutu. Gdyby za każdą sytuację, w której publika zgromadzona na trybunach łapała się za głowy organizatorzy płacili 5 euro na rzecz państwa, budżet Republiki Francuskiej zostałby srogo zasilony. Akcje podnoszące telewidzów z foteli oraz wymiany wymykające się z granic ludzkiej wyobraźni sprawiły, że walka szła punkt po punkcie, gem za gemem, zmierzając w stronę tie-breaku. Wielu uważało, że to byłoby najuczciwsze rozwiązanie – najsprawiedliwszym rozstrzygnięciem takiego meczu mogłaby być tylko dogrywka na małe punkty. Novak, jak zawsze, grał solidnie przy swoim serwisie, Holger nie dawał po sobie poznać jakiejkolwiek słabości, wszystko układało się tak jak powinno. Nagle przy stanie 5:5, podczas gema serwisowego Serba, na tablicy wyników pojawił się rezultat 0:30. Oznaczało to, że Duńczyk był zaledwie dwie piłki od przełamania i możliwości zakończenia meczu przy własnym serwisie. Tenisista z Belgradu zaczął odrabiać straty, lecz odrobienie dwóch punktów z rzędu  nie uchroniło go przed koniecznością bronienia break pointa. Rune miał do tej pory tylko jedną piłkę na przełamanie, którą wykorzystał parę minut temu. Tym razem również Holger nie wypuścił z rąk okazji podarowanej mu przez przeciwnika i po raz drugi w czasie gdy Novak delikatnie opuścił delikatnie gardę zadał niezwykle silny i bolesny cios. 6:5 dla Rune i serwis Duńczyka – tak blisko i tak daleko. Podczas schodzenia na przerwę zaledwie cztery punkty dzieliły go od triumfu w stolicy Francji. O dwunastym gemie trzeciego seta można by było napisać osobny artykuł, a nawet i książkę. Powiedzieć, że dostaliśmy w nim wszystko to nic nie powiedzieć. Oczywiście taki mecz nie mógł się zakończyć szybkimi czteroma asami serwisowymi. Panowie spędzili na korcie aż 17 minut – to prawie połowa czasu trwania całej pierwszej partii! Ogromną wagę każdej z piłek było widać po zachowaniu Duńczyka. Holgerowi często brakowało charakterystycznego dla niego luzu – wiele uderzeń mówiąc w tenisowym żargonie było „elektrycznych”, a po niektórych wolejach piłka zachowywała się tak jakby była odbita od deski do krojenia a nie od rakiety. Ogromne obciążenie z jakim musiał zmagać się Rune nie ochroniło reprezentanta Danii od konieczności bronienia aż sześciu break pointów. Jednakże każda z okazji jakie miał Novak do odprowadzenia do tie-breaka kończyła się wygraniem punktu przez dziewiętnastolatka. Holger wykorzystał drugą z piłek meczowych, po zakończeniu której padł wyczerpany wykańczającą grą na parkiet. Wielki triumf Duńczyka stał się faktem!

Z pewnością można wysnuć tezę, że był to jeden z najlepszych meczów sezonu. Panowie zapewnili nam wspaniałe widowisko, które z pewnością rozświetliło pochmurny dzień listopadowej niedzieli. Dostaliśmy prawdziwe meczycho przez wielkie M. Po takim turnieju nazwisko Holgera Rune z pewnością nie będzie już anonimowe dla szerszej publiki – zdetronizował gladiatora w jego arenie, a stylem w jakim tego dokonał z pewnością zaskarbił sobie serca wielu sympatyków tego sportu.            

UDOSTĘPNIJ
Jarosław Truchan
Sympatyk sportów wszelakich, ale przede wszystkim tenisa, kolarstwa i biathlonu. Prywatnie ogromny fan Rogera Federera, Ronniego O'Sullivana oraz Realu Madryt.