W piątek dobiegła końca pierwsza faza wieńczącego tenisowy sezon turnieju ATP Finals. Po niezwykle emocjonujących meczach w grupie czerwonej poznaliśmy komplet półfinalistów.

Choć obsadę pierwszego singlowego meczu stanowili Danił Miedwiediew i Novak Djokovic, tak znakomicie obsadzone spotkanie nie miało żadnej wagi – Serb był pewien awansu do półfinału z pierwszego miejsca w grupie, podczas gdy jego rywal na pewno żegnał się z turniejem po fazie grupowej. Panowie z konfrontacji o przysłowiową „pietruszkę” zrobili jednak niesamowity spektakl, który przerodził się w bój będący mocnym kandydatem do jednego z najlepszych meczów sezonu. Pierwszy set przebiegł jednak dość spokojnie. Novak przełamał swojego rywala na 5:3, po czym dowiózł swoją przewagę do końca. Po wznowieniu gry dyspozycja rekordzisty pod względem tygodni spędzonych na pozycji lidera rankingu ATP nie była już taka sama. Co ważne, problemy zdrowotne Djokovicia osiągnęły swoje apogeum w kluczowym momencie drugiej partii, czyli w jej końcówce. Tie-break, który po świetnej dyspozycji w gemach serwisowych obu panów (do tanu 5:4 obejrzeliśmy zaledwie dwa break pointy) rysował się w głowach wszystkich oglądających to spotkanie wcale nie wydawał się taki oczywisty, gdy Serb musiał bronić trzech piłek setowych przy stanie 4:5 i swoim serwisie. Novak zdołał wydobyć ze swojego organizmu pokłady drzemiącej w nim olbrzymiej mocy i wyrównał doprowadzając do dogrywki, w której stosunkiem 7-5 lepszy okazał się Danił. Przed decydującym setem zbliżenie kamery na siedzącego Djokovicia wywołała wątpliwości, czy Novak nie zdecyduje się poddać tego meczu, ale przede wszystkim obawy o jego zdrowie – reprezentant Serbii dosłownie trząsł się w oczekiwaniu na wznowienie gry. Scenariusz na trzecią partię był oczywisty i przewidywalny – „Nole” starał się skracać akcje do minimum aby nie eksploatować swojego organizmu podczas gry celem Miedwiediewa było to, aby po zakończonych wymianach realizator prezentował rekordowe wartości przelotów piłki nad siatką. I trzeba przyznać że realizacja planu lepiej powiodła się finaliście tegorocznego Australian Open, czego najlepszym dowodem był trwający około piętnastu minut dziewiąty gem. Wydawało się, że był to moment rozstrzygnięcia meczu – po istnej tenisowej rzezi Miedwiediew wykorzystał drugą piłkę na przełamanie i odskoczyc z wynikiem na 5:4. Dla Daniła nie było nic prostszego – wystarczyło wygrać gema przy swoim serwisie i zwycięstwo na koniec swojej przygody z ATP Finals 2022 stałoby się faktem. Jednakże tak proste zakończenie po trzech godzinach bajecznego meczu byłoby oczywiście za proste. Będący na wycieńczeniu fizycznym i umordowany poprzednim gemem Djoković odrodził się niczym feniks z popiołów porażki, która wydawała się nieunikniona. Powrót do meczu wprawił publiczność w Turynie w szał oraz sprawił, że większość z bezstronnych w tym meczu kibiców życzyła Serbowi zwycięstwa. Idealny scenariusz wypełnił się – o wszystkim miał zadecydować tie-break. Dogrywka nie była jednak choć w najmniejszym stopniu tak ciekawa i wyrównana jak poprzedzające je dwanaście gemów. Djokovć szybko odskoczył z wynikiem i zwyciężył 7-2 triumfując w całym meczu 6:3,6:7,7:6. To był zdecydowanie najlepszy mecz tego turnieju i jedno z najwybitniejszych spotkań drugiej części tego sezonu. To czego dokonał Novak, powrót i wygranie meczu z takim rywalem będąc momentami w fizycznej ruinie, daje najlepszy dwód tego jak wybitnym zawodnikiem jest Serb – niewielu a może nawet i żaden z tenisistów grający obecnie w tourze nie zdołałby się podnieść z takiego stanu. Z kolei określenie „tie-break trzeciego seta” będzie z pewnością przyczyną koszmarów sennych Miedwiediewa w najbliższym czasie – Danił w Turynie rozegrał trzy mecze, z których każdy kończył się jego porażką po trzynastym gemie w decydującej partii.

Przed piątkiem jedyną niewiadomą było to, kto w sobotnim półfinale zmierzy się z Casperem Ruudem. O drugie miejsce w grupie czerwonej walczyli Andriej Rublow i Stefanos Tsitsipas. Na początku spotkania siódmy tenisista globu ewidentnie nie był w sosie – psuł wymiany na potęgę, a swoją bezradność okazywał krzycząc i rzucając rakietą o kort. Sprawiło to, że pierwszy set upłynął bez historii i zakończył się szybką wygraną Greka 6:3. W drugim secie panowie szli łeb w łeb nie dając sobie szans na przełamanie. Rublow odnalazł wreszcie swój tenis i zaczął prezentować świetną grę, czego efektem były break pionty przy stanie 4:3. Andriej wykorzystał drugą z okazji do przełamania i sprawił, że drugi set zakończył się, podobnie hak pierwszy, wynikiem 6:3 tym razem dla starszego z zawodników. O przebiegu trzeciej partii nie można napisać skupiając się wyłącznie na tym co działo się na korcie – tam doszło do utrzymania świetnej dyspozycji Rublowa i kompletne posypanie się gry Tsitsipasa. Wpływ na słabą dyspozycję reprezentanta Grecji miało jednak skandaliczne zachowanie w jego boksie. Napięta atmosfera budowana przez rodziców Stefanosa dała kolejny przykład na to, że czasami rodzina stanowi poważną przeszkodę w osiągnięciu sukcesu w tym sporcie. Trudno więc było Grekowi w obliczu „wojny domowej” nie skupiać się na tym co na trybunach prezentowali sobą tata Apostalos oraz mama Julia Sarnikova i skupić się na grze. Była więc to przede wszystkim porażka całej rodziny Tsitsipasów. Niemniej jednak nie umniejszajmy w niczym Rublowowi – Andriej zagrał fantastycznie i w pełni zasłużenie znalazł się w gronie czterech najlepszych tenisistów tego turnieju gładko wygrywając trzeciego seta 6:2.

Triumfatora piątkowego meczu o awans czeka bardzo trudne zadanie – Rublow swój mecz zakończył późnym wieczorem i będzie miał niewiele czasu na regenerację przed półfinałem z Casprerem Ruudem, który zostanie rozegrany jako pierwsze sobotnie spotkanie ½ finału (o 14:00). Drugim finalistą zostanie lepszy z pary Djoković-Fritz – ta konfrontacja rozpocznie się o 21:00.        

UDOSTĘPNIJ
Jarosław Truchan
Sympatyk sportów wszelakich, ale przede wszystkim tenisa, kolarstwa i biathlonu. Prywatnie ogromny fan Rogera Federera, Ronniego O'Sullivana oraz Realu Madryt.