Sport pod niemal każdą postacią towarzyszył mu przez prawie całe życie. Jako młody chłopak grał w salonie swojego rodzinnego domu w baseball. Zanim pokochał siatkówkę sześć lat życia poświęcił piłce ręcznej. Niewielu wie o tym, że od kilkunastu lat z zamiłowaniem śledzi rozgrywki Serie A. Sam próbował sił na murawie, ale swoją przyszłość związał z siatkarską halą. Dziś ma 21 lat i jako jeden z dwóch przedstawicieli drużyny „złotych chłopców” trenera Pawlika zdobył zaufanie Vitala Heynena. Dzięki temu przywiózł z Turynu złoty medal seniorskich Mistrzostw Świata. Na co dzień bryluje w Plus Lidze jako podstawowy zawodnik ONICO Warszawy. Dziennikarzom RadiaGOL opowiedział o tym, jak pozostając prywatnie wiernym kibicem Interu Mediolan, stał się jednym z najlepszych siatkarzy na świecie.

Czy pamiętasz chwilę kiedy postanowiłeś postawić w swoim życiu na siatkówkę?

Taki przełomowy moment miał miejsce chyba wtedy, gdy zadzwonił do mnie trener Kubiak, prywatnie ojciec Michała. Zaproponował mi przeniesienie się do Jastrzębskiego Węgla, a ja wiedziałem, że to klub z dużymi tradycjami i bardzo dobrym zapleczem. To była chwila, gdy postanowiłem już w 100% postawić na siatkówkę i oddać się temu sportowi.

Osiągnięcie w tak młodym wieku poziomu sportowego jaki reprezentujesz kosztuje wiele wyrzeczeń?

Według mnie to kwestia bardzo indywidualna. Niektórzy lubią imprezować – inni nie, ale kiedy wyjeżdża się tak, jak ja w wieku 13 lat do internatu na pewno trzeba szybciej dorosnąć. Trochę inaczej zaczyna się wtedy patrzeć na świat. Pewnym wyrzeczeniem jest zawsze czas wolny, bo jego jest rzeczywiście mało. To wszystko składa się na ogólną zmianę stylu życia.

Wspomniałeś o Jarosławie Kubiaku – on w jednym z wywiadów zaznaczał, że dostrzegł Twój potencjał, bo miałeś bardzo waleczny charakter i pokazywałeś to na boisku. Zawsze tak było, czy takie podejście wykształciło się w Tobie w miarę upływu czasu?

Ja po prostu tak mam, że ani w życiu, ani na boisku nie odpuszczam. Kiedy sobie coś zaplanuję, to zrobię wszystko co możliwe, by to osiągnąć.  Myślę, że boisko oddaje przede wszystkim to, jacy jesteśmy poza nim. Rzadko się zdarza, żeby ktoś bardzo spokojny w życiu prywatnym w trakcie gry wystrzelał z jakimś implusywnym zachowaniem. W moim przypadku jest tak samo, taki właśnie jestem. Dobrze, że trener Kubiak to we mnie zauważył i na mnie postawił. To był na pewno przełomowy moment dla mojej kariery.

Jak wspominasz swój debiut w seniorskiej reprezentacji narodowej?

Szczerze mówiąc – nie za wiele pamiętam (śmiech). Towarzyszyło mi wtedy bardzo dużo emocji. Tym bardziej, że mecz rozgrywany był w katowickim Spodku, czyli takiej siatkarskiej mekce. To dla mnie bardzo pozytywne wspomnienie i na pewno pozostanie ze mną na zawsze.

Fabian Drzyzga powiedział kiedyś, że przez pierwsze miesiące pracy z Vitalem Heynenem musieliście się go trochę “nauczyć”. Zdaniem naszego rozgrywającego szczególnie trudne mogło to być dla młodszej części drużyny, bo trener jest impulsywny i zawsze szczery. Miałeś problemy z tym, żeby dostosować się do jego sposobu prowadzenia zespołu?

Zgadzam się z Fabianem, że na początku trzeba było przyzwyczaić się do nieco odmiennego stylu pracy Heynena. Jeśli chodzi o mnie, to odbieram Vitala bardzo pozytywnie. Być może właśnie dlatego, że jest taki szczery. Nikt chyba nie lubi dwulicowych ludzi, którzy mówią jedno, a robią drugie. Oczywiście można powiedzieć, że przez pewien czas trochę się “docieraliśmy”, ale ostatecznie udało się zdobyć złoto Mistrzostw Świata. Zaakceptowaliśmy się wszyscy nawzajem i między innymi dlatego tak się to wszystko potoczyło.

Stupid games – czyli zabawne gry ruchowe stosowane przez trenera Heynena zamiast rozgrzewki. Bardzo się zdziwiłeś, kiedy miałeś po raz pierwszy przyjąć zagrywkę wózkiem sklepowym, by potem trafić do niego w ataku? 

Właściwie teraz takie formy rozgrzewki są coraz popularniejsze i powoli przestają dziwić. Oczywiście w przypadku Heynena był w nich wyjątkowo dużo improwizacji, dlatego z boku wydają się bardzo zabawne. Tak naprawdę wielu trenerów stosuje obecnie takie metody, więc nie byłem bardzo zaskoczony.

Grasz na tej samej pozycji co Michał Kubiak i wielu uważa, że macie podobny temperament. Coraz częściej pojawiają się głosy, że pewnego dnia będziesz mógł zastąpić naszego obecnego kapitana. Jak się odnosisz do tych porównań?

To bardzo miłe, kiedy porównują Cię do tak wielkiego zawodnika, jakim jest Kubi. On naprawdę  osiągnął w siatkówce bardzo dużo, ale ja mimo wszystko nie chcę być Michałem Kubiakiem. Jestem sobą  i być może mamy podobny charakter, ale pewnie jest wiele takich osób. To fajne uczucie kiedy się mówi, że mógłbym kiedyś  Michała zastąpić, ale na tej pozycji konkurencja jest duża. Ja będę ciężko trenował i zobaczymy jak się wszystko ułoży. Mam nadzieję, że pewnego dnia znajdzie się dla mnie miejsce w pierwszej szóstce.

Kiedy podczas Mistrzostw Świata w drużynie pojawił się kryzys, trener szukał nowych rozwiązań i często posyłał na boisku także Ciebie. Jako debiutantowi towarzyszyła Ci wtedy trema?

Nie, nie odczuwałem tremy. Myślałem tylko o tym, by możliwie najbardziej pomóc drużynie. Dla mnie, jako dla młodego zawodnika występ na Mistrzostwach Świata był spełnieniem marzeń, dlatego pluł bym sobie strasznie w brodę, gdybym tych okazji nie wykorzystał.

Czy złoty medal Mistrzostw Świata nie powoduje, że czasami wymaga się od Ciebie w klubie trochę za dużo?

Nie, to częściej ja zbyt dużo od siebie wymagam. Normalnym jest, że po takim sukcesie patrzy się na zawodnika trochę inaczej i dlatego odpowiedzialność na moich barkach jest większa, ale to dobrze. Dzięki temu wiem, że podnoszę moją grę o poziom do góry. Widzę, że podczas meczu coraz częściej patrzy się w moją stronę i cieszy mnie to. Taki dodatkowy bodziec jeszcze bardziej motywuje mnie do ciężkiej pracy.

ONICO Warszawa zajmuje aktualnie drugą pozycję w tabeli Plus Ligi i jest jednym z głównych pretendentów do zdobycia tytułu Mistrza Polski. Znajdziecie do końca sezonu sposób na ZAKSĘ Kędzierzyn-Koźle?

Na pewno będziemy się bardzo starali, ale nie mogę niczego obiecać. Siatkarze ZAKSY nie prezentują siatkówki z jakiejś zupełnie innej galaktyki, ale grają bardzo solidnie i mądrze. Ważne jest to, że trzon ich zespołu buduje trzech-czterech tych samych zawodników. Dzięki temu poszczególni gracze znają się nawzajem na tyle dobrze, że mają wypracowane pewne automatyzmy. To jest ich duży atut i między innymi dlatego tak trudno z nimi wygrać.

Jak wpłynęła na rozwój twoich umiejętności, jako przyjmującego współpraca ze Stephanem Antigą i jak odnosisz się do informacji, że od przyszłego sezonu nie będzie on prowadził ONICO Warszawy?

Stephane pomógł mi opanować niektóre elementy techniczne, bo sam grał na pozycji przyjmującego. To sprawia, że jako trener może przekazać sporo cennych wskazówek i skorygować błędy. Jeśli chodzi o decyzję o zakończeniu współpracy z nim przez władze ONICO, to nie mnie ją oceniać. W świat poszła taka informacja, a to jak zarząd i Stephane się w tej kwestii dogadali pozostaje wyłącznie ich sprawą .

Na początku stycznia miałeś epizod z drobną kontuzją. Czy kiedykolwiek w swojej karierze mierzyłeś się z poważniejszym urazem, czy na boisku jesteś raczej “kuloodporny”?

Nasz fizjoterapeuta trochę się ze mnie śmieje, że mam takie antysportowe kontuzje . W ubiegłym roku byłem przez trzy-cztery tygodnie niezdolny do gry z powodu problemów z wyrostkiem. Teraz skręciłem kostkę ale w nietypowych okolicznościach, bo wcale nie w trakcie gry. Zdarzyło się to kiedy szedłem do sklepu (śmiech). Może wydaje się, że mam trochę  pecha pod tym względem. Najważniejsze jest jednak to, że póki co na boisku nie przytrafiają mi się poważniejsze urazy.

Wkrótce do zespołu prawdopodobnie dołączy Wilfredo Leon. Czy zgadzasz się ze stwierdzeniem, że Kubańczyk jest w stanie pozytywnie wpłynąć na jakość Waszej gry?

Jasne, wielu podkreśla że to jeden z najlepszych siatkarzy na świecie i ja jestem tego samego zdania. O jego poziom sportowy w ogóle się nie martwię. Wilfredo brał już udział w jednym ze zgrupowań i potrenował z nami przez parę dni. Dzięki temu miałem okazję go poznać i wiem też mniej więcej jakim jest człowiekiem.

W sierpniowych kwalifikacjach olimpijskich w walce o prawo wyjazdu do Tokio przyjdzie nam mierzyć się z Francją, Słowenią i Tunezją. Zwycięstwo w grupie to pierwsza okazja do zdobycia bezpośredniego awansu na Olimpiadę. Uważasz, że drużyna będzie w stanie osiągnąć taki rezultat?

Na pewno wszyscy sobie tego życzą, bo dzięki temu moglibyśmy ze spokojną głową przygotowywać się do Mistrzostw Europy. Zarówno trener, jak i zawodnicy głośno mówią o tym, że najważniejsza jest kwalifikacja na Igrzyska Olimpijskie. Jeżeli nie uda się zapewnić sobie awansu w pierwszym terminie, będziemy oczywiście próbowali wykorzystać jedną z pozostałych szans. Myślę, że całe nasze przygotowania będą temu celowi podporządkowane. Olimpiada jest taką imprezą, podczas której bardzo ciężko jest przewidzieć jaką się będzie miało formę. Sportowcy są odizolowani w wioskach olimpijskich przez półtorej miesiąca. To wymusza przeprowadzenie szybkiego okresu przygotowawczego już tam na miejscu. Jeśli chodzi o atmosferę i mentalność na pewno będzie dobrze, bo czujemy się mocni jako drużyna. Ja mam nadzieję, że trener Heynen ma wszystko rozplanowane w głowie i dobrze nas do tego turnieju przygotuje.

Krótko po kwalifikacjach olimpijskich odbędą się zawody Pucharu Świata. W mediach pojawiła się informacja o planach stworzenia drugiej reprezentacji, przeznaczonej m.in. do gry w tym turnieju. Co sądzisz o takim pomyśle na odciążenie podstawowych zawodników?

Według mnie takie rozwiązanie pozytywnie odbiłoby się przede wszystkim na nas – młodych członkach zespołu. Na pewno dostalibyśmy więcej okazji do gry na najwyższym poziomie. Osobiście jak najbardziej przychylam się do takiego pomysłu, szczególnie jeśli Puchar Świata nie jest dla nas imprezą docelową. Wydaje mi się, że także dla bardziej doświadczonych reprezentantów to korzystne wyjście. Niektórzy z nich grają już siódmy rok z rzędu bez przerw. Dobrze by było, gdyby i oni mogli liczyć na chwilę oddechu.

Jesteś Mistrzem Świata – jakie są teraz Twoje plany i cele na najbliższe lata kariery?

Najważniejszym jest to, żeby nie mieć kontuzji. Reszta się ułoży.

Wielu młodych ludzi trenujących siatkówkę stawia sobie Ciebie za wzór i marzy o podobnych do Twoich sukcesach. Dasz im jakąś wskazówkę odnośnie tego, jak pokierować swoją karierą?

Chyba nie jestem najlepszym przykładem tego, jak pokierować karierą, bo w siatkówkę gram dopiero siódmy rok. Na przestrzeni tych lat różnie bywało i różnie sobie radziłem. Jeśli chodzi o moje rady, to na pewno potrzeba dużo pracy, determinacji i wytrwałości. Ta droga nie jest wcale usłana różami i trzeba czasami zacisnąć zęby i przetrwać, kiedy pojawiają się przeciwności.

Opowiedziałeś już trochę o siatkówce, to teraz zapytam Cię nieco z innej beczki. Dobiegły mnie słuchy, że interesujesz się bardzo piłką nożną. To prawda?

Tak się złożyło (śmiech). Piłką interesuję się już od parunastu lat.

Trenowałeś też kiedyś piłkę kopaną czy jednak siatkówka od zawsze była priorytetem?

Tak, trenowałem jakiś czas. Jednak zawsze byłem za wysoki, żeby spróbować pograć na wyższym poziomie i zatrzymałem się na trampkarzach Wisły Płock. Raczej byłem fanem i wolałem oglądać jak inni biegają i się pocą, niż samemu grać (śmiech).

A na jakiej pozycji występowałeś?

Grałem na środku obrony albo jako napastnik…taki troszeczkę Milan Skriniar (śmiech).

Jakiej drużyny jesteś kibicem?

Kibicuje Interowi Mediolan.

Czyli śledzisz na bieżąco rozgrywki Serie A?

Tak, śledzę. Męczę się trochę na razie (śmiech). Inter oglądam cały czas i staram się kibicować już od prawie 11 lat, więc trochę tych wzlotów i upadków było. Większość niestety upadków, bo co roku są jakieś w naszym klubie, ale cały czas mam nadzieję, że z roku na rok będzie lepiej.

Będę więc trzymał kciuki, żeby tak się stało. Niemniej zapytam, kto Twoim zdaniem zdobędzie w tym sezonie mistrzostwo Włoch i dlaczego to będzie Juventus?
Wydaje mi się, że Inter nie ma na razie z Juve szans. To jest zespół taki, jak ZAKSA u nas w siatkówce. Mają ułożony trzon drużyny, utrzymany od paru dobrych lat. Znają się bardzo dobrze, dlatego mają wypracowane pewne automatyzmy i ciężko jest ich „ugryźć” w jakimkolwiek elemencie na boisku. Naprawdę na każdej pozycji na boisku mają po dwóch, czasem trzech zawodników, którzy nie obniżą poziomu zespołu. Poza tym wszystko od taktyki po fizyczność jest u nich dopięte na ostatni guzik. Jako drużyna wyglądają bardzo dobrze, a grają przecież na trzech frontach…

A propos, jak się wydaje najważniejszego z trzech frontów – Ligi Mistrzów. Czy myślisz, że to wreszcie Juventus, po sprowadzeniu Cristiano Ronaldo jest faworytem w tych rozgrywkach?
Nie wiem. Myślę, że w tym roku wygra ktoś niespodziewany, kto nie jest faworytem. Wydaje mi się, że to nie będzie Real, Barcelona, ani nikt z ligi angielskiej. Stawiam na Bayern albo właśnie Juventus. Takie mam przeczucie, ale zobaczymy. Ja trzymam kciuki zawsze za te teoretycznie słabsze drużyny i liczę, że wygra ktoś z trochę „niższej półki”. Chciałbym żeby tym razem był to Juventus. To nasz rywal w Serie A, ale dzięki takiemu sukcesowi trochę więcej osób zwróciłoby uwagę na ligę włoską, więc to na pewno byłby plus też dla nas – kibiców Interu.

A co Cię skłoniło żeby kibicować temu klubowi?

Tak, jak wspominałem chyba u Romana Kołtonia w „Prawdzie Futbolu” przesądziła o tym pierwsza  piłkarska gra, którą miałem. To była Pro Evolution Soccer 2005/6 i pamiętam, że tam zawodnicy Interu byli strasznie „przykoksowani”. Adriano w ataku, Recoba na skrzydle, który miał 99 szybkości, więc dużo nimi grałem i jakoś od tego momentu przyjęło się, że ten Inter zawsze był mi najbliższy.  Wtedy zacząłem się interesować samym klubem, Miałem około 11 lat, więc ciężko było mi kibicować pełną parą, ale śledziłem ile mogłem. A takim pełnoprawnym kibicem mogę się nazwać dopiero od trzech-czterech lat kiedy to zacząłem oglądać ich co weekend i jeździć na ich mecze.

Czy obecnie pomimo zawodowej kariery znajdujesz czas na tego typu gry czy prowadzisz bardzo zdyscyplinowane życie sportowca – od treningu do treningu?

Oczywiście, że mam też normalne życie. Gram sobie czasem na Playstation i komputerze. Mam grupkę znajomych, z którymi spotykamy się online i gramy razem. Teraz dużo czasu zajmuje mi wykończenie mieszkania i trochę jest to wszystko rozmyte. Ale jeśli mam wolną chwilę, to jak najbardziej.

Wracając do Serie A – Inter powoli odbija się od dna. Co sądzisz o obecnym sezonie Nerrazzurich?

Nie wiem… Dobrze zaczęliśmy, jak zwykle. Grudzień tradycyjnie zawaliliśmy, więc mam nadzieję, że do końca sezonu troszkę odbijemy się od dna i zakończymy w pierwszej trójce. Liga Mistrzów jest najważniejsza, liczę że uda się tam awansować. Szanse na coś więcej są tylko teoretyczne, stąd zadowoli mnie podium. Rok temu szczęśliwie w ostatnim meczu załapaliśmy się do pierwszej czwórki i tak z doskoku w tej Lidze Mistrzów byliśmy. Teraz chciałbym chociaż, żeby Inter powalczył w Lidze Europy. To są może nieco niszowe rozgrywki, ale dla naszego klubu każde międzynarodowe trofeum jest bardzo ważne.

Od dłuższego czasu mówi się, że trener Interu Luciano Spalletti ma odejść. Kogo widziałbyś na jego miejscu?

Pewnie tak, jak większości marzy mi się Diego Simeone, ale to chyba mało prawdopodobne. Do Antonio Conte nie jestem przekonany… Z grona trenerów, którzy są zainteresowani i prowadzone są z nimi jakieś negocjacje, widziałbym Jose Mourinho. On może nie jest „interistą”, ale na pewno mocno się z tym klubem utożsamia. Wydaje mi się, że nam nie potrzeba gościa, który poukładałby drużynę taktycznie, bo Luciano już to zrobił za trzech trenerów do przodu. Przydałby się ktoś, kto zabrałby głos w szatni i zmobilizował zawodników. Pomysły Spallettiego trochę nie wypaliły i wydaje mi się, że potrzeba charakteru takiego, jak Mourinho, z pozytywną energią, ale też potrafiącego czasem krzyknąć.

Wywiad przeprowadzili i zredagowali: Natalia Kupsik, Arkadiusz Bogucki, Michał Salamucha,

Fot. Patryk Kowalski/RadioGOL

UDOSTĘPNIJ
Avatar
Redaktor Radia Gol zajmująca się głównie tematami związanymi z tenisem i siatkówką. Niereformowalna fanka Rogera Federera ze słabością do gorzkiej czekolady. Na co dzień studiuje prawo w Poznaniu. Od zakupów woli mecze siatkarskiej reprezentacji, a w wolnych chwilach myśli o smaku wimbledonowskich truskawek.