Tegoroczne zmagania na Wimbledonie na etapie ćwierćfinału zakończyły się dla aktualnie najlepszego japońskiego zawodnika Kei’a Nishikoriego. 29-latek uległ po pięknej walce o półfinał Rogerowi Federerowi. Tymczasem wiele wskazuje na to, że w Kraju Kwitnącej Wiśni rodzi się kolejny tenisowy talent. Zwycięzcą juniorskiego finału 133. edycji Wimbledonu jako pierwszy Japończyk w historii  został Shintaro Mochizuki. W decydującym pojedynku pokonał on Hiszpana Carlosa Gimeno Valero 6-3, 6-2. Oczywiście młodzieżowe triumfy nie często przeradzają się w późniejsze sukcesy w rywalizacji singlowej, ale zdarzają się postacie takiej,  jak Bjorn Borga, który zanim pięciokrotnie wywalczył tytuł mistrza Wimbledonu, wygrał także w kategorii juniorskiej. Z całą pewnością młody Japończyk jest bardzo utalentowany, a dzięki prestiżowemu zwycięstwu zwrócił na siebie uwagę szerokiej publiczności. 

Swoją przygodę z tenisem rozpoczął właściwie najwcześniej, jak to możliwe. Już w wieku trzech lat stawiał na korcie pierwsze kroki. Jego ulubioną potrawą jest sushi a aktorem Leonardo Di Caprio. Choć bardzo ceni utytułowanego rodaka – Nishikoriego, najchętniej ogląda pojedynki Rogera Federera. 

– Nie chciałbym go kopiować, ale uwielbiam oglądać jego grę – przyznał Mochizuki w pomeczowej konferencji.

Podobnie jak Szwajcar Japończyk chętnie decyduje się na dynamiczną grę przy siatce. Shintaro podkreśla, że poświęca na trening tego elementu wiele czasu, korzystając z rad trenera. Ten z kolei uważa że podopieczny ma szansę uczynić z tego zagrania swój wielki atut.

Shintaro Mochizuki miał już okazję odbyć kilka treningów z Kei’em Nishikorim. O doświadczonym tenisiście wypowiada się bardzo pozytywnie i jest wdzięczny za to, czego może się od niego nauczyć.

– Kei jest dla mnie bardzo miły, daje mi wiele rad i czasami mogę z nim pograć w akademii. To inteligentny zawodnik. – podkreśla.

Pod względem temperamentu 16-latek przypomina Huberta Hurkacza. Poza kortem jest spokojny, a nawet sam określa się mianem nieśmiałego. Zapytany o emocje jakie towarzyszyły mu podczas finałowego występu  na imponujących rozmiarów korcie nr 1 odpowiedział, że było to dla niego spore przeżycie. 

– Starałem się skupić na tym, co mam do zrobienia. (…) Byłem nieco zdenerwowany, bo na trybunach siedziało naprawdę wiele osób. – zapytany o ekspresję jaka towarzyszyła niektórym jego uderzeniom dodał – Kiedy miałem łatwą piłkę starałem się zagrać efektownie dla własnej zabawy oraz dlatego, by widzowie mieli przyjemność z oglądania mnie. (…) W trakcie gry nie zwracam już uwagi na tłum, koncentruję się tylko na sobie.

16-letni Mochizuki już teraz zapisał się w historii swojego kraju. Przed nim jeszcze wiele lat ciężkiej pracy i trudno wyrokować, czy będzie w stanie dorównać osiągnięciami poprzednikom takim, jak Kei Nishikori, czy  Naomi Osaka. Z całą pewnością to zawodnik z wielkim potencjałem, na którego coraz uważniej spoglądać będą nie tylko japońskie, ale też zagraniczne media.

fot. www.spin.ph

UDOSTĘPNIJ
Avatar
Redaktor Radia Gol zajmująca się głównie tematami związanymi z tenisem i siatkówką. Niereformowalna fanka Rogera Federera ze słabością do gorzkiej czekolady. Na co dzień studiuje prawo w Poznaniu. Od zakupów woli mecze siatkarskiej reprezentacji, a w wolnych chwilach myśli o smaku wimbledonowskich truskawek.