Skoki narciarskie jest to dyscyplina sportu, która dawniej polegała na oddaniu jak najdalszego, a zarazem jak to możliwie najładniejszego wykonania skoku, a więc kiedyś wygrywał zawodnik, który otrzymał najwięcej punktów za odległość, a także za styl. 

We wstępie użyłem czasu przeszłego, ponieważ latem 2009 roku działacze FIS wprowadzili przeliczniki punktowe za belkę, jak i wiatr. System ten miał sprawić, że konkursy będą sprawniejsze i sprawiedliwsze. Jeśli jury zawodów podnosi belkę, to zawodnikowi się odejmuje punkty na start, natomiast, gdy jury obniża platformę startową, to zawodnikom przyznaje się punkty. Ilość rekompensaty zależy od odległości między rozbiegami, ponieważ każda skocznia ma inne usytuowanie belki. Rozbieg rozmieszczony o metr wyżej to skok dalszy o ok. 5 metrów. 

Kiedy punkty są dodawane, a kiedy odejmowane? 

Jeśli wiatr wieje z dołu skoczni (tzw. wiatr pod narty) skoczkom odejmuję się punkty, dlatego że te warunki są korzystniejsze dla zawodnika i dużo łatwiej jest odlecieć. Natomiast jeśli kierunek wiatru jest przeciwny (tzw. wiatr w plecy) zawodnikowi dodaje się punkty, ponieważ sportowca ściąga w dół zeskoku.

Czy ten system się sprawdza?

Na pewno punkty za wiatr i za belkę poprawiają jakość konkursów, gdy wiatr jest stabilny i wieje z jednego kierunku. Niestety, jeśli wiatr kręci z różnych kierunków i z dużą siłą, to niestety zdarza się, że pokazują nieprawdziwe dane i mogą okraść kogoś np. z medalu na MŚ czy igrzyskach olimpijskich, przykład Stefan Hula w 2018 roku. Jednak, mimo to każdy punkt dodany za złe warunki może być dla skoczka na wagę złota. Przekonał się o tym Dawid Kubacki, który w 2019 roku na MŚ w Seefeld miał dodane 4.5 pkt za wiatr i właśnie te punkty umożliwiły mu pamiętny atak z 27 lokaty na 1 miejsce. Natomiast, nawet jak jest zawodnik w formie, a trafi na fatalne warunki to jest duża szansa, że skoczek wyląduje na buli i żadne przeliczniki sportowcowi tego nie zrekompensują. Natomiast czasami osoba odpowiadająca za zapalanie zielonego światła zawodnikom mogłaby przeczekać, aż się poprawią warunki na skoczni, ponieważ w ostatnich latach skoczkowie są dość często puszczani na stracenie np. Marius Lindvik podczas kwalifikacji do konkursu na skoczni im. Heiniego Klopfera w 2022r. miał on wtedy za słaby wiatr, jak na 17 belkę i jego lot skończył się na 151 metrze. Wtedy pecha miał również Jakub Wolny, który na skoczniach do lotów narciarskich skacze zawsze dobrze, tym razem za niska belka, słabe warunki i efekt 168 m oraz 41 lokata w kwalifikacjach.

Częste „Tańce z belkami”

W ostatnich latach dość często dochodzi do niepotrzebnych żonglowań z platformami startowymi. Jury najwidoczniej od jakiegoś czasu kieruje się zasadą, że jak jakichś dobry skoczek ze szczęściem do wiatru wyląduje np. 3 m przed rozmiarem skoczni to należy obniżyć stopień belki o jedno oczko lub o dwa oczka, nie patrząc na to, że za chwilę wiatr może się wzmóc. Tak było między innymi 19 grudnia 2021r. w Engelbergu. Wiał wtedy bardzo mocny wiatr w plecy, tylko momentami się on zmniejszał. Na takie warunki trafił właśnie Daniel Huber, który wykorzystał słabszy wiatr i skoczył 137 m. Co na to sędziowie? Tak zgadliście… belka w dół. Po chwili znów pojawił się bardzo niekorzystny ruch powietrza, z którym musiał zmagać się Kamil Stoch i efekt 125.5 m, koniec szans walki o podium, a przecież Kamil w kwalifikacjach skoczył 135.5 m. O dobrym wyniku w tym konkursie mogli również zapomnieć tacy zawodnicy jak: Johann Andre Forfang, Timi Zajc, Markus Eisenbichler czy nawet Stefan Kraft.  

Jednak to nie koniec kabaretu z bramkami startowymi. Ciekawie było również podczas konkursu w Willingen 30 stycznia 2022 roku. Mamy niedziele, momentami bardzo silny wiatr pod narty. Sędziowie ustawiają niski rozbieg nr 7. Powyżej 140 m skoczył Ito i Lackner, co trzeba teraz zrobić? Tak, znów obniżyć belkę tym razem o 2 stopnie. Jeśli ktoś nie miał tzw. lufy pod narty, to nie miał szansy odlecieć. Na złe warunki trafili m.in. popularny „Wiewiór” i znów Kamil Stoch, który szczęścia do lotnie ma. Kamil skoczył wtedy 115 m, a Piotrek Żyła tylko 110 m. W 2 serii co ciekawe jak Ryoyu odpalił rakietę i wylądował na 152 metrze to zmiany platformy nie było. Obniżono natomiast  kilka minut później po 137 metrach Zajca. Swoje trzy grosze do tych zawodów dołożyły również przeliczniki, które co jakichś czas po prostu wariowały. No cóż takie rzeczy tylko w skokach narciarskich możliwe! W 2023 roku podczas konkursu indywidualnego w Zakopanem Kamila Stocha zdjęto z belki, kiedy wiatr miał sprzyjający i Sedlak puścił Kamila w fatalnych warunkach, efekt skok przed punktem K. Natomiast Stefan Kraft w niemalże identycznych warunkach został puszczony przez Borka Sedlaka, skończyło się to 145 metrowym skokiem. W tych samych zawodach zabrano zwycięstwo Dawidowi Kubackiemu, któremu dane było skakać przy zmagającym się huraganie wiatru w plecy. Konkurs wygrał Halvor Egner Granerud, który miał dodane za wiatr 8.2 punkta, a Dawid aż 24.9. Co ciekawe po zawodach Borek Sedlak opuszczał Wielką Krokiew zakapturzony. Federacji zdarza się również narazić skoczków na zdrowie, przykład Timi Zajc, który skoczył 161.5m w Willingen podczas konkursu mikstów, gdyby nie skrócił skoku, to kto wie gdzie by wylądował i co by mu się stało.

Pozostaje nam mieć nadzieję, że kiedyś FIS znajdzie złoty środek na przeliczanie punktów za wiatr, a także, że delegaci techniczni zaczną logicznie myśleć.  

Dawid Włusiaczyk

UDOSTĘPNIJ