Ponoć najczystszy futbol to ten nieskażony pieniędzmi, grany z pasji i miłości do kopania piłki. Trzeciego października piękną stronę tego sportu zademonstrowały zawodniczki Ladies Football Academy i KA 4 resPect Krobia. Oto reportaż z tamtego spotkania. Zapraszamy!
Wiał chłodny wiatr, chociaż dzień był całkiem ciepły jak na październikowe popołudnie. Kibicom na jedynej trybunie Stadionu Miejskiego przy ulicy Witkiewicza 69 w Szczecinie, bardziej doskwierało jednak oślepiające słońce, niż pozostałe, nie najgorsze zresztą, warunki pogodowe.
Zawodniczki obu ekip rozgrzewały się przy głośnej muzyce. Padały strzały, podania, no i bramki, gdy niemoc przewyższała nawet najsilniejsze chęci bramkarek. Obserwowałem to wszystko z przyjaciółką, znającą miasto. Ten klimat Szczecińskiej piłki. Siedzieliśmy pośrodku tych skromnych trybun, a reszta fanów miejscowych wypełniała wolne siedzenia. Ci najzagorzalsi, a właściwie najzagorzalsze wielbicielki opierały się o poręcz. Ich czujny wzrok mówił, że dziś znów oglądać będą widowisko.
Zbliżała się godzina 14:00, czyli planowany start. Słońce, jakby nieco na złość oglądającym świeciło nad wyraz mocno, a wiatr poruszał z szelestem poopierane o trybunę, wielkie fioletowe flagi.
Zawodniczki gości, KA 4 resPect Krobia wracały właśnie z szatni, gdzie zostawiły treningowe – zielone – trykoty, zostawiając miejsce ich dumnym żółto-czarnym barwom, na pierwszy rzut oka przypominającym kibicom piękne czasy polskiego trio w Dortmundzie. Ich rywalki, ubrane były natomiast po królewsku, na biało. Plusem gry na sztucznej nawierzchni, z pewnością było to, że ten kolor zostanie utrzymany.
Obie drużyny przygotowywały się do pierwszego gwizdka arbitra. Minuta ciszy poświęcona mamie jednej z zawodniczek, która przedwcześnie odeszła z tego świata mącona była jedynie szumem flag targanych wiatrem. Tuż po niej rozległy się głośne brawa, każdy duży czy mały, ja, sąsiadka z prawej czy sąsiad z rzędu niżej staliśmy równo, jak jeden mąż, chyląc czoła nad tą młodą dziewczyną, która dziś po prostu miała wyjść na boisku i grać, jakby świat już nie istniał. Liczyła się wyłącznie piłka i zielona murawa, a to przecież tylko tyle i… aż tyle.
Rozbrzmiał pierwszy gwizdek. Tuż za nim z trybun rozbrzmiało gromkie: „LFA! LFA! LFA!”, które kojarzyło mi się z angielskim określeniem słonia, lecz na szczęście, przyjaciółka szybko wyprowadziła mnie z błędu. Tak jak pisałem wcześniej, była stamtąd. Znała ten klimat. LFA to oczywiście skrót używany przez fanów Ladies Football Academy, czyli dzisiejszych gospodarzy.
Trudno powiedzieć jednak, żeby żywiołowy doping, z kilkunastu, może kilkudziesięciu gardeł, uskrzydlił zawodniczki ze Szczecina. Przyjezdne, chociaż w nazwie klubu mają resPect, to o żadnym respekcie na boisku nie mogło być mowy. Piłkarki walczyły niczym lwice o każdą piłkę, co w późniejszej perspektywie miało okazać się dość opłakane w skutkach. Nie ubiegając faktów, pierwsze minuty stanowiły wyrównane starcie, lecz z biegiem gry coraz klarowniej krystalizowała się przewaga zespołu z Krobii. Ataki krobianek szły głównie prawą stroną, przez późniejszą gwiazdę dnia, Łucję Teofilewską. Ta młoda dziewczyna, gdyby mogła to ciągnęłby pewnie nie swoje koleżanki do kolejnych ataków, ale cały pociąg z węglem. Nie ofensywa była jednakże największą chlubą przyjezdnych, lecz formacja obronna. To duet stoperek z numerami 17 i 18, czyli Agata Polowczyk i Julia Sierpowska, były w zasadzie nie do przejścia. Nie do sforsowania jak ceglany domek w tej starej bajce o wilku i trzech świnkach.
W szeregach gospodarzy trudno wskazać, kto się wyróżniał, mecz stał na dobrym poziomie, a to kibicom wystarczało, w końcu to III Liga. Trenerom – Katarzynie Tarnowskiej (Ladies Football Academy) oraz Filipowi Kolasie (KA 4 resPect Krobia) – wolno marzyć, a więc spełnianie marzeń jest ich obowiązkiem. Tamtego popołudnia rzecz jasna udać to się mogło tylko jednemu z nich.
Pierwszy ważny moment miał miejsce w pierwszych dwudziestu minutach meczu. Podanie z linię obrony KA 4 niemal dotarło niespodziewanie do Natalii Zaniewskiej, lecz bramkarka gości ofiarnie rzuciła się pod nogi atakującej. Anna Dworniczak spisała się na tyle dobrze, że obroniła strzał. Na swoje nieszczęście została trafiona w głowę, a sama przy okazji spowodowała poważniejszy uszczerbek na zdrowiu Zaniewskiej, która musiała zostać zniesiona z boiska. Niestety to nie był jedyny taki incydent w tamtym spotkaniu.
Chwilę później brak koleżanki z drużyny po stronie LFA skrzętnie wykorzystała po raz pierwszy Łucja Teofilewska, ładnym lobem pokonując Weronikę Lichy. A przed przerwą zrobiła to po raz drugi.
Również przed zmianą stron boisko musiała opuścić kolejna zawodniczka, tym razem Izabela Chuda, grająca w żółto-czarnym stroju. Kto by pomyślał, że tego słonecznego dnia, tak głośno będą trzeszczeć kości. Chwilę wcześniej blisko poważnego urazu była także grająca z nr.10 w tej samej drużynie Wiktoria Podworska. Dzięki Bogu, chociaż wtedy nie stało się nic poważnego…
Trzeci cios po mniej więcej godzinie gry padł jak grom z jasnego nieba. Po fantastycznej akcji hattricka skompletowała Łucja Teofilewska. Wtedy na stadionie nawet najdzielniejsze wielbicielki LFA spuściły głowy i zdały sobie sprawę, że ten dzień nie skończy się pomyślnie dla ich zawodniczek. Na otarcie łez jeden z nielicznych błędów popełniła defensywa KA 4, ze szczególnym udziałem bramkarki i choć raz rozległy się wesołe brawa na trybunie. Chwilę radości gospodarzom zasponsorowała Magdalena Szewc Kaszycka.
***
Niewiele było radości dla Szczecinianek tamtego dnia, najwyraźniej trzeci dzień października to nie będzie najmilej wspominana data w historii klubu. Przynajmniej na razie.
Co do przyjezdnych, mecz z ich perspektywy najlepiej skomentowała Podworska, mówiąc, że jest wściekła, bo takiego przeciwnika powinna się ogrywać jeszcze wyżej. Ambicji z pewnością im nie brakuje.
Niedługo po meczu kibice się rozeszli, słońce zmieniło nieco położenie, a w pustą trybunę i rozwieszone flagi, dalej dął cicho chłodny szczeciński wiatr.
6 kolejka III Ligi Kobiet: Ladies Football Academy Szczecin – KA 4 resPect Krobia 1:3
Reportaż z miejsca walki napisał: Arkadiusz Bogucki.