Czwarta kolejka piłkarskiej Ligi Mistrzów była naszpikowana wieloma fantastycznymi spotkaniami. Postanowiliśmy wybrać trzy najciekawsze z naszej perspektywy.

Liverpool ulega Atalancie na własnym terenie

Na Anfield nie mogło być mowy o nudzie – dwie drużyny grające wybitnie ofensywną piłkę musiały dać dobre widowisko. Kibice gospodarzy nie zapamiętają jednak tego spotkania dobrze. Liverpool przez 90 minut nie zdołał oddać choćby jednego celnego strzału. Wobec niemocy rywali, Atalanta postanowiła połakomić się na bardzo ważne trzy punkty.

To były dwa bardzo szybkie ciosy – najpierw w 60. minucie Josip Ilicić po świetnym dośrodkowaniu Alejandro Gomeza pokonał Alissona strzałem z pierwszej piłki. Swoją drogą – to pierwszy gol Słoweńca po powrocie do gry. Dobrze, że udało mu się pozbierać po załamaniu nerwowym. Pięć minut później ponownie świetne podanie posłał Papu Gomez. Tym razem jednak Hans Hateboer zgrał piłkę głową do Robina Gosensa, który wpakował futbolówkę do siatki z najbliższej odległości. Po tych dwóch uderzeniach, Włosi kontrolowali mecz do ostatniego gwizdka.

Na konferencji prasowej Jurgen Klopp nie przebierał w słowach, nazywając ustalony we współpracy ze stacjami telewizyjnymi terminarz Premier League jako ,,zbrodnię”. Według niego, intensywność meczowa jest wykańczająca dla zawodników. I trudno nie przyznać mu racji.

Męczarnie Juventusu z Ferencvarosem

Stara Dama przeważała w tym meczu – fakt. Miała ogrom sytuacji bramkowych – fakt. Ale Ferencvaros naprawdę dobrze postawił się faworytom. Niespodziewane wyszedł na prowadzenie po szczęśliwej akcji i błędach indywidualnych całej linii defensywnej gospodarzy. Rozwścieczony Juventus wziął się jednak do roboty i starał się stłamsić Węgrów. Pierwszy tego efekt mieliśmy w 35. minucie – wysoki pressing zmusił ekipę z Budapesztu do popełnienia błędu. Wystarczyły trzy podania i Cristiano Ronaldo kapitalnym strzałem wyrównał wynik spotkania. 

Ferencvaros był bardzo zdyscyplinowany w defensywie, a mistrzom Włoch albo brakowało szczęścia, albo cuda w bramce wyczyniał Denes Dibusz. Zielone Orły jednak w końcu pękły i stało się to w najgorszym możliwym dla nich momencie – w doliczonym czasie gry. Stara Dama wykonała ostatnie pchnięcie, a obrońcy i bramkarz gości popełnili błąd, który sprawił, że wyjechali z Turynu bez żadnych punktów. Wtorkowa postawa Węgrów naprawdę mogła się jednak podobać. Juventus za to pokazał spokój i doświadczenie, tak potrzebne w europejskich pucharach.

Kto odłączył prąd Vidalowi?

Inter musiał wygrać ten mecz, by zachować realne szanse na awans do 1/8 finału Ligi Mistrzów. Real to trudny rywal, ale wszystko było możliwe. Początek jednak nie był dla Nerazzurrich najlepszy – Nicolo Barella sfaulował w polu karnym Nacho, a sędzia Anthony Taylor od razu wskazał na jedenasty metr od bramki. Stały fragment gry bardzo pewnie zamienił na bramkę Eden Hazard. Ofensywa Królewskich dalej jednak nie ustawała. Był słupek, były też dobre interwencje Handanovicia.

Największego kuriozum tego spotkania doczekaliśmy się w 33. minucie. Arturo Vidal upada w polu karnym, lecz arbiter puszcza grę dalej. Gdy tylko piłka wychodzi poza plac gry, kilku zawodników Interu podbiega do sędziego. Najagresywniejszym z nich jest Chilijczyk, który za dyskusje otrzymuje żółtą kartkę. Myśleliście, że to go uspokoiło? Nic z tych rzeczy – po zobaczeniu żółtego kartonika podchodzi on jeszcze bliżej do sędziego, praktycznie stykając się z nim twarzą w twarz i dalej dyskutując w raczej niecenzuralny sposób. Jego koledzy z drużyny próbują go odciągnąć, ale sędzia Taylor zdążył już podjąć decyzję – druga żółta kartka, do widzenia. Vidal został wysłany pod prysznic, tak samo jak mentalnie cała jego drużyna.

Dzieła zniszczenia Real dopełnił w 59. minucie – po bardzo dobrym dośrodkowaniu, strzał z woleja oddał Rodrygo. Bramka została zapisana jednak na konto Achrafa Hakimiego, który znacznie zmienił trajektorię lotu piłki. Osłabiony Inter nie był w stanie jakkolwiek odpowiedzieć rywalom.

Mediolańczycy zajmują ostatnie miejsce w grupie, co jest rzecz jasna olbrzymim rozczarowaniem. W gazie jest za to Borussia Mönchengladbach, która w dwumeczu z Szachtarem wykręciła bilans 10:0 i prowadzi w tabeli grupy B z ośmioma punktami na koncie. Oczko mniej ma Real, a na trzecim miejscu plasuje się drużyna z Doniecka. Podopieczni Antonio Conte mają zaledwie dwa punkty, więc awans do 1/8 finału jest już w ich przypadku praktycznie niemożliwy.

Autor: Kamil Niewiński

UDOSTĘPNIJ
Radio GOL
Jedyne takie sportowe radio internetowe. RadioGOL.pl jako pierwsze w Polsce oferuje profesjonalną współpracę z klubami sportowymi, dla których prowadzone są regularne relacje NA ŻYWO. Ponadto serwis oferuje artykuły, transmisje, komentarze i analizy profesjonalnych ekspertów, specjalizujących się w szerokim wachlarzu dyscyplin sportowych.