Kiedy miałem ostatnio gorszy dzień, przyjaciele, którzy są dla mnie jak najbliższa rodzina, wyciągnęli mnie niemal siłą z tego dołka. Za co jestem im ogromnie wdzięczny. Człowiek potrzebuje wsparcia, w tych trudnych momentach. Pomyślałem, w zasadzie lubię tę reprezentację, może warto więc wrzucić ziarenko cukru, do wiadra pełnego goryczy po wczorajszym meczu? Otóż widzę jeden gigantyczny pozytyw z tego spotkania: ta kadra pod batutą Jerzego Brzęczka, gorzej już nie zagra. Bo gorzej zagrać już się po prostu nie da.

 

Szanowni czytelnicy, jeżeli oczekujecie szczegółowego opisu tego spotkania, to odsyłam Was, do mojego serdecznego kolegi z redakcji, który solidnie się napracował, by nie rzucać mięsem przy pisaniu podsumowania tego meczu. Nawet jeśli te litery – jak rapował Łona – układają się w jeden wielki napis k***a mać. Tekst Bartka Pająka znajdziecie po kliknięciu tutaj. Warto.

Dobra, skoro formalności mamy już za sobą. A wszelkie złośliwości przed sobą. Pochylmy się nad tym, co wczoraj widzieliśmy. Czy jestem zaskoczony tym meczem? Szczerze mówiąc, niespecjalnie. Przecież przez ostatnie dwa lata grając przeciw poważnym rywalom, nie zaprezentowaliśmy choćby ułamka czegoś, co mogłoby napawać optymizmem. Niektórzy pewnie mają przed oczami debiut Jerzego Brzęczka przeciwko Włochom, czy pojedyncze inne remisy z Portugalią. Umówmy się, równie zasłużone, jak zeszłotygodniowe zwycięstwo z Ukrainą. Jasne, możemy powtarzać to, co mówił były reprezentant Polski, Jakub Wawrzyniak we wczorajszym „HejtParku” na Kanale Sportowym.

– Jesteśmy za silni na słabych i za słabi na silnych – głosił z przekonaniem.

No trudno odmówić mu racji, ale ja nie potrafię się pogodzić z taką opinią. Zakrawa ona o brak jakiejś ambicji, celu. Brzmi całkiem, jakbyśmy musieli pogodzić się z faktem, że no taką Bośnię to możemy sobie pyknąć, ale jak zobaczymy Włocha, to „o nie, rany, idź Pan stąd”, najlepiej wyciągnąć krzyż, czosnek albo widłami pogonić. Bo takie jest nasze miejsce w szeregu, lepiej się nie wychylać ponad średnią, przecież przypadkiem będzie można dostać po głowie. Więc tu apel do naszych reprezentantów, wychylcie łaskawie swoje idealnie przystrzyżone główki, bo na razie, urządzacie sobie salon w domu przeciętności, a w trąbę i tak dostajecie. Nie o to chodzi. Skoro rezultat miałby być taki sam, to może wypadałoby pomyśleć o kibicach, popróbujcie pograć w piłkę, oglądam was w klubach, wiem, że potraficie. Serio.

Smutne jest więc to, że łatwo stracić w was wiarę. Ostatnio, przed meczem z Ukrainą rozmawiałem z przyjaciółką, tak całkiem przypadkiem, bo nudziło jej się przed kolejnym odcinkiem Top Model.

– Dziś może być różnie, nie wiem jak oni zagrają, ale sądząc po naszym składzie to przegramy – napisałem.

– E tam, Ukraina słaba jest – odpowiedziała.

Jak było wszyscy wiemy… ale wynik poszedł w świat.

*

W tym miejscu zmierzamy już do przyczyn. Nie chcę się pastwić nad sami wiecie kim. Bo od początku twierdzę, że Prezes PZPN Zbigniew Boniek, zrobił mu krzywdę, mianując na te najbardziej kultowe stanowisko w polskiej piłce. Była, jest i będzie to zła decyzja, powierzać kadrę komuś niekompetentnemu w tej kwestii. Spójrzmy na to w ten sposób. Chronologicznie, wśród tych, co trenowali, dajmy na to Roberta Lewandowskiego i ich przygody z piłką klubową. Adam Nawałka? Mistrzostwo Polski, wprawdzie dawno, jednak od kilku dobrych lat słynący z profesjonalizmu, z przeszłością jako asystent selekcjonera reprezentacji, jego Górnik Zabrze grał w piłkę, kreował zawodników. Kandydatura mająca prawo się obronić. Waldemar Fornalik? Trochę sinusoida, ale przed objęciem kadry, co drugi rok walczył o mistrzostwo kraju z biednym jak mysz kościelna Ruchem Chorzów. Swoją drogą po powrocie do trenowania z innym śląskim klubem, wygrał tego mistrza, więc logika była w tym wyborze. Franciszek Smuda? Tego Pana można lubić lub nie, pewnie wybrany za późno, bo świat mu trochę odjechał, ale trzy mistrzostwa Polski, Puchar Polski, dwa Superpuchary. Trenował Widzew, który dzielnie walczył w Lidze Mistrzów w latach 90. Projekt Smuda też nie wziął się z kapelusza. Leo Beenhakker, prośba, gość prowadził Real Madryt i kadrę Holandii.

A Jerzy Brzęczek? Polski James Bond? Nowy Kazimierz Górski? Ten mesjasz zrodzony w Truskolasach? Piąte miejsce z drużyną Wisły Płock. Nie, nie, to nie wstęp, to koniec sukcesów. Piąte miejsce z k***a Wisłą Płock.

Dla mnie sukcesy drużyny to 70% zasługa trenera reszta to piłkarze plus jakiś procent szczęścia. Jeśli ktoś twierdzi, że Liverpool bez Jurgena Kloppa zdobyłby mistrzostwo Anglii w zeszłym sezonie, to niech powie to Brendanowi Rogersowi i innym Rafom Benitezom. Trzy trumfy Realu w Lidze Mistrzów, bez Zinedina Zidana na ławce? No jasne, powiedzcie to Julenowi Lopeteguiemu. Rzadko kiedy, tak naprawdę, klub osiąga jakiś sukces mimo trenera, a nie dzięki niemu.

Więc czysto teoretycznie, gdyż zastanawiam się nad tym od dłuższego czasu. Czy nasza reprezentacja rzeczywiście nie dałaby rady zagrać lepszego meczu z Włochami niż ten nieszczęsny z wczoraj? Gdyby zamiast Brzęczka, wytyczne piłkarzom dawał Roberto Mancini, Joachim Loew, Didier Deschamps? Albo odwrócę trochę to pytanie. Czy Polacy zagraliby gorzej, gdyby zostawić ich na pastwę losu, a plan taktyczny wymyślałby nasz kapitan Robert Lewandowski? Pewnie nie. A gdyby grającym selekcjonerem był wspomniany Lewy, to czy po dwóch latach też byśmy jechali na Euro2020? Raczej tak. Nie ma oczywiście jak tego sprawdzić, lecz jeśli chodzi o przygotowanie taktyczne, śmiem wątpić, czy gracz Bayernu przygotowałby nas gorzej. Powód jest bardzo prosty. Powątpiewam, czy Jerzy Brzęczek jakiś pomysł na tę drużynę zwyczajnie ma.

*

Ostatnio spodobała mi się jedna opcja dialogowa w grze spółki CDP Red, Wiedźmin 3 Dziki Gon.

– Potwór, a po nim zaraz kolejny, czy to koszmar Wiedźmina?

– Nie. Codzienność – odparł Geralt.

My, jako naród wychowany w kulcie futbolu, możemy to zinterpretować dość dosadnie. Takie potworki jak spotkanie z Włochami zdarzają nam się zbyt często.

– Czy bolesne obrywanie nas z marzeń to koszmar kibica reprezentacji?

– Nie. Codzienność – odpowiadam.

Zresztą jeszcze raz odejdźmy od głównego wątku. Wydaje mi się, że mitologizujemy poniekąd siłę dzisiejszej Italii. Wprawdzie możemy mówić, że to Mistrzowie Świata z 2006 roku, ale na miłość boską! Od tamtej pory minęło 14 lat, nikt z tamtej ekipy w tej kadrze nie gra. Dziś naszymi pogromcami byli: wyśmiewany klubowy kolega Wojciecha Szczęsnego Federico Bernardeschi, krytykowany za oddawanie stu strzałów w sezonie, gdzieś na wysokości gniazd gołębi na Stadio San Paolo – Lorenzo Insigne. Mało? Andrea Belotti, napastnik, który miał jeden dobry sezon i to nie był ten, który niedawno się zakończył. Emerson i Jorginho, przecież kibice Chelsea, niemal co mecz chcą wywieźć ich na taczkach. Co więcej, Emerson w tym sezonie nawet nie powąchał murawy w Premier League, a na naszej prawej flance robił, co chciał.

Bezradność. Marazm. Bezsilność. Te przymiotniki idealnie definiują naszą kadrę. Nie to jest jednak najgorsze. Szkoda mi tego pokolenia. Żal mi patrzeć na Roberta Lewandowskiego, którego jedynym niespełnionym marzeniem będzie sukces na arenie międzynarodowej w biało-czerwonej koszulce. Mogę się oczywiście mylić, może jakimś cudem wygramy Euro, psim swędem jak spotkanie z wywołaną już dziś Ukrainą. Czy Jerzy Brzęczek wtedy stanie się cudotwórcą? Na pewno trzeba by było go kanonizować po czymś takim. Żartując, powiem, że swoją hagiografię już ma. Postarała się o to Pani Małgorzata Domagalik.

Nie jestem w stanie w to już wierzyć. W Brzęczka. W ten projekt. Bo co jeśli większości meczów nie przegrywamy, ale kiedy ma się najlepszego piłkarza świata, zawodników Napoli, Juventusu, Lokomotivu i paru solidnych firm, w jednej drużynie, chyba można pomyśleć o czymś więcej niż brak kompromitacji z kimś renomowanym, czy fartownego zwycięstwa z kimś, z piłkarskiego trzeciego świata.

Miało być optymistycznie, prawie bym zapomniał.

Cieszę się, że ten mecz już za nami. Pokazał, iż od kadry niczego nie można oczekiwać. Że nie mamy fachowca na ławce (współczuję tym, co się łudzili). Że nasza młodzież potrzebuje czasu. Że jazdą na samym picu nic się nie osiągnie. Że nie zmieniając niczego, będzie tylko gorzej. Czasem przydaje się taki kubeł zimnej wody. Od klepania po plecach, często więcej daje solidny kopniak w dupę.

*

Aha! Jeszcze odrobina prywaty na koniec.

Miałaś rację kwiatuszku…ta Ukraina to jednak słaba była…

 

Zobacz także: Podsumowanie pozostałych zmagań w Lidze Narodów

 

 

UDOSTĘPNIJ
Arkadiusz Bogucki
Miłośnik piłki, zwłaszcza tej we Włoskim wydaniu. Redaktor również na portalu SerieAPolonia.pl. Poza piłką nożną zafascynowany literaturą grozy, w szczególności twórczością Stephena Kinga oraz H.P. Lovercrafta.