Złość, żal, rozczarowanie – to najczęściej padające słowa w środowy wieczór przy ul. Okrzei. Piłkarze Piasta jak najszybciej chcieli znaleźć się w szatni, by skryć się przed niesprawiedliwym światem. Chwilę wcześniej w kilka minut rozbite zostały ich marzenia o kolejnej rundzie eliminacji do Ligi Mistrzów.

W dwumeczu z BATE Piast Gliwice pokazał się z niespodziewanie dobrej strony. Większość straszyła białoruskim hegemonem, pogromcą Arsenalu, zaprawionym w europejskich bojach zespołem. Okazało się, że ten skromny i niepozorny mistrz Polski przez większość czasu rywalizacji kontrolował zdarzenia boiskowe, był ekipą dyktującą warunki na boisku i do 82. minuty rewanżu to on był w rundzie numer 2.

W samej końcówce spotkania niepotrzebnie z bramki wyszedł Frantisek Plach. Bramkarz gliwiczan przewrócił zawodnika BATE i sprokurował rzut karny, którego na gola zamienił Hervaine Moukam. Polscy mistrzowie zwiesili nosy na kwintę, opuścili głowy i nie dotrwali nawet do dogrywki. W 87. minucie Zakhar Volkov zdobył gola, który wprowadził Białorusinów do kolejnej fazy walki o Ligę Mistrzów.

Na pewno pomogliśmy, popełniając taki błąd przy rzucie karnym. (…) Dyktowaliśmy warunki w tym meczu i go przegraliśmy. To jest smutne. Błąd zadecydował. Czuje złość i szkoda mi chłopaków, bo dużo serca zostawili na boisku, dużo biegali. Graliśmy w wielu fazach tak, jak chcieliśmy grać – powiedział na konferencji prasowej Waldemar Fornalik.

Choć stwierdził, że gdyby nie feralne zdarzenie w polu karnym, to Piast raczej awansowałby do kolejnej rundy, nie chciał wytykać palcem winowajców. – Nie chcę nikogo piętnować. Wszyscy wygrywamy, wszyscy przegrywamy – podkreślał szkoleniowiec mistrzów Polski. – Zostawiliśmy po sobie dobre wrażenie, ale za takie rzeczy się nie awansuje. BATE okazało się zespołem bardziej konkretnym. Ten mecz pokazał, że nie byliśmy drużyną słabszą, a wygrała drużyna skuteczniejsza. Żałuję, że nie udało nam się lepszego wyniku osiągnąć w Borysowie, bo to mógł być klucz do awansu do kolejnej rundy – skwitował Fornalik.

Tuż po końcowym gwizdku złość rozpierała także Urosa Koruna i Joela Valencię. Obaj zgodnie podkreślali w rozmowie z dziennikarzami, że są źli na samych siebie, bo zasługiwali na coś więcej, niż pożegnanie z Ligą Mistrzów.

Widzieliście ten mecz. Byliśmy słabsi? To my kontrolowaliśmy mecz, a oni grali tylko długie piłki do przodu – mówił rozgoryczony słoweński obrońca.

Nie odpadł zespół słabszy – analizował Valencia.

Patryk Dziczek przed zejściem do szatni próbował patrzeć w przyszłość, ale nie zaklinał rzeczywistości i przyznał, że nad tym, co stało się w Gliwicach trudno będzie przejść do porządku dziennego. – Jest smutek i jest zdenerwowanie, ale trzeba to przyjąć na klatę. Zapomnieć o tym jak najszybciej, chociaż na pewno nie będzie łatwo – mówił młodzieżowy reprezentant Polski.

Nie byliśmy gorszą drużyną i nie powinniśmy odpaść. To był mecz pod naszą kontrolą, dominowaliśmy na boisku. Może zabrakło stuprocentowej koncentracji w drugiej połowie – dodał.

Piast Gliwice odpadł z eliminacji do Ligi Mistrzów i pozostaje mu walka o Ligę Europy. W II rundzie kwalifikacji zmierzy się z łotewską FC Rigą.

 

Dominik Kania

UDOSTĘPNIJ