Kibice zgromadzeni na stadionie w Płocku już przed pierwszym gwizdkiem mieli pełne prawo spodziewać się kapitalnego spotkania. W składach obu ekip widniały nazwiska piłkarzy potrafiących grać ofensywnie i widowiskowo.

Istotnie od pierwszych minut oglądać mogliśmy spotkanie na wysokim poziomie sportowym. Szczególnie mocno obsadzone boczne sektory boiska wykorzystywane były przez obie ekipy do budowania kolejnych ataków. Wodą na młyn dla Wisły była zawężona kadra trenera Ivana Djurdjevicia. Pomimo powtarzalności w konstruowaniu ciekawych ataków, Lech wyraźnie nie chciał pozwolić sobie na wciśnięcie gazu do dechy. Sam Djurdjević na pomeczowej konferencji stwierdził, że pierwsze piętnaście minut w wykonaniu jego ekipy było bardzo słabe. Bramka zdobyta przez Łukasza Trałkę w 16. minucie po dośrodkowaniu Darko Jevticia z rzutu wolnego wprowadziła zdaniem trenera jeszcze większą panikę, lecz z upływem kolejnych minut piłkarze łapali koncentrację. Element pragmatyzmu w grze gości, który nie pozwolił na pójście za ciosem bezpośrednio po zdobyciu bramki, spowodowany był niewielkim wyborem piłkarzy ofensywnych na ławce rezerwowych Kolejorza.

Do przerwy wynik pozostawał bez zmian, zaś zaraz po rozpoczęciu drugiej połowy debiutujący w roli trenera Wisły Dariusz Dźwigała, wprowadził na boisko zakontraktowanego przed kilkoma dniami Ricardinho. Brazylijczyk pojawił się na placu gry w miejsce Oskara Zawady, który rozegrał bardzo słabe pierwsze 45. minut. Właśnie po akcji napędzonej w 77. minucie przez dwudziestoośmioletniego napastnika z dośrodkowaną piłką minął się w powietrzu Jasmin Burić, a ustawiony na wysokości dalszego słupka Merebaszwili mógł już tylko spokojnie wsunąć ją do bramki Lecha.

Ta sytuacja była trudna, widziałem, że Merebaszwili stoi za mną sam i chciałem uratować to wcześniej. Szczerze mówiąc to normalna sprawa. Starałem się wyjść wysoko, odważnie, nie udało się. To jest klasyczne życie bramkarza, każdy błąd jest surowo karany. Być może gdybym został w bramce, to Giorgi przyjąłby piłkę i jechał ze mną „sam na sam”. Najważniejsze jednak, że wygraliśmy. – mówił Jasmin Burić.

W ostatnim kwadransie, gdy wydawało się, że jeżeli wynik ulegnie zmianie to z korzyścią dla gospodarzy, piłkę z prawego skrzydła perfekcyjnie wrzucił Maciej Makuszewski, a ustawiony na siódmym metrze przed bramką Wisły Pedro Tiba widowiskowymi „nożycami” umieścił piłkę w siatce zabierając kibicom Wisły nadzieję na punkty w tym spotkaniu. Przepiękne trafienie nowego nabytku Lecha – występującego dotychczas w lidze portugalskiej Tiby, miało miejsce na minutę przed zakończeniem regulaminowego czasu gry. Wobec tego nawet natychmiastowa mobilizacja gospodarzy i doliczenie w sumie aż ponad czterech minut przez Krzysztofa Jakubika, było zbyt małym zasobem Płocczan, by odmienić jeszcze losy meczu.

Dariusz Dźwigała na pomeczowej konferencji nie krył rozczarowania ostatecznym wynikiem, chwaląc przy tym zespół Wisły za zaangażowanie i agresywną, ofensywną grę.

Uważam, że zagraliśmy dobre spotkanie, szczególnie w drugiej połowie. W pierwszej zabrakło agresywnego doskoku. Uczulaliśmy piłkarzy, aby nie stali w miejscu podczas stałych fragmentów gry, ale zdarzył się taki stały fragment i błąd w komunikacji. Warto jednak przede wszystkim podkreślić dobrą reakcję zespołu po przerwie. Wyszliśmy wyżej, graliśmy bardziej agresywnie. Przenieśliśmy szybkie granie w boczne sektory boiska, gdzie stwarzaliśmy sobie przewagę. Na pewno w kilku momentach zabrakło dokładności, ale ja chciałem przede wszystkim pochwalić zespół za determinację i dążenie do zwycięstwa. – mówił na konferencji Dariusz Dźwigała.

W pojedynku dwóch debiutujących w Ekstraklasie trenerów obaj nie akceptowali na pewno innego scenariusza niż niedzielne zwycięstwo. Wprawdzie Ivan Djurdjević prowadził już zespół w meczach o stawkę, więc ten delikatny handicap leżał po jego stronie, lecz w tym pojedynku debiutantów to wynik meczu bezpośrednio definiuje zwycięzcę. Praca trenera – szczególnie w Ekstraklasie – jest zawsze posadą niepewną, a kluby bardzo rzadko dają szkoleniowcom kredyt zaufania na kilkadziesiąt miesięcy, ale zarówno Dźwigała jak i Djurdjević sprawiają wrażenie fachowców zdolnych do osiągania sukcesów. Zagadką pozostaje jednak, czy w niedzielny wieczór oglądaliśmy już koncepcję Wisły Dźwigały, czy nadal zespół nakręcony przez Jerzego Brzęczka.

Bartosz Brzoskowski

FOT.Przemysław Szyszka / www.gloswielkopolski.pl
UDOSTĘPNIJ
Avatar
Zakochany w futbolu student Psychologii w Biznesie. Wąbrzeźnianin. Komentarz sportowy & Marketing w Radio Gol