Zerkacie już w niebo, z utęsknieniem wyczekując wiosny? Wnikliwy obserwator powinien zauważyć gdzieniegdzie pokazujące się jaskółki zwiastujące, jakkolwiek to nie brzmi, wiosnę dla naszych sportów zimowych. Tylko czy to wnikliwy obserwator, czy może bardziej niepoprawny optymista, co to nie zauważył, że różowe okulary ma na nosie?

Po igrzyskach w Korei martwiliśmy się wiekiem skoczków z „betonowej” kadry Horngachera. Sen z powiek spędzało nam odejście z biathlonu Weroniki Nowakowskiej. Niezaprzeczalnym faktem była sportowa rozsypka kadry panczenistów. Mieliśmy obawy, które graniczyły z pewnością, że kolejne igrzyska mogą być tylko gorsze. Dziś jednak jakby optyka się zmieniła…

Po pierwsze skoki narciarskie mężczyzn

Wiadomo, tym żyjemy, każdy artykuł o sportach zimowych w tym kraju trzeba od tego zacząć. Jednak bez obawy, nie będę PZN-em i skupię się dziś na wielu innych dyscyplinach, skoki narciarskie mężczyzn traktując jakby po macoszemu.

Średnia wieków skoczków w konkursach drużynowych raczej nam się nie obniża. Żelazna trójka (Żyła, Stoch, Kubacki) jest niezmiennie żelazna i prędko to się nie zmieni. No, chyba że któryś z Panów „zawiesi” narty na kołku. Nie spoglądając nikomu w metryki, to o taki zuchwały krok mogę podejrzewać kogoś z duetu Stoch-Żyła. Kubacki ma jeszcze chwilę i osobiście obstawiam, że to nie są jego ostatnie igrzyska. Rozwinęło się jednak zaplecze i wybitna w tym zasługa ekipy Doleżala. W tym sezonie zapunktowało aż 11 Polaków. Wynik jak z Kruczka. Należy oczywiście nanieść poprawkę, że za polskiego trenera głównie przebijali się młodzi i głodni sukcesów, a obecnie jest to mieszanka rutyny z młodością. Fakt pozostaje jednak faktem. Dodatkowo pomogła w tym osiągnięciu nieco przetrzebiona stawka rywalizujących w związku z pandemią. Niemniej jednak jakieś tam jutro przed nami jest, po Pjongczangu czuliśmy natomiast, że jutro może być koszmarne.

Teraz skoki Pań

Cudownie nie jest i nie ma co lukrować. Fatalnie jednak też z pewnością nie. W tym sezonie trzy nasze zawodniczki przebrnęły do czołowej trzydziestki w pojedynczych zawodach pucharowych. Nie mają imponujących wyników w tym zakresie, ale tutaj należy nanieść kolejną poprawkę. Nie wiadomo na co byłoby stać Kingę Rajdę, gdyby nie lekkomyślność przeprowadzających konkurs Mistrzostw Polski w Wiśle. To i tak cud, że ta dziewczyna tak szybko pozbierała się po tak koszmarnym upadku. W przyszłym sezonie liczę, że Kinga będzie znowu regularnie punktować, tak jak robiła to w poprzednim sezonie (mam do tego prawo, czy jednak różowe okulary na czubku nosa?). To oznacza, że już tylko jednej Pani brakuje nam do całkiem udanych konkursów w mikście. Tylko do licha, drodzy Panowie Tajner i Małysz, dbajcie o te dziewczyny!

Biathlon, czyli potencjał jest, ale wyników jakoś mało

Ponownie nie ma co lukrować, sezon nieudany i koniec kropka. Trzy lata temu jednak jednogłośnie orzekliśmy – odeszło pewne biathlonowe pokolenie u kobiet, nie wiadomo kiedy znajdzie się takie następne. Wczoraj natomiast do ostatniego strzelania liczyły się nasze Panie w walce o medal w sztafecie na Mistrzostwach Świata. Jasne, jedna jaskółka wiosny nie czyni. Gdyby jednak tak udało się wyzwolić pełnię możliwości tych naszych dam? Na co stać Monikę Hojnisz-Staręgę już wiemy z autopsji, a na co stać Kamilę Żuk możemy się niestety, póki co tylko domyślać. Na medal w Pekinie nie liczę, ale na kręcenie się w czołówce gotowej sięgnąć po medal już tak. Pan Greis ma rok pracy przed sobą (jeśli utrzyma stanowisko) i z tej mąki może być jeszcze chleb. Nadziei dodaje fakt, że coraz lepiej prezentują się nasze krajowe ośrodki, a jak już mamy gdzie trenować młodych to płomień nadziei na dobre wyniki sportowe w kolejnych latach ma sens tlić się w naszych serduszkach. Pozwolą natomiast Państwo, że uprzejmie spuszczę zasłonę milczenia na wyniki mężczyzn, nie ma co się pastwić.

Biegi narciarskie, czyli potencjał jest, chwilę jeszcze poczekajmy na wyniki

Medale tegorocznych juniorskich Mistrzostw Świata w narciarstwie klasycznym każą sugerować, że za rok będzie kogo obserwować na igrzyskach, a to już coś. Dlaczego to już coś? Ponownie, punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Trzy lata temu po Korei, kiedy odchodziła Justyna Kowalczyk, zionęła straszliwa pustka na zapleczu. Widać jednak, że nasze obecne juniorki robią postępy. Nie wywierajmy presji, obserwujmy, zapewniajmy warunki, a i z tej mąki powinien nam chleb wyrosnąć. Medalowy? Tego nie wiem, ale nie przesądzam.

Narciarstwo alpejskie, wbrew logice

Jakiś czas już pisuję o sportach zimowych. Niejedno podsumowanie sezonu reprezentantów Polski spod mojej klawiatury wyszło, ale w żadnym na poważnie nie zaistniała ta dyscyplina. A tu proszę po raz pierwszy w XXI wieku, przydarzyły nam się takie Mistrzostwa Świata. Przecież ten medal naprawdę wisiał w powietrzu! Maryna Gąsienica-Daniel wchodzi w kluczowy dla sportowca wiek i to z jakim przytupem. Gdy z początku sezonu łapała kolejne dobre wyniki, jakoś nie dowierzaliśmy, że na tym polu może się coś wydarzyć wielkiego (i nawet nie udawajmy, że było inaczej). Ponownie, nie wypada oczywiście liczyć na medal olimpijski za rok, ale jeśli tylko Maryna utrzyma dyspozycję to mamy emocje gwarantowane. A to już dużo, bardzo dużo, jak na pustynię, która w tej dyscyplinie funkcjonowała. A do tego wszystkiego objawiła się Magdalena Łuczak. Młoda, 19-letnia i ponownie apel: PZN-ie nie zawal tego!

I jeszcze jedna taka moja osobista jaskółka. Magda Łuczak jest zawodniczką urodzoną w Łodzi. Oczywiście, wiem, że to nie tam się szkoliła, ale czy nie byłoby pięknie, gdyby została pierwszą jaskółką wśród współczesnych zawodowych polskich sportowców zimowych pochodzącą z nizin?

Last but not least

No i ona – Natalia Maliszewska. Kiedy zanikało pokolenie, które gwarantowało nam emocje na torze długim, objawił się talent Natalii na torze krótkim. Jeszcze nieco w sportowym cieniu (choć doceniania już na gali Mistrzów Sportu Przeglądu Sportowego) może rozbłysnąć równo za rok. Od dłuższego czasu obecna jednak w ścisłej światowej czołówce i nic nie wskazuje na to, by miała ją opuścić.

W sumie nie jest źle

Ten szybki i skrócony przegląd kadr napawa nadzieją. Gdybym miał obstawiać, to te dwa medale na przyszłorocznych igrzyskach obronimy. I wcale za całość dorobku nie będą musieli odpowiadać skoczkowie. Szkoda jak beztrosko zrezygnowano z talentu chociażby kombinatorów norweskich. Mamy jednak kolejne pokolenie samorodków (bo nie miejmy złudzeń, systemowo jeszcze wiele w tym naszym kraju do poprawy). Jest jednak tląca się nadzieja, są podrywające się z wolna gdzieniegdzie jaskółki i to chyba niejedna. Wierzę głęboko, że jeszcze będzie wiosna. Przeżyliśmy swego czasu 30 lat bez medalu na Zimowych Igrzyskach Olimpijskich (1972-2002). Trzy lata temu z tyłu głowy niejednego kibica z pewnością pojawiała się myśl, że karnawał się skończył. Na powtórzenie wyniku z Vancouver ani Soczi za rok nie ma co liczyć (choć nigdy nie mów nigdy). Dwa medale i czternaście miejsc w czołowej „dziesiątce” to jednak wynik z Pjongczangu. Dziś wydaje się zupełnie do obronienia, co więcej osobiście stawiam, że miejsc w czołowej „dziesiątce” w Pekinie może być więcej. A pamiętacie Państwo nastroje po Korei? Miało być tylko gorzej. I z tymi jaskółkami zostawiam Cię drogi Czytelniku, poczekajmy rok na weryfikację…

UDOSTĘPNIJ