Wielu piłkarzy próbowało w Manchesterze United unieść ciężar numeru „7” na plecach. Niektórym poszło lepiej, innym gorzej, a jak poradzi sobie Urugwajski napastnik?

Są kluby, w których poszczególne numery są zastrzeżone z uwagi na wybitne osiągnięcia zawodników, którzy mieli je na plecach. W Manchesterze United taki zwyczaj nie obowiązuje, a klub posiada kilka ikonicznych numerów, które jednoznacznie kojarzą się z legendami klubu z Old Trafford. I tak 10 przez lata należała do Wayne Rooneya czy wcześniej Denisa Lawa, 11 i 18 odpowiednio do Ryana Giggsa i Paula Scholesa. Numer 20 kojarzyć się może z Robinem van Persiem a także Ole Gunnarem Solskjaerem. Zazwyczaj te numery nie są aż tak mocno naznaczone przez historię. Jest jednak jeden numer, który wzbudza olbrzymie emocje wśród kibiców United. Przed laty numer ten należał do najlepszego piłkarsko alkoholika na świecie, francuskiego buntownika lub do pewnego Portugalczyka, który spod skrzydeł Fergusona wypłynął na rejs do światowego futbolu. W ostatnich latach jednak z tym numerem grali zawodnicy, którzy patrząc na historię nie powinni. Mowa oczywiście o argentyńskim „wyrzutku” z Realu Madryt i wspaniałym pianiście z Arsenalu. Numer ten ma kojarzyć się z sukcesami odnoszonymi przez klub lub zawodnika. Ostatnimi czasy było inaczej, a jak będzie w przyszłości? Mowa oczywiście o legendarnej „siódemce”, na której ciąży klątwa przeszłości.

Można zauważyć, że wraz z upływem lat numer ten coraz bardziej traci na sile. W latach 60. dzierżył go George Best, w latach 90. Eric Cantona, a na początku XXI wieku David Beckham, później Cristiano Ronaldo. Ta czwórka tak mocno odbiła swoją wspaniałą, piłkarską historię na tym numerze, że kolejni zawodnicy zakładając ją mają dodatkowe kilogramy na plecach. Po Ronaldo przyszła pora na Michaela Owena, później Antonio Valencię, Memphisa Depaya a później do dwójki, która zasłynęła wyjątkowo słabą grą w barwach United, Angela Di Marii i Alexisa Sancheza. Przyjrzyjmy się teraz pokrótce historii zawodników, którzy ową „siódemkę” mieli okazję nosić na swoich plecach.

George Best

Cofając się kilkadziesiąt lat do tyłu to właśnie piłkarz z Irlandii Północnej był pierwszym tak głośno wspominanym zawodnikiem United z „7” na koszulce. W klubie z Old Trafford zagrał w ponad 350 spotkaniach. W latach swojej świetności tworzył niezapomniane trio wspólnie z Denisem Law oraz Bobbym Charltonem. 10 lat po katastrofie w Monachium poprowadził odrodzoną drużynę „Czerwonych Diabłów” do tryumfu w Lidze Mistrzów, co poskutkowało zdobyciem przez niego „Złotej Piłki”. Best przez większość swojej kariery nie odstawiał alkoholu od ust, ale jak wiadomo wtedy były inne czasy. Na boisku zachwycał i był fenomenalnym zawodnikiem. Nikt nie mógł mieć pretensji o jego pozaboiskowe zachowania, skoro na nim spisywał się fantastycznie. W United spędził 11 lat w seniorskiej drużynie. W sławnym finale Ligi Mistrzów w roku 1968 wpisał się na listę strzelców. To właśnie od niego rozpoczęła się legenda numeru 7!

Eric Cantona

Przez kolejne 20 lat nikt nie zbliżył się poziomem prezentowanym przez George Best, choć koszulki z numerem siedem nosiło kilku znanych zawodników. Chociażby Paul Ince, Bryan Robson, czy Lee Sharpe. W 1992 roku sir Alex Ferguson potrzebował w drużynie kogoś, kto z miejsca stanie się prawdziwym liderem zespołu. Nie pomylił się, kiedy kupował na Old Trafford francuskiego napastnika z Leeds United. Świeżo mianowany kapitan Manchesteru United poprowadził drużynę Fergusona do czterech Mistrzostw Anglii. Być może Francuz nie grał tak długo jak mógł, a w United spędził „zaledwie” pięć lat, ale jego wpływu na drużynę nie można umniejszać. W Premier League rozegrał z diabelską „siódemką” plecach blisko 180 spotkań strzelając przy tym 81 bramek. Mimo tego, że Cantona miał trudny charakter to jednak nie można mu odebrać zaangażowania i chęci bycia coraz lepszym, tego brakuje aktualnym piłkarzom United. Ferguson potrafił odpowiednio wykorzystać i ustawić pod siebie Erica Cantonę. Numer siedem na plecach, opaska kapitańska i podniesiony kołnierzyk. Taki obraz jednej z najlepszych „siódemek” w historii pamiętają i wspominają kibice „Czerwonych Diabłów”.

David Beckham

Po Ericu Cantonie numer przejął zawodnik młodego pokolenia, David Beckham. Dzisiaj znany Anglik, ale wtedy Beckham wkraczał dopiero do wielkiego świata piłki nożnej. Obok Giggsa i Scholesa to jeden z najbardziej znanych zawodników z tzw. „Class of 92′”, czyli rocznika, z którego do pierwszego składu United przebiło się kilku zawodników. Davida Beckhama fani United zapamiętają głównie z dwóch historycznych dośrodkowań z 1999 roku, kiedy to na Camp Nou United po dwóch rzutach rożnych wykonywanych właśnie przez Anglika „Czerwone Diabły” pokonały Bayern Monachium w pamiętnym finale Ligi Mistrzów. Fenomenalne rzuty wolne i dokładne co do centymetra wrzutki „Becksa”, to znaki firmowe piłkarza w United. Wielu fanów może także kojarzyć bramkę z połowy boiska przeciwko Wimbledonowi. Pod wodzą Fergusona Beckham rozegrał prawie 400 spotkań z „7” na plecach. Zanotował w nich prawie 100 asyst i zdobył 85 bramek. Beckham należy do legend United. Niestety, klub opuszczał w cieniu konfliktu z menedżerem, kiedy w 2003 roku przenosił się do Realu Madryt.

Cristiano Ronaldo

W 2003 roku do Manchesteru United przybył młody i nieokrzesany jeszcze Portugalczyk. Wtedy nikt nie spodziewał się, że skrzydłowy ze Sportingu Lizbona odniesie tak duży sukces na Old Trafford. Sir Alex Ferguson wyczuł, że Ronaldo zostanie zawodnikiem światowej klasy, nie pomylił się. Zanotował rekordową liczbę bramek w jednym sezonie w barwach United w sezonie 2007/2008, 42 bramki ogólnie i 34 w samej Premier League. W 2008 roku jako „Czerwony Diabeł” otrzymał Złotą Piłkę, a kilka miesięcy wcześniej jego bramka w finale Champions League dała United trzeci w historii tytuł w tych elitarnych rozgrywkach. Choć w serii jedenastek Ronaldo się pomylił, tak jednak tamten sezon był dla niego wyjątkowy. Z United żegnał się w przyjaznej atmosferze oraz z poczuciem dobrze wykonanego zadania. Odchodząc latem 2009 roku do Realu Madryt spełniał swoje marzenie z dzieciństwa, a sir Alex Ferguson na zawsze pozostał jedną z najważniejszych osób w jego życiu. Spędził w United 6 lat, w tym czasie zaliczył 292 spotkania w czerwonych barwach, a „siódemka” na plecach w żaden sposób nie wpłynęła na jego grę. Uniósł ciężar tego numeru w najlepszy możliwy sposób.

Michael Owen

Po odejściu Ronaldo już żaden zawodnik nawet nie zbliżył się do wyników osiąganych przez piłkarzy z numerem siedem. Zaraz po odejściu Ronaldo numer ten otrzymał były zawodnik Liverpoolu, Michael Owen. Kibice nie byli zachwyceni, tym bardziej, że Anglik nawet nie był podstawowym zawodnikiem w składzie. Napastnik spędził w United 3 lata, a w pamięci z pewnością zostanie bramka zdobyta w derbach Manchesteru, we wrześniu 2009 roku, dając zwycięstwo „Czerwonym Diabłom” 4:3. Na Old Trafford zdobył tylko 17 bramek i zagrał w 52 meczach.

Antonio Valencia

Od czasu Owena numer „7” jest nadawany zawodnikom z wielką nadzieją na lepszą grę i godne noszenie tego numeru na plecach. Kolejnym zawodnikiem podtrzymującym wspaniałą tradycję tego numeru miał być Antonio Valencia. Kapitan Manchesteru United początkowo występował z numerem „25”, ale po dobrych występach sir Alex Ferguson zdecydował na przekazanie „7” Ekwadorczykowi. Valencia pod presją „siódemki” nie wytrzymał i zdecydowanie obniżył loty. Po gorszych występach zdecydował się na powrót do wcześniejszego numeru, co zdecydowanie wyszło mu na dobre. Numer „7” towarzyszył jednak Valencii w trakcie ostatniego mistrzostwa Anglii dla United w sezonie 2012/2013, dlatego też można pozytywnie patrzeć na ten okres. Jednak daleko mu było do nawiązania do najlepszych lat.

Memphis Depay, Angel Di Maria, Alexis Sanchez

Obecnie wielki problemem w United jest „7” nadawana zawodnikom, którzy z miejsca mają się stać kluczowymi piłkarzami w układance kolejnych menedżerów. Memphis Depay miał być „nowym Ronaldo”, ale historia potoczyła się zupełnie inaczej. Przez poważną kontuzję ominął dużo spotkań i zaledwie po dwóch sezonach na Old Trafford opuścił klub. Kolejnym zawodnikiem z legendarnym numerem był Angel Di Maria, więc zawodnik, który nadal prezentował światowy poziom, ale opuścił Real Madryt w poszukiwaniu nowych wyzwań. Jak się okazało Argentyńczyk nie do końca był zadowolony z transferu do Anglii i spędził tam zaledwie jeden sezon. Każdy w United wspomina Di Marię z negatywnymi emocjami. Kibice nie mogą zapomnieć tego jak prezentował się w barwach United. Oliwy do ognia dolewają wypowiedzi aktualnego skrzydłowego PSG. Etap Di Marii w United dla każdego z klubu mógłby zostać wymazany z historii. Ciężaru „siódemki” nie wytrzymał także Alexis Sanchez. Kupiony w zimowym okienku transferowym za czasów Jose Mourinho. Miał być transferem genialnym, ponieważ jego gra w Arsenalu napawała optymizmem. Chilijczyk niestety nie podołał nadziejom, które były w nim pokładane. Jego tygodniówka była zdecydowanie za wysoka i to niestety przez ten pryzmat jest rozpatrywana kariera Sancheza w Manchesterze United. W ostatnim okienku transferowym po wypożyczeniu do Interu Mediolan udało się zarządowi United pożegnać z Alexisem Sanchezem.

Zdecydowanie numer siedem przez wyżej wymienioną trójkę nie był reprezentowany zgodnie z realiami poprzednich, sławnych „siódemek”. Niestety, to szukanie odpowiedniego zawodnika pod numer „7” trwa i nie widać, aby te poszukiwania miały się zakończyć. Chyba, że oderwaniem od ostatniej rzeczywistości tego numeru będzie Edinson Cavani.

Edinson Cavani

W tym sezonie posiadaczem numeru „7” miał być zupełnie inny zawodnik. Obietnicę otrzymania „siódemki” miał dostać Jadon Sancho. Jednak niestety, transfer Anglika nie udał się i z numerem siedem będzie biegał w tym sezonie zawodnik kupiony w ostatni dzień okienka transferowego, Edinson Cavani. Urugwajczyk swoje lata, jak na piłkarza już ma, jednak jest nadzieja, że podąży droga swojego byłego kolegi z PSG, Zlatana Ibrahimovicia. Co do postawy napastnika nie ma za dużych nadziei. Sezon będzie można uznać za udany jeśli będzie regularnie trafiał do siatki rywali. Miejmy nadzieję, że tak właśnie będzie. Numer „7”, który został mu nadany może znowu na rok odzyskać blask(albo i dłużej), bo to że Cavani to czołowy napastnik świata jest pewne. Widać, że po raz kolejny numer „7” został nadany na okres przejściowy, podobnie jak z Owenem. Być może dwa, trzy sezony wystarczą Cavaniemu, aby stanąć w jednym rzędzie z Ronaldo, Cantoną czy Bestem. Patrząc na ostatnie lata w wykonaniu United można jednak wątpić w sukces Cavaniego na Old Trafford. Po raz kolejny możemy być świadkami „wypalenia” zawodnika i wrażenie toksycznej relacji na linii klub-zawodnik. Jaką „7” będzie Cavani? O tym przekonamy się w najbliższym sezonie!

UDOSTĘPNIJ