Jerzy Brzęczek został nowym selekcjonerem reprezentacji Polski. Oczywiście już pół kraju wie, że będzie źle. Rozumiem negatywne nastawienie, jednak uważam, że jakiekolwiek podejście dziś (czy to optymistyczne czy pesymistyczne) mija się z celem. Lepiej się nie nastawiać.

Pierwotnie miał tu pojawić się tekst o pewnych szwedzkich przygodach, ale tyle się dzieje, że chwilowo skandynawską tematykę muszę odłożyć na później. Wracając do mieszkania wczorajszego wieczora stwierdziłem, że nie rozumiem fenomenu nastawiania się. Nie żebym tego nie robił – nie jestem święty. Jednakże… po co nam to?

Jerzy Brzęczek został nowym selekcjonerem reprezentacji Polski. Poszła fala hejtu. Pewna grupa wygenerowała pseudośmieszny mem pokazujący sposób wyboru, na Twitterze większość postawiła krzyżyk na kadrze, zanim jeszcze sam wybrany zdołał otworzyć usta. Żenujące, ale typowo polskie. Nastawiamy się negatywnie, bo wielką reprezentacją Polski nie zarządza Carlo Ancelotti czy inny Zidane, a gość stąd nazywający się Jerzy Brzęczek. Kompleksy, kompleksy, kompleksami poganiają. Nie wzięło się to jednak znikąd.

Powtarzam w prawie każdym tekście – porażka podcina skrzydła, zmniejsza wiarę. Siłą rzeczy z czasem nie spodziewamy się niczego dobrego. Poza Euro 2016 – co tak naprawdę nam wyszło? Kwalifikacja na te wszystkie turnieje? Ogranie Portugalczyków i Czechów za Beenhakkera? Wygrana z Niemcami za Nawałki? Trochę słabo jak na polskie wyobrażenia o Polsce. Duma – nasza narodowa cecha, nas zżera, bo dziś rzadko z czego możemy być dumni. Przykre jest to, że nie ma dziś niczego, co zaspokoi to pragnienie uznania. Wracamy więc do czasów Górskiego czy Piechniczka, bo „dawniej było lepiej”. Jeśli zatem rzeczywistość nie pokrywa się z naszymi myślami, reakcje są negatywne – złość, załamanie – wybierajcie.

Zauważcie, że tak jest ze wszystkim – od wyboru selekcjonera reprezentacji po zakupy na obiad. Masz ochotę na spaghetti, ale niestety okazuje się, że dobre pomidory się skończyły, a z tym co zostało lepiej nie ryzykować. Rozczarowanie? Dokładnie. Mniej banalny przykład – praca. Przechodzisz pierwszy etap rekrutacji, cieszysz się, bo praca marzeń już blisko. Okazuje się jednak, że tego ostatniego stopnia nie pokonujesz – czy to przez umiejętności czy przez brak zwykłego farta. Miłość? Tu chyba nie muszę rozpisywać się o uczuciowych rozczarowaniach, bo przeszedł to każdy z nas. Jeśli czytają to nieskażeni takowym, zazdroszczę. Każda porażka nas lekko podcina. Każde rozczarowanie (bez względu przez co) to następna kula, którą przyjmujemy. Jak jest ich za dużo, to sami wiecie…

Więc lepiej się nie nastawiać. To strasznie ciężka sztuka. Negatywne nastawienie sprawia, że każdy dzień jest szary i niczego się nie chce. Pozytywne – łatwiej oberwać, wystawiasz się na kolejny cios. Brak podejścia to jest sztuka. Nie znam nikogo, komu udało się ją opanować. Może dlatego wciąż chodzimy niezadowoleni. Jedni – bo będzie źle, drudzy – bo nie jest dobrze.

Światełko w tunelu hejtu dla Brzęczka? Przy wyborze Nawałki przechodziliśmy to samo. Miło byłoby przeżyć powtórkę z turnieju we Francji. Ale nie nastawiajmy się – ani pozytywnie, ani negatywnie.

Trenerze, życzę, by niedługo mógł Pan powiedzieć „Adieu wszystkim, którzy pozostają na dnie”.

Mateusz Dziopa

FOT.fot. Bimodo Blog
UDOSTĘPNIJ
Avatar
Redaktor naczelny Radia Gol. Zakochany w żużlu, lubiący korfball, curling oraz whisky i kawę. Uwielbia ironię, sarkazm. Pisze także dla Przeglądu Sportowego, PoKredzie i Speedway Ekstraligi