Po czwartkowym, luksemburskim cyrku w europejskich pucharach umacniam się w przekonaniu, że warto stawiać na młodzież. Robiąca wielkie transfery (często dziadków) Legia, odpadła z hukiem. Z gracją z rozgrywkami pożegnała się za to Jagiellonia, która lubi sprowadzać młodych do pierwszej jedenastki.

Trwa festiwal w Sopocie. Oprócz hycającej po scenie Beaty Kozidrak lub Maryli Rodowicz każdy polski festiwal ma kabareton. Podczas tegorocznego święta muzyki wieczór z humorem przeniesiono do Luksemburga. Chociaż w Dudelange jedyny śmiech jaki można było zaobserwować to śmiech przez łzy. Wszystkie koszmary z Levadiami czy Irtyszami odeszły w niepamięć, bo nowe monstrum Legia przysporzyła sobie sama.

Szczerze mówiąc nie mam pojęcia gdzie jest nasz futbol. Jestem dziwnie pewny, że większości z Was przyszła na myśl odpowiedź „w dupie”, co mnie w ogóle nie dziwi. Jeśli mistrza kraju potrafi zdominować drużyna z Luksemburga to coś jest nie tak. Kolejny raz okazało się, że Legia kompletnie nie ma ani obrony, ani pomocnika, który potrafi przemieścić piłkę od linii defensywy do rozgrywającego (to ostatnie jest naszą „dumą narodową”, bo problem ma z tym nawet kadra). Jeśli Stolz i Turpel mają pełno miejsca i tańczą z Pazdanem oraz Wieteską to powinno to dawać do myślenia. Boli też zachowanie po porażce. Wyskok trenera Sa Pinto do sędziego był żałosny. I jeszcze te tłumaczenie, że „zabrakło czasu”… Zabrakło jaj i gryzienia trawy.

Tego z kolei nie zabrakło Jagiellonii. Jakkolwiek to nie brzmi, białostoczanie tymi porażkami wygrali sporą sympatię kibiców w Polsce. W każdym ze spotkań walczyli, dawali z siebie 100% pozostawiając naprawdę znakomite wrażenie. Możemy się tylko zastanawiać co by było gdyby Bezjak… no, ale nie ma co gdybać. Porażka z Gent hańby nie przynosi, a ekipę z Podlasia chętnie widziałbym w eliminacjach za rok. W ich grze wszak widać jakiś pomysł      i zapał, a i tempo rozgrywania akcji jakoś 10 razy szybsze niż w drużynie ze stolicy Polski.

Nie mniej jednak powyższa lista razi, a zjazd jest widoczny. Nie tak dawno przecież ekscytowaliśmy się meczami z Realem czy Sportingiem, trochę dawniej z Juve czy Manchesterem City. Dziś to tylko wspomnienie. Nie może być ono jednak złudne. Wielu kibiców pozostaje w nim żyjąc w przeświadczeniu, że polska piłka klubowa coś znaczy na europejskiej arenie.

Przykro mi bardzo, ale ściągając dziadków, niedoszłe gwiazdy czy gwiazdy 3. ligi San Escobar, daleko nie zajedziemy. Znów brakuje stawiania na młodzież, rozwoju oraz śmielszego wprowadzania do seniorskich jedenastek. No, może poza Jagiellonią. Zobaczcie jak radzą sobie Szymański czy Jóźwiak, a jak wcześniej pokazywali się Kownacki czy Linetty. Można? Można, ale trzeba zaryzykować. Niestety mam wrażenie, że marketingowe spojrzenie oraz chęć stworzenia wyników „na już” sprawia, iż się cofamy. Czasem warto zrobić jeden krok do tyłu, by móc wykonać dwa do przodu. Patrz: białostoczanie. Niestety model ten jest na tyle niepopularny, że wątpię, by polska piłka go przyjęła. Tak to jest, gdy chce się mieć wszystko teraz, zaraz, już.

Mateusz Dziopa

FOT.fot. PAP
UDOSTĘPNIJ
Avatar
Redaktor naczelny Radia Gol. Zakochany w żużlu, lubiący korfball, curling oraz whisky i kawę. Uwielbia ironię, sarkazm. Pisze także dla Przeglądu Sportowego, PoKredzie i Speedway Ekstraligi