Kiedy 5 marca TAURON KH GKS Katowice awansował do półfinału Play Off, pokonując w siódmym meczu Unię Oświęcim, zaryzykowałem tezę, że ta drużyna nie zdobędzie mistrzowskiego tytułu. Twierdzenie to nie było poparte ani analizą względów sportowych, ani bukmacherskim kunsztem, ani racjonalnymi argumentami. Ot, zwykłe przeczucie.

Dziwne przeczucie

Jeszcze trzy miesiące wstecz byłem pełen podziwu dla gry GKS-u, który do Bożego Narodzenia grał najlepszy hokej w kraju i był poza zasięgiem każdego. Później przyszedł nieudany występ w Pucharze Polskim, przeciętna końcówka sezonu i ćwierćfinałowe męczarnie z teoretycznie najsłabszą drużyną w tegorocznych Play Offach. Podkreślam jeszcze raz, nie forma sportowa pozwoliła mi wysnuć niekorzystne dla katowiczan wnioski.

Skąd więc to przeczucie? Z obserwacji swego rodzaju buty, arogancji i pewności siebie. Przede wszystkim kibiców. Pierwsza jej oznaka pojawiła się w dniu, kiedy TAURON przegrał w Tychach finałowy mecz nr 5 i został wicemistrzem Polski. Zaprzyjaźnieni kibice GKS-u, których w gronie moich znajomych nie brakuje, już wtedy zapewniali mnie, że większy od tyskiego GKS-u sukces w sezonie 2017/18 odniósł katowicki imiennik. Kilka dni później, przy przypadkowym spotkaniu, usłyszałem, że nadchodzący blamaż GKS-u Tychy w Lidze Mistrzów zrehabilituje rok później GKS Katowice.

Czytaj także: Wywiad z Adamem Kszczotem

Gdy tyszanie zakończyli fazę grupową LM kilka miesięcy później, przekonywano mnie, że drużyna z Katowic zdecydowanie lepiej reprezentowałaby polski hokej na arenie międzynarodowej. Wspomnianego już 5 marca widziałem opinie, których autorzy przekonywali, że podopieczni Toma Coolena dopełnili formalności i teraz już z górki zjadą aż na pierwsze miejsce podium. Fakt, że te formalności zajęły aż siedem spotkań był raczej pomijany.


Huśtawka nastrojów

W dniu, kiedy Comarch Cracovia wygrała w Katowicach drugie spotkanie Play Off i prowadziła w całej serii 3:0, widziałem nisko spuszczone, zafrasowane miny tych, którzy złoty medal na swoich szyjach zawiesili już dawno temu. Ci sami, w zupełnie innych humorach opuszczali „Satelitę” 23 marca, a na ich ustach niosła się pieśń: „A w Krakowie wszyscy płaczą, bo finału nie zobaczą”. Przyznam, że nie odważyłem się upewnić, czy stan rywalizacji to rzeczywiście 2:3 i czy szóste spotkanie odbędzie się na lodowisku Cracovii? Następnego dnia buńczuczna pieśń zamieniła się w pełne kpiny komentarze: „Tylko tyskie dzbany mogą przegrać wygrany mecz”. Odnosiły się one do wydarzeń zza miedzy, gdzie GKS Tychy na 22 sekundy przed końcem dał sobie wbić wyrównującą bramkę, a w dogrywce został pokonany przez TatrySki Podhale Nowy Targ.

Hokej uczy pokory

Pewność siebie i przekonanie o własnej wartości jest w sporcie szalenie ważne – z tym nie śmiem dyskutować. Czułem jednak pod skórą, że katowicka arogancja, nieskorygowana o problemy zespołu na lodzie, będzie dla klubu bliskiego memu sercu (kiedyś bardziej, niż dzisiaj) zgubna. Sport uczy pokory. Boleśnie przekonali się o tym hokeiści i kibice TAURON KH GKS-u Katowice.


Zabrakło sił?

Co do względów sportowych, nie czuję się kompetentny, by rozstrzygać, dlaczego katowicki zespół zagra o brązowy, a nie złoty medal. Do głowy przychodzi mi jeden powód: złe przygotowanie fizyczne zespołu. Rzuciło mi się ono w oczy po zakończeniu ćwierćfinałowej rywalizacji, kiedy skorzystałem ze statystyk niezastąpionego portalu hokej.net. Pokazywały one, że katowiczanie z Unią Oświęcim tylko 15% swoich trafień zdobyli w tercji trzeciej. Podczas relacji z pojedynków GKS-u z Cracovią wspominałem więc o za szybko wyczerpujących się akumulatorach zawodników Toma Coolena, a już pierwszy bój potwierdził, że coś jest na rzeczy.

Czytaj także: Kto wzmocni Lecha Poznań?

Przed świętami…

Zainspirowany świetnym felietonem Adriana Żeleźnego, który również dotknął kwestii trzecich tercji w wykonaniu katowiczan, postanowiłem przeanalizować grę w końcowych odsłonach spotkań zespołu Toma Coolena. Rozpocznę od pojedynku z 24. kolejki sezonu zasadniczego, kiedy TAURON grał na lodowisku mistrza Polski. Przez lwią część spotkania dominował i zasłużenie prowadził jeszcze w trzeciej tercji 3:1. Później jednak dał sobie strzelić dwa gole i musiał walczyć o wygraną w dogrywce. W niej wykorzystał jedną z kontr, wyprowadzoną po naporze tyszan i zdobył zwycięskiego gola, lecz punkty uciekły.

W 28. kolejce TAURON mierzył się z JKH GKS Jastrzębie i po 25 minutach prowadził już 4:1. W drugiej połowie meczu dał sobie jednak strzelić dwa gole i do końca musiał drżeć o korzystny wynik. Podobnie było w Gdańsku, gdzie na trafienie Jana Stebera GKS odpowiedział trzema trafieniami w pierwszej tercji. Przed przerwą dał sobie strzelić gola kontaktowego, a w kolejnych tercjach tracił po jednej bramce, nie strzelając żadnej. Tamto spotkania wygrała Automatyka 4:3.

Puchar Polski

27 grudnia TAURON walczył o finał Pucharu Polski z ekipą z Jastrzębia. Świetnie rozpoczął i wygrał pierwszą tercję 2:0, drugą zremisował 1:1, a w trzeciej dał sobie strzelić gole, w 53. i 58. minucie, co oznaczało dogrywkę. Ta rozstrzygnięcia nie przyniosła i wszystko zakończyło się rzutami karnymi. W nich lepiej strzelali jastrzębianie, którzy dzień później świętowali zdobycie tytułu. Katowiczanie pluli sobie w brody, że wypuścili z rąk fenomenalną okazję.


Puchar Kontynentalny

6 stycznia mara powróciła. W wyjazdowym meczu z Automatyką w 42. minucie Maciej Urbanowicz zdobył bramkę na 2:0 dla katowiczan. Później strzelali już tylko gospodarze, którzy czterokrotnie zmusili do kapitulacji zespół wicemistrza Polski. Wygrywając trzecią tercję 4:1, gdańszczanie wygrali cały mecz 4:2. Syndrom ostatniej tercji dał o sobie znać także podczas Pucharu Kontynentalnego, kiedy TAURON sięgnął po brąz. W drugim meczu po 40 minutach polska drużyna remisowała z Belfast Giants 2:2, ale przez gole w tercji numer 3 przegrała tamto spotkanie 2:4.

Przypomnienie: Tak Jastrzębie zgarnęło Puchar Polski

Play Offy

W kończącym sezon zasadniczy spotkaniu Katowice wygrały 5:1 z Unią Oświęcim. Jedyną bramkę stracili w trzeciej tercji, w której sami nie zdobyli żadnej. W rywalizacji ćwierćfinałowej z drużyną z Małopolski trzecie tercje prezentowały się następująco: 0:2, 0:1, 2:1, 1:0 (porażka w dogrywce), 0:2, 1:1, 0:0. Dwie wygrane, dwie tercje na remis, trzy porażki w odsłonach kończących mecz. W spotkaniach z Cracovią było podobnie: 0:2, 1:1, 1:0, 0:1, 0:2, 0:0 (porażka w dogrywce).

Oczywiście, trudno wymagać od drużyny prowadzącej po dwóch trzecich meczu 8:1 lub 5:1, by za wszelką cenę chciała wygrać batalię numer 3. Niemniej jednak nawet w tych spotkaniach, w których konta obu ekip były zbliżone, najlepiej prezentował się w drużynie Toma Coolena Kevin Lindskoug. Szwedzki golkiper wiele razy „utrzymywał przy życiu” swoich kolegów, a nierzadko w sukurs przychodziło mu obramowanie bramki.


Sztab szkoleniowy i hokeiści TAURON KH GKS-u Katowice wiedzą jedynie, czy rzeczywiście zostały popełnione błędy w przygotowaniu zespołu do decydującej fazy sezonu? My wiemy tylko, że katowicka plejada gwiazd nie zagra drugi raz z rzędu w finale PHL. Mimo, iż w sezonie zasadniczym TAURON zdominował ligę, a jednopunktowa przewaga w ostatecznym rozrachunku nie odzwierciedlała przepaści pomiędzy poziomem sportowym katowiczan a resztą. Apetyty zostały jeszcze rozbudzone przez brązowy medal w Pucharze Kontynentalnym, lecz sezon 2018/19 trzeba uznać w Katowicach za nieudany. Nawet jeśli krążek tego samego koloru zawiśnie na szyjach zawodników TAURON KH GKS-u Katowice w kwietniu.

Źródło: gieksainfo.pl, hokej.gkskatowice.eu

UDOSTĘPNIJ