Łatwo ferować wyroki, podejmować decyzje i snuć scenariusze, kiedy jedynym narzędziem jest 240 znaków na Twitterze, a odpowiedzialność zerowa. Dziennikarze i kibice mogą napisać i zaproponować wszystko, ale na koniec dnia nie będą musieli wziąć za nic odpowiedzialności.
Dlatego współczuję władzom Polskiego Związku Hokeja na Lodzie, że w takich okolicznościach musieli rozstrzygać o losach sezonu 2019/2020. Nie chciałbym być w ich skórze.
Z dużym zaś szacunkiem przyjąłem postawę przedstawicieli czterech polskich klubów, które awansowały do półfinałów PHL. Choć, dokładniej rzecz ujmując, kapelusza należy uchylić szczególnie przed trzema z nich, bo jednej stronie decyzje władz nie mogły się nie podobać. Jeśli wierzyć doniesieniom związku, decyzja o zakończeniu sezonu była jednomyślna. W mojej opinii jest też decyzją jedyną słuszną.
Wiele już powiedziano o kibicach, sponsorach, stratach finansowych, ale zaskakująco mało miejsca poświęca się zawodnikom, czy wszystkim tym, którzy grają role drugoplanowe w spektaklach, którymi są każde wydarzenia sportowe. Sztaby szkoleniowe, sędziowie, pracownicy obiektów to też ludzie – często przerażeni, zdenerwowani, zestresowani. Gromadzenie ich w jednym miejscu w celu rozstrzygnięcia rywalizacji sportowej byłoby, w mojej opinii, nieludzkie i niezwykle antypatyczne.
Pojawiały się pomysły, by sezon dokończyć bez publiczności, przy pustych trybunach. Bezsens. Pierwszy argument przytoczyłem we wcześniejszym akapicie. Drugim niech będzie powrót do korzeni i do genezy sportu. Powstał m. in. dla rozrywki, by był igrzyskami dla ludu. Jaki sens ma toczenie rywalizacji w imię zasad i regulaminu, kiedy jej oglądanie nie kreuje żadnych pozytywnych emocji. Nie ukrywajmy, że wydarzenia sportowe, odbywające się na wyludnionych obiektach, przed odbiornikami ogląda się po prostu trudno.
Zakończenie sezonu było jedyną słuszną decyzją. PZHL musiał rozstrzygnąć jeszcze dwie kwestie: prawo gry w europejskich pucharach i układ na podium (zapis na kartach historii). W kolejnym sezonie w Lidze Mistrzów zagra GKS Tychy. Trójkolorowi wystąpią w tych rozgrywkach po raz trzeci z rzędu. W Pucharze Kontynentalnym zagra Re-Plast Unia Oświęcim, zaś KH GKS Katowice i JKH GKS Jastrzębie otrzymały prawo gry w Pucharze Wyszehradzkim.
Układ słuszny i sprawiedliwy. Najlepsza drużyna sezonu zasadniczego, a także pierwszy półfinalista bieżącego sezonu będzie reprezentował kraj w najbardziej prestiżowych rozgrywkach. Oświęcimianie dostali angaż w Pucharze Kontynentalnym w nagrodę za 2. miejsce w sezonie zasadniczym i za zameldowanie się w półfinale jako drugi zespół. Pozostali półfinaliści zagrają znowu w Pucharze Wyszehradzkim.
PZHL podjął także decyzję o rozdaniu medali. Mistrzem Polski 2020 został GKS Tychy. Wicemistrzem drużyna z Małopolski, a jastrzębianie i katowiczanie otrzymają brązowe medale. O ile do rozdysponowania miejsc w europejskich pucharach trudno się przyczepić, o tyle ta uchwała budzi we mnie więcej niechęci.
Czy rzeczywiście musieliśmy nazwać GKS Tychy mistrzem?
Czy rzeczywiście medale nie mogły pozostać bez właścicieli?
Fani GKS-u Tychy przytoczą statystyki:
- najwięcej punktów w sezonie zasadniczym
- najwięcej zwycięstw w sezonie
- najwięcej strzelonych goli
- najszybszy awans do półfinału
To wszystko prawda. Prawda, która powinna dać prawo do gry w Lidze Mistrzów, ale piękno hokeja na lodzie polega na tym, że na końcu ubiera koronę ten, kto w szaleńczym wyścigu, jakim jest play off, odniesie 12 zwycięstw. GKS Tychy nie był nawet w połowie tej drogi.
Jeśli o mistrzostwie miałaby decydować tabela sezonu zasadniczego tylko i wyłącznie, musiałoby dojść do sytuacji kuriozalnej, bo brąz musiałby powędrować do Nowego Targu, unieważniając rozegrane ćwierćfinały.
Gdyby zaś w jakimś stopniu miała decydować kolejność awansu do półfinału, trudno wytłumaczyć fakt, że trzecie miejsce ex aequo zajęły JKH GKS i GKS Katowice. W końcu to ci drudzy znaleźli się w strefie medalowej szybciej, niż gracze Roberta Kalabera.
Argumentacja przyznanych więc miejsc jest dla mnie dziwaczna, a cała wirtualna ceremonia wręczenia medali niepotrzebna i niesprawiedliwa. Nie wyobrażam sobie, by w Tychach zorganizowano trzeci rok z rzędu fetę, podczas której kibice będą mogli podziwiać mistrzowski puchar. Nie ujmując osiągnięciom GKS-u z piwnego miasta, takie świętowanie byłoby śmieszne. Ważne dla marketingu i klubu, ale przekonany jestem, że niezręczne dla samych hokeistów, którzy woleliby złoto wyszarpać na tafli.
Nie rozumiem, dlaczego nie zrezygnowano z tytułowania, pucharowania i medalowania. W ramach organizacyjnego obowiązku miejsca w międzynarodowych rozgrywkach powinny zostać przydzielone tak jak tego dokonano. Reszta wydaje się zbędna. Groteskowa wręcz.
Za pięć, dziesięć lat wszyscy będziemy pamiętać, że w 2020 roku PHL przegrała z siłą wyższą. Ale czy kolejne pokolenia odnotują, że piąte w historii tyszan mistrzostwo przydzielone zostało w gabinecie, a nie na tafli? Czy nie można odnotować tak jak przy latach 1932, 1936 i 1938 „Faza play off mistrzostw Polski nie została dokończona”? Albo sparafrazować zapis z 1948 roku, gdzie widnieje dopisek „Mistrzostwa Polski nie odbyły się. Tytuł przyznano mistrzowi z 1947 r.”?*
*źródło: Niezbędnik kibica Hokej.Net.
Dominik Kania