W ciągu minionych dwunastu miesięcy wróciłem do Radia GOL, chociaż miało mnie tu już nie być. Wystąpiłem w kilkunastu audycjach, a w ostatniej nawet przed kamerami. Napisałem kilkadziesiąt artykułów, od jakiegoś czasu racząc Was w miarę regularnie felietonami. Wszystko to w cieniu pandemii, tej zarazy, która spadła na nas niczym grom z jasnego nieba. Więc ten rok zdecydowanie należał do mnie…, ale tak naprawdę to wielkie niedopowiedzenie. Bowiem, ten rok należał do każdego z nas.

 

Ten tekst miał pojawić się jako podsumowanie uciekającego roku, myślałem, że zdążę, że sam nie wiem… czas poczeka. Okazało się, iż ten złośliwiec z jakiegoś powodu, miewa całkiem inne plany, a tymi naszymi pomysłami zbytnio się nie przejmuje. Trudno go za to winić, najwyraźniej mu się spieszy, przynajmniej takie sprawia wrażenie. Do wyboru mamy: spróbować biec z nim albo dać mu się wlec. Tak czy inaczej, raz, dwa, trzy, ustawmy się w kolejce i sprawdźmy, kto pierwszy dobiegnie do mety. Ja już ustawiam… sobie wygodny fotel, biorę przysłowiową butelkę whisky (bez coli, bo strasznie podrożała – chcieliście to macie) i niech mnie pcha do przodu. Skoro meta jest końcem trasy, to zdecydowanie lepiej zwolnić i podziwiać widoki, a reszta… kiedy jak nie teraz, możemy zachwycać się spadającymi płatkami śniegu, pełnią księżyca, świtem czy spojrzeniem w czyjeś oczy. A owoce prokrastynacji? Nie trzeba schylać się, żeby je zebrać, mamy do tego prawo grawitacji, jak pięknie ujął to raper Bisz, na którego nową płytę czekam z niecierpliwością. Wiem, że warto. Jak na każdy kolejny dzień.

Niemniej wracając (do brzegu, do brzegu – jak powtarzał jeden moich wykładowców), to wbrew pozorom 2020 – uwaga, kontrowersyjna opinia – był na swój sposób mniej lub bardziej udany, chociaż trudny z tak wielu powodów. Niejedno z nas znalazło miłość, wygrało na loterii, doczekało się jakiejś radości, którą pętla czasu na zawsze spięła z rokiem dwóch dwudziestek. Jasne, można psioczyć, że dało się szybciej, lepiej, dalej. Skłamałbym, gdybym powiedział, że było inaczej. Aczkolwiek, do jasnej cholery, czasu jak rzeki, nikt kijem nie zawróci. Przeszłość przemija, ale nie znika, to ona kształtuje nas takimi, jakimi jesteśmy. Co za tym idzie ten rok, był każdego z nas i to bez wyjątku. Trochę jak znamię, blizna po szczepionce czy szrama po wypadku na rowerze. Odcisnął na każdym z nas swoje piętno.

Jako że miejsce determinuje rzeczywistość, warto wspomnieć, o plusach minionych dwunastu miesięcy. Polacy osiągali niemałe sukcesy, to fakt. Robert Lewandowski, długo by wymieniać, każdy wie, był po prostu najlepszy. Poza nim niesamowita Iga Świątek i jej puchar za wygranie Rolanda Garrosa. Krzysztof Ratajski, który sprawił, że Darta nazywa się Dartem, a nie rzutkami. Rewelacyjny Bartosz Zmarzlik, polski mistrz kierownicy, drugi raz The Best of The World. Też geniusz szachowy, o dość kontrowersyjnym nazwisku, Jan-Krzysztof Duda, facet, mniej więcej w moim wieku, potrafiący znieść z planszy samego mistrza świata Magnusa Carlstena. To i tak zapewne wierzchołek góry, przecież można liczyć również jako sukces przygodę Lecha Poznań w Lidze Europy, chociaż to raczej sukcesik, z gatunku tych, które musimy szanować, jako sklasyfikowani badziewiacy.

Czego bym sobie życzył w nowym roku? Żeby było normalnie, cokolwiek ta normalność ma oznaczać, bo czy jeśli wszyscy przywykniemy do takiego stanu, rzeczy jaki mamy obecnie, czy nie to trzeba będzie nazywać naszą normalnością? Więc powiem przewrotnie, niech będzie lepiej. Nauczmy się przystawać w biegu i podziwiać piękno, bo jest ono wyłącznie w oku patrzącego, zamiast jak ten pies gonić w kółko własny ogon. Cieszmy się chwilą, nawet jeśli to banał.

Ostatnio szereg moich przeczytanych lektur powiększył się o „Mieć czy być?” Ericha Fromma. Polecam serdecznie, by móc wyrobić sobie opinię. Tutaj wobec tego mała konkluzja. Chociaż w sporcie znacznie lepiej mieć niż tylko być, to w życiu jest troszkę inaczej. Zasadniczo przyjemniej jest być, ale jeśli już chce się być, to najlepiej jest być szczęśliwym.

I niech to nam naprawdę przyniesie rok 2021. Bo jak pisał śp. Jerzy Pilch: czy ma się przed sobą rok, miesiąc, czy 20 lat, wciąż ma się przed sobą całe życie…

 

UDOSTĘPNIJ
Arkadiusz Bogucki
Miłośnik piłki, zwłaszcza tej we Włoskim wydaniu. Redaktor również na portalu SerieAPolonia.pl. Poza piłką nożną zafascynowany literaturą grozy, w szczególności twórczością Stephena Kinga oraz H.P. Lovercrafta.