O powrocie Polaka do F1 zaczęło być głośno w 2017 roku, gdy brał udział w testach dla Renault. Wypadł dobrze, a sam zawodnik czuł się bardzo dobrze za kierownicą. Pod sam koniec poprzedniego sezonu walczył o stałe miejsce w bolidzie Williamsa. Niestety, pech chciał, że przegrał ją z Siergiejem Sirotkinem, który wnosi do zespołu o wiele większy wkład finansowy. I w tym można upatrywać największy problem. Szkoda, ponieważ Robert to najlepszy kierowca wyścigowy Polsce i bohater wielu jednostek, mój także.

Początek w grudniu.

Wszystko zaczęło się w momencie walki o miejsce z Rosjaninem. Wiadomą rzeczą było, że wnosi on pieniądze od SMP. Naszemu kierowcy też udało się zbudować budżet, ale nie tak duży jaki miał Sierioża. Podczas posezonowych testów nie było widać wielkiej różnicy między zawodnikami. Była jedna, podstawowa, Polak miał większe doświadczenie i bardzo łatwo dogadywał się z samochodem lub wytykał błędy w prowadzeniu. Zespół Williamsa wiedział, że będzie miał pożytek z naszego kierowcy, ale potrzebowali też gotówki. Decyzja zapadła, oczywiście inna niż ta protegowana w naszych, kochanych mediach. Pierwszy balonik pękł, ale mamy przecież w tym doświadczenie wyrobione na piłkarskiej reprezentacji.

Robert został kierowcą testowym ekipy z Grove i dostał trzy treningi w sezonie. Zespół w składzie z młodymi kierowcami, którzy dają pieniądze za swoje miejsca, nie radzi sobie najlepiej. Polak pierwszy raz pojechał w treningu przed GP Hiszpanii i trzeba przyznać, był to wiekopomny moment. Łezka mi się zakręciła, oglądając to wydarzenie. Sam styl prowadzenia bolidu F1 przez Roberta jest dla mnie kosmiczny. To już jest bohaterskość, że po takim wielkim wypadku ten facet potrafił się podnieść i przeć do przodu. Fantastycznie było móc obejrzeć to wydarzenie, ale zaczęły się rodzić pytania, których jest coraz więcej. Williams do tej pory zdobył 4 punkty po 13 wyścigach. To fatalny wynik dla trzeciego najbardziej utytułowanego zespołu w stawce. Wielu mówiło, że to wina kierowców, ale bądźmy poważni. Największy mistrz w czterokołowej taczce, jaką jest w tym sezonie Williams, nie byłby w stanie zdobywać punktów regularnie. Wielokrotnie bywało, że poprawki w bolidzie go pogarszały, a zarządzający nie wiedzieli co się dzieje. Lance Stroll i Siergiej Sirotkin nie mają łatwej roboty, a Robert Kubica pomaga im jak może.

Zaczęło się!

Do momentu przerwy wakacyjnej nic konkretnego się nie działo. Jednak w jej trakcie gruchnęła mocna wiadomość. Lawrence Stroll, a więc ojciec kierowcy Williamsa zakupił zespół Force India. Przemianował go na Racing Point i tym sposobem jego nowy team stracił wszystkie punkty, które zdobył. Jakiś czas wcześniej Lance mówił, że jeśli miałby gdzieś przechodzić, to tylko z Robertem. To zaczęło powolutku nakręcać karuzelę, na której cały czas jesteśmy. Wielkie gadanie, że synek dołączy do tatusia już na GP Belgii, a Robert wróci do bolidu na tym klasycznym torze okazało się niepotwierdzone. W każdej plotce teoretycznie jest ziarenko prawdy, ale tutaj nie było szans. Na całą sytuację trzeba popatrzeć z każdej strony i pogrzebać, a wtedy będzie wiadomo, że powrót naszego rodaka na fotel etatowego kierowcy jest mało prawdopodobny.

Ale jak to? Jak nie Belgia, to Monza. I znów wielkie ciśnienie w mediach na sytuację Kubicy. Każdy przekrzykiwał się kiedy wróci. To będzie GP Włoch, Singapur, a może dopiero Rosja lub USA? Ludzie kurde, skupcie się! Przerwa między Spa, a Monzą była za krótka, by można było zajmować się sprawami kontraktowymi. Aktualny duet Racing Point, a więc Ocon i Perez kapitalnie sobie poradzili w poprzednim Grand Prix, co pokazuje, że ten zespół stać na wiele. Gdyby Lance Stroll miał do nich dołączyć w trakcie sezonu, to musiałby się uczyć wszystkiego na nowo. Pamiętajmy, że inny zespół to inny styl prowadzenia itp. Esteban Ocon musiałby zostać pozbawiony kontraktu, a to oznacza kolejne pieniądze, które trzeba by wydać. Tak, Lance mierzył fotel w siedzibie zespołu jego taty, to są potwierdzone rzeczy, ale przecież równie dobrze mógł to robić w kontekście przyszłego roku.

Umówmy się! W tym momencie sezonu priorytetem Racing Point nie jest zmiana kierowców! Najważniejsze jest, by punktować w każdym kolejnym wyścigu i wskoczyć jak najwyżej w klasyfikacji konstruktorów. To daje premię finansową za miejsce w tym sezonie, a myślę, że nowi właściciele z chęcią takową przyjmą. Zwłaszcza, że zespół szykuje poprawki aerodynamiczne na Singapur. Lepiej by nowe części testował ktoś, kto zna bolid, a nie facet który dopiero się go uczy. Więc w Racing Point w tym sezonie miejsca nie ma dla Strolla, a co dopiero Kubicy.

Kasa, misiu, kasa!

Tym sposobem dochodzimy do planów na przyszły sezon. Jakie mogą być? Jeżeli nie w tym roku, to w przyszłym? Niestety, opcja na miejsce w przyszłym roku są dużo mniejsze niż na obecny. Szans nie ma na fotel w Mercedesie, Ferrari, Red Bull Racing, Renault, Haasie, ponieważ te zespoły mają pewne lub prawie pewne składy i nikt by nie postawił na kierowcę testowego.

Racing Point i podróż za młodym Kanadyjczykiem? Można, ale tylko na miejsce kierowcy testowego, a tym Robert pewnie nie byłby zadowolony. Lance zapewne będzie jeździł w towarzystwie Sergio Pereza, który do zespołu wnosi kilku możnych sponsorów, a to podoba się właścicielowi. Esteban Ocon może powędrować do McLarena i zastąpić tam Stoffela Vandoorna, któryś z nich będzie jeździł z Carlosem Sainzem – już zakontraktowany na następny sezon. W grze jest też Lando Norris, który może znaleźć się w stajni z Woking lub Toro Rosso, gdzie będzie wolne jedno miejsce. Myślę, że zostawią Brendona Hartleya, ponieważ ma doświadczenie z tą jednostką napędową, a na widoku nie ma juniorów, którzy mogliby awansować. Wszyscy mają za mało punktów, by otrzymać licencję. Nawet jeśli Sabuer pozbędzie się Marcusa Ericssona, to będzie ciężko o miejsce. W blokach czeka już Antonio Giovinazzi, który jest kierowcą testowym Ferrari, ale wolałby jeździć na torze. Marcus wnosi jednak pewien budżet do zespołu i tu nic nie wiadomo, ponieważ równie dobrze może zostać.

Pozostaje kochany Williams, w którym Robert Kubica jest aktualnie kierowcą testowym. Z czysto teoretyczną wizją na miejsce pełnoetatowego kierowcy w przyszłym sezonie. Dlaczego? Już tłumaczę! Stajnia z Grove z końcem tego roku traci sponsora tytularnego, z finansowania zespołu wycofa się na bank Lawrence Stroll, po tym jak jego syn przeniesie się do Racing Point. Tym sposobem Williams zostaje tylko i wyłącznie z pieniędzmi od FIA i Siergieja Sirotkina. Gdyby ten zespół nie był w tak ciężkiej sytuacji finansowej, to mogliby postawić na doświadczonego kierowcę. Lecz trzeba kasy, żeby można było jakoś żyć z wyścigu na wyścig. W tym momencie wchodzi Artem Markelov, cały na biało z walizką pełną rubli i sytuacja jest prosta. Nie musi być to akurat Rosjanin, ale Williams wybierze kierowcę z walizką pieniędzy, a nie koniecznie takiego, który umie jeździć. Po tym wszystkim można powiedzieć, że szkoda. Naprawdę miło by było zobaczyć Roberta Kubicę, który wraca do jazdy w pełnych weekendach GP, ale są na to niestety małe szanse. Tak się już ułożyło, że pieniądze w tym sporcie są bardzo ważne.

Znowu wielkie oczekiwania spotkają się z zawodem. Dlaczego zawsze pompujemy balonik? Nie lepiej się miło zaskoczyć, niż mocno rozczarować? Osobiście oceniam szanse Polaka na miejsce w przyszłym sezonie na jakieś 3%. Dlaczego tyle? Te 3% to jest element szaleństwa, które panuje na tegorocznym rynku kierowców. Mimo tego, że wszystko jest możliwe, to pewnych rzeczy się nie przeskoczy.

Dla mnie zawsze będzie najlepszym z najlepszych.

 

Mateusz Lamch

FOT.skysports.com
UDOSTĘPNIJ
Avatar
Jedyne takie sportowe radio internetowe. RadioGOL.pl jako pierwsze w Polsce oferuje profesjonalną współpracę z klubami sportowymi, dla których prowadzone są regularne relacje NA ŻYWO. Ponadto serwis oferuje artykuły, transmisje, komentarze i analizy profesjonalnych ekspertów, specjalizujących się w szerokim wachlarzu dyscyplin sportowych.