Prowadzenie światowej klasy klubu piłkarskiego to ogromny wysiłek. Piłka nożna jest niewdzięcznym tworzywem, rzeźbiąc w którym podlegasz ocenie milionów emocjonalnie zaangażowanych laików. Nie mniej jednak, niezależnie od sportowego wymiaru zawodu menedżera, wymaga on – jak każdy inny – pewnych manier.

Z manierami właśnie Jose Mourinho nie jest i nigdy nie był szczególnie kojarzony. W ostatnim czasie jednak, Portugalczyk przechodzi samego siebie. Rozpoczyna się właśnie jego trzeci sezon za sterami Manchesteru United – wciąż jednego z najbardziej utytułowanych, popularnych i szanowanych klubów globu. Wszem i wobec znany fakt, iż szkoleniowiec ten nie zagrzał miejsca w żadnym klubie na dłużej niż 3 sezony pozwala przypuszczać, że dni Jose w Manchesterze również są już policzone. Jeszcze na kilka tygodni przed rozpoczęciem sezonu ligowego na Wyspach media gorąco rozprawiały nad tym, kiedy siwa głowa poleci na bruk. Z resztą sam Mourinho bardzo pomaga w dostarczaniu argumentów do dyskusji.

Już w trakcie przedsezonowego obozu przygotowawczego 55-latek otwarcie mówił w mediach o swoim rozczarowaniu wynikającym z braku dostępności kilku kluczowych zawodników, którzy długo zabawili na rosyjskim mundialu i udali się na zasłużony wypoczynek. Jest to pewna zasadna uwaga, ale sam sposób jej przedstawienia pozostawia sporo do życzenia. Kłania się właśnie brak manier. Mourinho nie próbował delikatnie sygnalizować co jest jego problemem. Powiedział wprost, że na obozie pracuje z piłkarzami, lecz nie „ze swoimi” piłkarzami. Policzek dla młodych chłopaków z akademii, którzy jadąc na obóz z pierwszą drużyną czuli zapewne, że złapali życiową szansę. Ugodzona została tu też sama akademia Manchesteru United, która wypuściła przecież na świat masę dzisiejszych legend, czy choćby solidnych piłkarzy. Co oczywiste, Mourinho nie był w owym czasie jedynym menedżerem pozbawionym swoich kluczowych graczy. Po Mistrzostwach Świata w zasadzie każdy szkoleniowiec większego klubu pozbawiony był komfortu pracy ze swoimi najlepszymi piłkarzami. Nikt jednak nie kręcił z tego takiej afery. Nawet Mauricio Pochettino, któremu wypadło najwięcej piłkarzy, a jego Tottenham w letnim oknie nie sprowadził żadnego zawodnika. Czym jest uderzanie w Bogu ducha winnych, młodych chłopaków i dramatyzowanie w sytuacji, w której inni zakasają rękawy do pracy, jeśli nie zwykłym frajerstwem? Tak zachowują się tylko ci, którzy zupełnie stracili poczucie kontroli.

Okno transferowe na Wyspach Brytyjskich zamknęło się w tym roku bardzo wcześnie, bo już 9 sierpnia. Dzień przed startem pierwszej kolejki Premier League. Abstrahując od bezmyślności owej reformy, zauważyć trzeba, że przywykły do wydawania grubej gotówki Jose również z tej sytuacji potrafił ukręcić bat. Wprawdzie dziadziejący Portugalczyk roztrwonił około 80 milionów euro na kopiącego się po czole Freda, podstarzałego Lee Granta i Diogo Dalota, którego świetność jest – mam nadzieję – melodią przyszłości. Mou pragnął jednak rasowego środkowego obrońcy. Lidera. Mówiło się o Tobym Alderweireldzie, Jerome Boatengu, czy nawet Diego Godinie. Żaden stoper jednak na Old Trafford nie trafił. Rozumiem, że nie jest to oczywiście winą samego menedżera, a bardziej Ed’a Woodward’a – dyrektora zarządzającego Czerwonych Diabłów. W ramie tego nieudanego okna transferowego Jose jest jednak wciąż jednym z głównych czarnych charakterów. Po pierwsze – przez ostatnie dwa lata w Manchesterze nie potrafił wykorzystać drogich, kapitalnych piłkarzy do stworzenia dominacji, więc nie dziwię się Woodwardowi, że z oporem sięga do kieszeni, gdy siwy maruda zaczyna kręcić nosem. Po drugie – sporo mówi się o tym, że z Mourinho ciężko się dogadać, że piłkarze po prostu go nie lubią. Toby, Diego i Jerome na pewno też już o tym słyszeli. Po trzecie wreszcie – gdy było już wiadomo, że w ostatnich godzinach okna transferowego United prawdopodobnie nie spełni prośby Mou, on sam otwarcie zaczął krytykować zarząd w mediach i wróżyć drużynie słaby sezon. Własnej drużynie! Jeszcze przed startem rozgrywek! Skoro ta informacja dotarła do mnie, to musiała dotrzeć też do piłkarzy Czerwonych Diabłów. Nie potrafię sobie nawet wyobrazić jaki mindfuck zaliczyć musieli zawodnicy na co dzień pracujący na sukces, słysząc coś w stylu, że „bez nowego piłkarza zawalimy sezon”. Czym jest takie tupanie nogą i manifestowanie swojego niezadowolenia za wszelką ceną jeśli nie zwykłym frajerstwem? Tak zachowują się tylko ci, którzy zupełnie stracili poczucie kontroli.

Kolejny argument za własnym zwolnieniem Jose podsunął gadającym głowom w minioną niedzielę. Na The Amex Stadium zeszłoroczny beniaminek Brighton & Hove Albion podejmował przyjezdnych z czerwonej części Manchesteru. No i bang. United straciło 3 bramki w pierwszej połowie, a mecz ostatecznie zakończył się porażką drużyny Mourinho w stosunku 3:2. Jednak nie sam wynik, czy nawet toporny styl, do którego siwy pan przyzwyczaił są w tej porażce najgorsze. Najsłabsze, najbardziej obleśne i frajerskie było to, co Portugalczyk powiedział w piątek, na przedmeczowej konferencji. Zapytany o własne odczucia przed wizytą na The Amex odpowiedział: „Looking to the match, I think the best way to look at it is to remember that three months ago we lost there 1-0.”. Tak. Przed meczem z typowanym do spadku zeszłorocznym beniaminkiem, drużyną przaśną i romantyczną, lecz słabiutką wielki The Special One „asekuracyjnie” przypomina, że przecież w maju United zebrali od Brighton oklep. Czy to jest zachowanie charakteryzujące zwycięzców? Nie sądzę. Mourinho najwyraźniej tak bardzo przekonany jest o tym, że jego zespół znajduje się w ruinie, że zaczyna budować fundament pod porażkę z drużyną, która powinna zostać przez Diabły rozstrzelana. Czym jest takie przyzwyczajanie do porażki i asekuracyjne podejście nawet do najsłabszych przeciwników, jeśli nie zwykłym frajerstwem? Tak zachowują się tylko ci, którzy zupełnie stracili poczucie kontroli.

Żeby sprawa była jasna. Jestem przeciwnikiem oczekiwania na zwolnienie trenerów. Przejadło mi się to na krajowym podwórku. Jestem też absolutnie przeciw wyciąganiu wniosków przed dziesiątą kolejką rozgrywek ligowych. Nie mniej jednak Jose Mourinho grabi sobie u sympatyków brytyjskiej piłki od dłuższego czasu i staje się w tym coraz bardziej pretensjonalny. Nawet Lee Shapre, były piłkarz United zabrał głos w sprawie Mou i jasno stwierdził, że siwy spadnie ze stołka najpóźniej do Bożego Narodzenia. Przykro, gdy płonie i tonie tak wspaniały okręt jak Manchester United i gdy trzeba ten pożar gasić wypowiedzeniami. Choć wiecie co? Moim zdaniem, niestety, już tylko zdecydowane lecz dżentelmeńskie zwolnienie może uratować obie legendy – United i Mourinho przed nabawieniem się znaczącej skazy na historii pierwszego i biografii drugiego.

Bartosz Brzoskowski

 

FOT.radiojambo.co.ke / Stretty News
UDOSTĘPNIJ
Avatar
Zakochany w futbolu student Psychologii w Biznesie. Wąbrzeźnianin. Komentarz sportowy & Marketing w Radio Gol